"Przecież to tylko ławka" – powiedziała nauczycielka. Dla mojego dziecka to był koniec świata

mamadu.pl 17 godzin temu
Pierwszy dzień w pierwszej klasie miał być uroczysty i wyjątkowy. Zamiast tego moje dziecko usiadło w ławce samotnie, podczas gdy reszta klasy tworzyła pary. "Przecież to tylko ławka" – usłyszałam od nauczycielki, ale dla mojego dziecka to był początek koszmaru, a nie szkolnej przygody.


Pierwszy dzień i pierwsze łzy


Kiedy prowadziłam syna do szkoły, starałam się ukryć własne wzruszenie. Pierwsza klasa – nowy etap, nowe wyzwania, nowe znajomości. Wszystko pachniało świeżością zeszytów i czystością sali.

Ale kiedy mój synek wszedł do klasy i rozejrzał się wokół, jego twarz nagle posmutniała, a w oczach pojawił się lęk. Wszystkie dzieci siedziały parami. Tylko on został sam.

Widziałam, jak zamyka się w sobie, jakby chciał zniknąć. A mi pękło serce – bo wiem, iż takie chwile zostają z dzieckiem na długo.

"To tylko ławka" – naprawdę?


Zgłosiłam ten problem nauczycielce, próbując spokojnie wytłumaczyć, iż to nie jest błahostka. Że dla dziecka, które dopiero wchodzi w szkolny świat, ławka jest symbolem akceptacji i przynależności.

Jej odpowiedź była chłodna:


"Przecież to tylko ławka".

W tamtym momencie poczułam, iż kompletnie nie rozumie, jak ważne są drobiazgi dla małego dziecka. A przecież jest pedagogiem – osobą, która powinna dostrzegać takie rzeczy szybciej niż rodzic.

Samotność w klasie pełnej dzieci


Siedzenie w pojedynkę to nie tylko kwestia wygody. To znak dla reszty klasy: "On jest sam". Kiedy inne dzieci patrzą i widzą kogoś, kto nie ma pary, bardzo gwałtownie zaczynają go traktować jak outsidera. Dla dorosłego to detal, dla dziecka – piętno.

A przecież problem nie wziął się znikąd. To nie była zła wola nauczycielki, tylko efekt tego, iż w klasie jest po prostu nieparzysta liczba dzieci. Ktoś musiał zostać sam i akurat padło na moje dziecko.

Mój synek nie chciał siedzieć obok konkretnego chłopca ani "wymuszać" towarzystwa. On chciał tylko być jak inni – mieć kogoś, z kim można wymienić spojrzenie podczas lekcji, podzielić się gumą, zaśmiać się cicho, kiedy pani się odwróci. Takie drobiazgi budują dziecięce więzi. Kiedy ich zabraknie, trudno nadrobić to później.

Starałam się spokojnie wytłumaczyć nauczycielce, iż moje dziecko szczególnie potrzebuje kontaktu z rówieśnikami. Że w grupie łatwiej mu się otworzyć, iż przyjaźnie rodzą się w

drobnych interakcjach, także w ławce.

Dla niej to była rutyna. Dla mnie – bezradność. Dla mojego dziecka – koniec świata.

Gorzka refleksja rodzica


Piszę to, bo wiem, iż podobne historie zdarzają się częściej, niż myślimy. Małe sprawy w oczach dorosłych są wielkimi dramatami w oczach dzieci. Szkoła nie powinna być miejscem samotności.

Ławka może być początkiem przyjaźni albo początkiem izolacji. A różnicę robi jedno zdanie nauczycielki – i jej wrażliwość albo jej brak.

Idź do oryginalnego materiału