Dawny uczeń przechodził obok swojej starej szkoły. Jego uwagę zwróciło zjawisko, którego nie pamiętał z dzieciństwa. Postanowił podzielić się swoimi spostrzeżeniami we wpisie opublikowanym na forum Reddit. "Czy w dzisiejszych czasach rodzice są aż tak helikopterowi?" - zatytułował post.
REKLAMA
"Wysyp helikopterowych rodziców"
"Byłem zaskoczony liczbą rodziców, którzy przyszli na piechotę, by odebrać swoje dzieci z placówki" - zaczął. Dodał, iż niektórzy odprowadzali młodzież do domów, a inni być może choćby do samochodów. Internauta nie pamiętał, aby lata temu pod tą samą szkołą kręciło się tak wielu dorosłych. "Czy to teraz normalne? Kiedy byłem nastolatkiem, żadne dziecko nie tolerowałoby rodzica stojącego gdzieś przy wejściu w zasięgu wzroku. choćby moja mama, która była niesamowicie nadopiekuńcza, zgodziła się poczekać na mnie w samochodzie przecznicę dalej" - wyznał.
Zobacz wideo Dziecko w samej bieliźnie samotnie spacerowało po mieście. Jego rodzice byli pijani
Tłumnie wysiadano z samochodów
Tłumaczył, iż nie chodzi mu absolutnie o rodziców, którzy zaparkowali samochód pod placówką, by odwieźć dziecko do położonego spory kawałek od szkoły domu. Zaskoczyło go bardziej to, ile osób przyszło na piechotę tylko po to, aby odprowadzić dziecko pod sam dom oraz to, ile osób wysiadło z auta i pofatygowało się pod szkolne bramy. "Ja też jestem rodzicem, ale dużo młodszych dzieci" - dodał, najpewniej zastanawiając się, czy w przyszłości też go to czeka.
Należy zaznaczyć, iż cała sytuacja miała miejsce w amerykańskim middle school, do której uczęszczają dzieci w wieku od 11 do 14 lat. Można więc traktować tę placówkę jako odpowiednik klas szóstych, siódmych i ósmym w polskich szkołach podstawowych.
"Kiedyś to było towarzyskie samobójstwo!"
Pod wpisem pojawiły się liczne komentarze od innych rodziców, którzy podzielili się swoimi przemyśleniami. Niektórzy przyznali, iż kiedyś bycie odbieranym przez rodziców ze szkoły dla nastolatków oznaczało szczyt obciachu.
"Teraz oczekuje się, by rodzice byli bardziej helikopterowi. Jesteśmy oceniani, jeżeli nie pilnujemy dziecka przez cały czas", "Ja byłem świadkiem innych zachowań helikopterowych rodziców. Ostatnio wydaje mi się, iż za bardzo angażują się w małe towarzyskie dramaty swoich dzieci, zamiast po prostu ich wysłuchać, ale pozwolić samodzielnie je rozwiązać", "Czasy się zmieniły. Pojawiły się obawy dotyczące bezpieczeństwa, promuje się chodzenie do szkół na piechotę i ogólnie inne są teraz oczekiwania wobec rodziców. A kiedy byliśmy młodzi? Nie było mowy o takim odprowadzaniu. Obecność rodzica pod murami szkoły średniej oznaczała towarzyskie samobójstwo!" - czytamy w komentarzach.
Czym są "helikopterowi rodzice"?
Ten termin wywodzi się z USA i zyskuje coraz większą popularność w Polsce. Pod tym pojęciem rozumie się bardzo nadopiekuńczych rodziców, którzy za wszelką cenę chcą być obecni w życiu dziecka. Bywa, iż podejmują za nie ważne decyzje, rozwiązują problemy, a choćby interweniują w relacje z rówieśnikami. Wierzą, iż robią to wszystko dla ich dobra, ale w rzeczywistości nie pozostawiają swoim dzieciom przestrzeni na naukę samodzielności. Zarzuca się im, iż mimo dobrych intencji, wychowują osoby nieporadne życiowo.
A ty zauważyłeś w polskich szkołach podobne zjawisko, jak to opisywane przez bohatera artykułu? Uważasz, iż faktycznie przybywa skrajnie nadopiekuńczych rodziców? Napisz w komentarzu lub na maja.kolodziejczyk@grupagazeta.pl. Wasze historie są dla mnie ważne. Gwarantuję anonimowość.