„Pozwalam, bo wolę, żeby pił przy mnie”. Łyczek tu, łyczek tam to patologia

mamotoja.pl 4 godzin temu
Zdjęcie: Dzieci i młodzież nie powinny pić alkoholu, nigdy! fot. AdobeStock/btwcapture


Mam już naprawdę dość tego, co widzę latem na rodzinnych spotkaniach. Niby grill, niby beztroska atmosfera, a jednak w tle zawsze przewija się ten sam scenariusz: alkohol i dzieci. Najgorsze jest to, iż coraz częściej słyszę od bliskich „pozwalam, bo wolę, żeby pił przy mnie”. Jakby to był dowód troski i mądrego wychowania. A ja patrzę na to i nie mogę uwierzyć, iż naprawdę w Polsce stało się to normą.

W Polsce to smutny standard

Ostatnio spotkaliśmy się na działce u mojej siostry. Klasyka: kiełbaski, piwo, gwar. W pewnym momencie widzę, jak ona podaje swojemu piętnastoletniemu synowi puszkę piwa. Niby tylko „do spróbowania”, niby „przy wszystkich, żeby nie robił w tajemnicy”.

Wtedy mój ośmioletni syn popatrzył na mnie z powagą i zapytał: „Mamo, a ja też mogę spróbować?”. Serce mi stanęło. Chciałam krzyczeć. Bo co mam odpowiedzieć dziecku, skoro widzi, iż jego kuzyn z błogosławieństwem mamy dostaje piwo?

Jeszcze gorzej zrobiło się chwilę później, kiedy teściowie zaczęli swoje: „No daj mu łyczka, co ci szkodzi, myśmy też dawali i nikt na tym źle nie wyszedł”. Oni naprawdę wierzą, iż tak się buduje odpowiedzialność. Że to lepiej, niż gdyby dziecko piło w ukryciu. A dla mnie to czyste szaleństwo. Czy ktoś jeszcze rozumie, iż w ten sposób uczymy dzieci odruchów dorosłego pijącego? Rytuałów, które potem odtworzą bez nas – na imprezach, nad rzeką, na koloniach.

Pozwalanie dzieciom na picie alkoholu nie jest normalne

Nie mogę zaakceptować tego, iż łyczek tu i łyczek tam traktuje się jak coś normalnego. To nie jest oranżada ani napój gazowany. To jest oswajanie dziecka z alkoholem – z jego smakiem, zapachem, butelką, całą otoczką. A dziecko chłonie to jak gąbka. Dla mojego syna ten moment był jasny: skoro kuzyn pije i dorośli się na to zgadzają, to on też chciał. I to jest właśnie ten punkt, w którym zaczyna się patologia.

Słyszę od znajomych rodziców: „wolę, żeby pił przy mnie”. Ale to żadna kontrola. To tylko furtka otwarta na oścież. Bo jeżeli dziecko dostaje sygnał, iż alkohol jest normalny, to później nie będzie miało problemu, żeby sięgnąć po więcej – i wtedy rodzica już przy nim nie będzie. Nikt nie będzie liczył, ile wypił, nikt nie będzie pilnował, żeby nie zrobił sobie krzywdy.

Dla mnie sprawa jest prosta: alkohol nie jest dla dzieci. Ani w wersji „dla spróbowania”, ani w wersji „zero”. jeżeli rodzice naprawdę chcą uczyć odpowiedzialności, niech pokażą, iż potrafią się dobrze bawić bez alkoholu. Niech pokażą, iż piwo nie jest obowiązkowym dodatkiem do kiełbasy. Niech powiedzą jasno: to nie jest napój dla ciebie.

Kiedy usłyszałam pytanie mojego ośmiolatka, poczułam złość i bezsilność. Bo to ja muszę teraz tłumaczyć dziecku, dlaczego on nie może, skoro jego kuzyn może. To ja muszę być tą złą, tą „przesadnie surową”. Ale wolę być surowa niż udawać, iż normalne jest podawanie alkoholu dzieciom.

I wiem jedno – łyczek tu, łyczek tam to nie jest tradycja. To nie jest troska. To patologia, której nie powinniśmy już więcej usprawiedliwiać.

Zobacz także: Siostra poiła dziecko piwkiem zero, bo „lepiej nawadnia”. Już nigdy nie pojadę z nią na urlop

Idź do oryginalnego materiału