"Chciałam się podzielić z wami historią mojego dziecka, bo skłoniła mnie ona do mocnej refleksji. Otóż niedawno pozwoliłam synowi na legalne wagary. Początek roku zaczął się w zasadzie bez rozgrzewki i od razu zrobiło się bardzo intensywnie. Zeszły tydzień był wręcz masakryczny. Syn zarwał kilka nocy, był po kilku trudnych testach i widziałam, iż już totalnie nie ma sił. Powiedziałam więc: zostań i się wyśpij. Uznałam, iż absolutnie nie ma sensu, by umordowany siedział w ławce. Lekcje nadrobił i z zupełnie nową energią poszedł do szkoły po weekendzie.
Oj nieładnie!
Okazało się, iż jeden z nauczycieli dowiedział się, jak to określił, iż syn 'nie miał ważnego powodu, by opuścić szkołę' i zaczął go ośmieszać, przy całej klasie. Padły słowa w stylu 'jak byś przyszedł do szkoły w piątek, zamiast się lenić, to byś wiedział', albo 'może teraz sprawdzimy przy tablicy, co dał ci ten twój relaksik', 'jak widzisz, wagarowanie nie popłaca' itd.
Myślałam, iż już dawno przestaliśmy żyć w średniowieczu. Nigdzie nie jest powiedziane, iż dziecko może nie przyjść do szkoły, tylko i wyłącznie gdy jest obłożne chore lub ma pogrzeb w rodzinie. Także absolutnie żadne prawo nie nakazuje, bym w jakikolwiek sposób musiała informować nauczycieli, dlaczego moje dziecko nie było danego dnia na lekcjach.
Nie zamierzam kłamać
Jako mama mam prawo ocenić sytuację i np. uznać, iż danego dnia moje dziecko nie jest w stanie iść do szkoły. Nieobecność oczywiście zgłaszam, by nauczyciele wiedzieli, iż nie są to samowolne wagary i na tym koniec. Dopóki frekwencja nie jest podejrzanie niska i nie odbija się to na nauce. Nikomu nic do tego, dlaczego taką decyzję podjęłam.
Nie zamierzam także ściemniać, iż dziecko miało gorączkę czy grypę, bo nie uważam, by to było coś złego pozwolić dziecku nie iść do szkoły, gdy jest przemęczone. Przecież każdy z nas ma prawo do urlopu na żądanie. Możemy go wykorzystać w nagłej sytuacji losowej, ale także gdy mamy gorszy dzień.
W wielu osobach jest jakieś takie przekonanie, iż dziecko może odpoczywać tylko wtedy, gdy dorośli wyznaczą mu na to czas: weekend, ferie, wakacje. Przecież każdy z nas dobiera sobie wolne dni według własnego uznania i zmęczenia. Nie rozumiem, dlaczego mamy tego odmawiać dzieciakom? jeżeli syn po kilku ciężkich testach i kilku zarwanych nocach potrzebuje odsapnąć jeden dzień, to czemu mam się nie zgodzić na wolne?
Uważam, iż zmuszanie do chodzenia do szkoły za wszelką cenę sprawia, iż zagłuszamy jakiś instynkt samozachowawczy u naszych dzieci. To prosta droga do tego, by wychować ludzi, którzy chorzy, przemęczeni, zaniedbujący rodzinę i siebie przez cały czas będą szli do pracy, bo tak trzeba. Ja pragnę wychować człowieka, który potrafi zrobić sobie przerwę, gdy czuje, iż ma dość. Człowieka, który wie, iż świat się nie zawali tylko dlatego, iż chce zadbać o siebie. Pomyślcie o tym!".