"Przekraczają granice żenady". Nauczycielka mówi, jak rodzice "walczą" o oceny dzieci

dadhero.pl 1 dzień temu
– Ja bardzo chętnie dam szansę uczniowi, który chce poprawić ocenę na koniec roku. Jak przyjdzie, pokaże, iż mu zależy, iż chce popracować, to nie ma problemu. Ale nie cierpię, jak to załatwiają rodzice. Bo raz, iż nie powinni wyręczać dzieci, a dwa, iż zachowują się przy tym karygodnie – mówi Anna, polonistka z jednej z podwarszawskich podstawówek.


Czerwiec jest dla niej najgorszym miesiącem w roku. Po pierwsze dlatego, iż zaczynają się upały, a ona je źle znosi. Ale ważniejszy jest drugi powód. – Idą wakacje, więc zaczynają się tradycyjne pielgrzymki pand – mówi Anna, polonistka z ponad 20-letnim stażem, w tej chwili zatrudniona w podstawówce w jednym z powiatowych miast pod Warszawą.

A co pani szkodzi dać lepszą ocenę?


Pandami Anna (i jej koledzy z pokoju nauczycielskiego) nazywa uczniów, którzy przed końcem roku przychodzą z tą samą prośbą. "Pani da szansę", "Pan da poprawić". Robią to zarówno uczniowie, którzy mają słabą ocenę i chcą zdać albo wyciągnąć się z miernej na dostateczną, jak i ci "piątkowi", którym brakuje trochę do świadectwa z czerwonym paskiem.

To jeden "gatunek pand". pozostało drugi. Rodzice. – Ten drugi jest znacznie gorszy. Z uczniami w większości przypadków można normalnie pogadać, wytłumaczyć, dlaczego po prostu nie mogą dostać więcej, bo dorobek z całego roku jest za słaby. Rodzicom trudniej to wyjaśnić, bo racjonalne argumenty do nich często nie docierają – mówi Anna. Poza tym uczniowie rozmawiają o tym w szkole. A rodzice dzwonią, piszą SMS-y, maile, wiadomości na WhatsApp. I albo się płaszczą, albo grożą, albo składają propozycje, które śmiało można uznać za korupcję.

Takie prośby od "zaangażowanych" rodziców Anna zaczyna dostawać już w połowie maja. Ale prawdziwa ofensywa zaczyna się z początkiem czerwca, kiedy i do uczniów, i do rodziców dociera, iż zaraz wystawianie ocen, więc to ostatni dzwonek, żeby działać. – W poniedziałek dostałam od jednej z takich matek wiadomość. Jej syn na po lekcji zapytał mnie, co mu wychodzi na koniec roku. Zerknęłam w oceny i powiedziałam, iż tak na oko to mocna trója. Tego samego dnia wieczorem jego matka wysłała mi przemiłego SMS-a – opowiada Anna.

Ja się umiem odwdzięczyć za przysługę


W wiadomości było pytanie, co Kamil musi zrobić, żeby zamiast tej trójki mieć… piątkę. Może jakaś prezentacja o pisarzu, może poprawa ważnej klasówki czy dodatkowa praca pisemna. – A na koniec pani napisała, iż jak wymyślę sposób, żeby Kamil się podciągnął, to ona się odwdzięczy. I podkreśliła, iż ona naprawdę umie się odwdzięczyć tym, którzy zrobią jej przysługę – mówi nauczycielka. Takie propozycje są najczęstsze. Tylko bardziej wprost, bo rodzice się nie krępują i obiecują fajny prezent na koniec roku. – Jeden ojciec zasugerował nawet, iż może dzięki znajomościom załatwić lepszą pracę mojemu mężowi, jeżeli dam jego córce szansę na piątkę na świadectwie – wspomina.

Ale nie wszystkie wiadomości zawierają obietnice ogromnej wdzięczności wyrażonej prezentem. Bywają też groźby – najczęściej skargi do kuratorium "albo choćby do MEN". Albo szantaże emocjonalne. – Rok temu matka ucznia, którego byłam wychowawczynią, poprosiła mnie, żebym go podciągnęła z polskiego na czwórkę. Ona była w komitecie rodzicielskim i była rzeczywiście bardzo pomocna, aktywna, sporo spraw ogarniała. No i wtedy mi powiedziała, iż skoro ona mi tak pomaga, to chyba może liczyć na tak drobną przysługę – opowiada Anna.

Z rodzicami nie negocjuję


I dodaje, iż zdarzają się też próby brania na litość. – Jedna matka niemal błagała mnie, żebym postawiła jej córce czwórkę na koniec roku, bo inaczej jej mąż będzie zły. On się przyzwyczaił, iż córka się świetnie uczy i będzie bardzo niezadowolony, iż nagle, po zmianie szkoły, ma gorsze oceny. Dziewczyna generalnie olewała naukę, ale w poprzedniej szkole dawała radę, a po przenosinach do nas gwałtownie wyszło, iż ma spore luki. Poradziłam tej pani, żeby skłoniła córkę do bardziej intensywnej pracy po wakacjach, to oceny będą lepsze – wspomina polonistka.

Rodziców, którzy prośbą, obietnicami czy groźbami próbują ją skłonić do "dania szansy" na lepszą ocenę, Anna odsyła z kwitkiem. Mówi im, iż w ten sposób krzywdzą własne dzieci, bo pozbawiają ich okazji do tego, żeby sami ogarniali swoje sprawy i wykazali się inicjatywą. – Z uczniami, zwłaszcza takimi, którzy naprawdę się spinają, spokojnie negocjuję, jeżeli sami przyjdą to załatwić. Z rodzicami dyskusji nie ma. Niestety, niektórzy wciąż się nie nauczyli, iż "nie ze mną te numery" i wciąż próbują. Dlatego spodziewam się, iż ten sms z poniedziałku to dopiero początek tegorocznej "inwazji pand". I pewnie znów więcej będzie tych pand dorosłych – mówi.

Idź do oryginalnego materiału