**Prawdziwy mężczyzna**
Kasia z Heniem spotykali się od dwóch lat. Jej mama już zaczęła się martwić, iż córka marnuje z nim czas, a do ślubu jakoś nie dochodzi. Sam Henio tłumaczył, iż nie ma się co spieszyć, jeszcze zdążą, i tak dobrze im ze sobą…
Minęło lato, z drzew opadły liście, zasypując chodniki złotym dywanem, nadeszły deszcze. I jednego z tych mokrych, przeszywających październikowych dni Henio nagle niezdarnie oświadczył się Kasi, wręczając jej skromny, malutki pierścionek.
Oplotła go ramionami za szyję i szepnęła mu do ucha: „Tak”, a potem założyła pierścionek na palec i z euforii podskoczyła, wyciągając ręce do góry i krzycząc: „Tak!”.
Następnego dnia poszli do urzędu stanu cywilnego i, czerwieniąc się jak buraki, złożyli wniosek. Ślub zaplanowali na połowę grudnia.
Kasia marzyła o letnim weselu, żeby wszyscy zobaczyli, jaka jest piękna w białej sukni. Ale nie sprzeciwiała się Heniowi. Bo nagle mógłby odłożyć ślub na kolejne lato, a potem i całkiem przedwrócić. A ona go kochała i nie przeżyłaby rozstania.
W dniu ślubu sypał gęsty śnieg. Wiatr rozwiał jej starannie ułożoną fryzurę, a podmuch mógłby wręcz porwać ją wraz z rozłożystą suknią. Henio jednak złapał swoją szczęśliwą żonę w ramiona i zaniósł do samochodu. I ani śnieżyca, ani potargane włosy nie były w stanie zepsuć euforii dwojga zakochanych.
Pierwsze miesiące Kasia pławila się w miłości i szczęściu. Wydawało się, iż tak będzie już zawsze. Oczywiście, czasem dochodziło do drobnych sprzeczek, ale nocą gwałtownie się godzili i kochali jeszcze mocniej.
Po roku w szczęśliwej młodej parze urodził się Adaś.
Chłopiec rósł spokojny i bystry, ku euforii rodziców. Henio, jak większość mężczyzn, kilka pomagał Kasi w opiece nad synem, bał się go brać na ręce, a jeżeli już to zrobił, Adaś natychmiast zaczynał płakać, więc Kasia gwałtownie go odbierała.
— Ty lepiej sobie z nim radzisz. Jak podrośnie, wtedy będziemy razem grać w piłkę. Ja już wolę was utrzymywać — mówił Henio, choć jego pensja ledwo starczała dla trójki.
Adaś podrósł, poszedł do przedszkola, Kasia wróciła do pracy. Ale pieniędzy wcale nie przybyło, a na wkład własny do kredytu na mieszkanie nie było szans. Zaczęły się pretensje, małżonkowie kłócili się, oskarżając się nawzajem o niepotrzebne wydatki. Nie potrafili już tak łatwo się pogodzić jak kiedyś.
— Wszystko mi już jedno. Harujesz, harujesz, a ty i tak ciągle chcesz więcej. Chyba je pożerasz? — odburknął pewnego dnia Henio.
— Ty je pożerasz — odcięła się Kasia. — Popatrz tylko, jaki brzuch ci urósł.
— Mój brzuch ci nie pasuje? Ty też, wiesz co, nie jesteś już tą samą. Ożeniłem się z piękną motylą, a teraz widzę tylko gąsienicę.
Słowo po słowie pokłócili się na całego. Kasia, ocierając łzy, poszła po Adasia do przedszkola. W drodze powrotnej, słuchając paplaniny syna, nagle zrozumiała, iż nie może stracić Henia. Zaraz wróci do domu, przytuli go, pocałuje i przeprosi. A Henio, jak dawniej, odwzajemni pocałunek i wszystko wróci do normy. Przecież kochające osoby czasem się kłócą, tylko po to, żeby się potem lepiej pogodzić. Polepszył jej się humor i przyśpieszyła kroku, ciągnąc za sobą ledwo nadążającego Adasia.
Ale mieszkanie przywitało ich ciszą i ciemnością. Z wieszaka zniknęła męska kurtka, nie było też butów. „Ochłonie i wróci” — pomyślała Kasia i zaczęła smażyć ziemniaki ze skwarkami, tak jak Henio uwielbiał.
Ale Henio nie wrócił, nie odbierał telefonów. Rano Kasia, wykończona bezsennością i czarnymi myślami, odprowadziła Adasia do przedszkola i pojechała do pracy. Ledwo doczekała się przerwy obiadowej, zwolniła się, mówiąc, iż źle się czuje, ale zamiast do domu pojechała do pracy Henia.
Podeszła do jego gabinetu i, powtarzając w myślach przygotowane wcześniej słowa, otworzyła drzwi. Henio stał do niej plecami i całował się z kobietą. Na jego ciemnej marynarce bieliły się jej ręce z jaskrawym manicurem, przypominając rozłożyste liście klonu.
Kobieta nagle otworzyła oczy i zobaczyła Kasię, ale nie odsunęła się od Henia, nie zdjęła rąk z jego pleców, wręcz przeciwnie — przytuliła się jeszcze mocniej.
Kasia wybiegła z biura jak oparzona. Szła bez celu, potykając się o przechodniów, nie widząc nic przed sobą przez łzy. Nogi same zaniosły ją pod drzwi matki.
— Mamo, za co on tak ze mną postąpił? Czy wszyscy mężczyźni są tacy? — zapytała Kasia przez łzy.
— Jacy tacy? — spytała matka.
— Zdradzają. Pewnie już od dawna to trwa, a ja byłam ślepa. Nie może być tak, żeby nagle…?
— Nie wiem, córeczko. Gdy kochasz, cały świat mieści się w jednym mężczyźnie. Dlatego wydaje ci się, iż jeżeli on cię zdradza, to wszyscy mężczyźni to zdrajcy — westchnęła matka. — Nic się nie martw, wróci.
— A jeżeli nie wróci? — spytała Kasia zduszonym głosem.
— Z czasem ból minie. Masz syna. Myśl o nim. A jeżeli nie wróci… może to i lepiej. Jesteś młoda, jeszcze znajdziesz swoje szczęście.
— A ty nie znalazłaś.
— Skąd wiesz? Po prostu bałam się, iż z innym mogłoby się powtórzyć to samo. A ty byłaś już duża, bałam się o ciebie. Ale ty masz syna, on potrzebuje ojca…
Trochę uspokojona u matki, Kasia pojechała po Adasia do przedszkola.
— Mamo, pobaw się ze mną — poprosił syn w domu.
— Zostaw mnie w spokoju — odparła szorstko Kasia.
— Nie lubię, jak tak mówisz — odpowiedział drżącym głosem Adaś i więcej się nie narzucał.
Henio wrócił do domu, gdy Kasia już układała Adasia do snu. Wyciągnął walizkę i zaczął pakować swoje rzeczy.
— Gdzie się wybierasz? — spytała Kasia, choć już wiedziała.
— Wyprowadzam się. Mam dość. Dość kłótni, tego ciasnego miesz”Odkąd Adaś wyprowadził się do Warszawy, Kasia codziennie dzwoniła, by upewnić się, iż syn zjadł obiad, a gdy pewnego dnia oznajmił, iż zostaje ojcem, jej serce rozpłynęło się w szczęściu, bo w końcu nadszedł czas, by wnuki wypełniły jej dom na nowo śmiechem i piosenkami.”