Przed śmiercią teściowa wyjawiła synowej straszną prawdę, która wszystko przewróciła do góry nogami…
Alu… Muszę z tobą szczerze porozmawiać. Czuję, iż mój czas się zbliża. Powinnaś znać prawdę. choćby jeżeli mnie potem znienawidzisz szepnęła Maria Wójcik, mocno ściskając dłoń Aliny.
Alina zastygła. Alu? Od dnia, gdy wyszła za jej syna, teściowa nazywała ją co najwyżej bezpłodną kreaturą, nieudaną żoną lub rozwódką. Nigdy czule. A teraz czułe imię, drżenie w głosie, łzy w oczach. Może śmierć naprawdę sprawia, iż człowiek patrzy prawdzie w oczy? Może Maria Wójcik wreszcie żałowała tego, co zrobiła.
Alina pracowała jako pielęgniarka w tym szpitalu, gdzie teściowa trafiła po ciężkim zawale. Lekarze szeptali, iż szanse na wyzdrowienie były nikłe. Z byłym mężem, Tomaszem, nie widziała się od lat. Pewnie choćby nie przyjechał do matki, albo ich wizyty się nie pokryły. Alinie nie zależało. Po tym, jak ją zostawił, złamał jej serce i życie, nie chciała choćby słyszeć jego imienia.
Wszystko zaczęło się od ciąży. Alina marzyła o dziecku, ale mąż był chłodny. Narzekał, iż nie mają pieniędzy, iż rodzina to ciężar, iż wszystko spadnie na niego. Obiecywała, iż będzie pracować w domu, iż nie będzie mu wisieć na karku, ale on tylko machał ręką. A jego matka? Maria Wójcik patrzyła na nią z pogardą, sugerując, iż Alina zaszła w ciążę, by przywiązać syna.
Gdy nadszedł czas porodu, lekarze nagle zdecydowali się na cesarskie cięcie choć nie było ku temu medycznych wskazań. Alina próbowała dodzwonić się do teściowej, która kierowała oddziałem położniczym. Może by interweniowała? Ale Maria Wójcik nie odebrała. Po operacji powiedziano Alinie: Dziecko zmarło w łonie. To był cios w serce. Jej córeczka ta, którą już nazywała Zosią zniknęła. Tego dnia Alina przestała wierzyć w świat, sprawiedliwość i miłość.
Małżeństwo się rozpadło. Tomasz obwiniał ją o słabe zdrowie i niemożność bycia matką. Jego matka go wspierała, jeszcze bardziej raniąc Alinę. W końcu rozwód, w którym uznano ją za winną. Została sama, ze złamanym sercem i pustką w środku.
A teraz Maria Wójcik leżała w tym samym szpitalu, potrzebując opieki. Ani syna, ani jego nowej żony nie było w pobliżu. Starość sprawiła, iż choćby własna rodzina uznała ją za niepotrzebną.
Nie mów tak, Mariu! Na pewno wyzdrowiejesz! próbowała zaprzeczyć Alina, ale kobieta tylko słabo machnęła ręką.
Nie… To już koniec. Sama to czujesz. Ale ty jesteś dobrą kobietą. Myliliśmy się, nie wspierając cię. Gdy stanęliśmy po stronie Tomka… Powinnaś wiedzieć, Alu… Cesarskie cięcie zrobiono ci nie bez powodu.
Serce Aliny zamarło. Zawsze podejrzewała, iż coś było nie tak. Ale usłyszeć to teraz…
Twoje dziecko… nie umarło. Zamieniono je. Twoją córkę… moją wnuczkę… oddano na adopcję do zamożnej rodziny.
Świat się zawalił. W uszach zadzwoniło, nogi się ugięły. Alina złapała się za brzeg łóżka, by nie upaść. Przed nią nie leżała już chora kobieta przed nią stała ta, która ukradła jej najcenniejszy skarb.
Dlaczego?.. wykrztusiła, głos drżał jak struna na granicy zerwania.
Tomek nie chciał dzieci. Wiedziałaś… Dopiero zaczynał karierę. Bał się, iż dziecko będzie przeszkodą. Że będziesz żądać alimentów, jeżeli odejdzie. Że ściągniesz go na dno. Namówił mnie… Miałam to wszystko załatwić. Sprawić, byś uwierzyła, iż dziecko umarło. Zgodziłam się… dla jego przyszłości. Chciałam, by odniósł sukces. A teraz… stojąc przed śmiercią… widzę, jaką winę noszę. Czy możesz mi wybaczyć?
Jak mogliście?! wyrwało się z ust Aliny. Łzy spływały po policzkach, ale choćby ich nie czuła. Gdzie ona jest? Gdzie moja córka? spytała, ledwo składając słowa. Ból ściskał pierś jak imadło.
W szafce… tam jest notatnik… Na pierwszej stronie adres… wyszeptała teściowa. Ale, Alu… on teraz jest wpływowym człowiekiem. Nie odda ci dziewczynki. Będzie bronił swojej rodziny za wszelką cenę…
To się dopiero okaże warknęła Alina przez zaciśnięte zęby.
Drżącymi rękami otworzyła szafkę i chwyciła notes. Wyrwała kartkę z adresem, gwałtownie się odwróciła i prawie wybiegła z sali.
Alu… wybacz mi… dobiegł ją ochrypły głos.
Bóg wybaczy rzuciła, nie oglądając się.
Nie mogła już zostać przy tej kobiecie. Przy tej, która zniszczyła jej marzenia, macierzyństwo, szczęście. Teraz w głowie miała tylko jedną myśl zobaczyć córkę.
Pięć i pół roku! Już taka duża… Żywa… Łzy znów napłynęły do oczu, ale Alina gwałtownie je otarła i prawie pobiegła do biura kierownictwa. Wyrzuciła kilka słów o pilnej sprawie, choćby nie pamiętając, jak wyjaśniła nagłe wyjście. Droga na podany adres minęła jak we mgle. I oto stała przed bramą ogromnej willi, zdając sobie sprawę, iż nie może po prostu wejść i zabrać dziecka. Powoli docierało do niej, iż dla dziewczynki byłby to szok. Przywykła już do innego życia, innej mamy… Ale choćby ją zobaczyć… Choć na chwilę…
Na ganku przywitał ją mężczyzna. Był wysoki, przystojny, ale w jego spojrzeniu czaił się lodowaty chłód. Z głębi podwórza dobiegał dziecięcy śmiech, i serce Aliny ścisnęło się. Chciała tam biec, do córki…
Przyszła pani w sprawie pracy jako niania? spytał, uważnie ją oglądając.
Jako niania? powtórzyła Alina, nie odrywając wzroku od podwórza, skąd dobiegał dziecięcy głos.
Czyż nie? mężczyzna lekko zmarszczył brwi.
Krzysztofie? wyszeptała, a on skinął głową. Nie przyszłam jako niania… Przyszłam po córkę… twarz Krzysztofa natychmiast zbladła, naprężona szczęka zdradzała gniew. Patrzył na nią, jakby chciał zmiażdżyć ją wz