Pokolenie obecnych uczniów: bezradne i samotne
Przeciwnicy obecnej władzy (ale też część jej zwolenników) zgłaszają zastrzeżenia do sposobu, w jaki Ministerstwo Edukacji Narodowej – pod kierownictwem Barbary Nowackiej – przeprowadza reformę edukacji. MEN zbiera krytykę za to, iż obecna szefowa resortu zapowiadała rewolucyjne zmiany w systemie szkolnym, mające poprawić sytuację nauczycieli i uczniów. Tymczasem wiele z wprowadzanych reform wydaje się nieprzemyślanych.
Część z nich przynosi korzyści "na teraz" (jak likwidacja prac domowych, która odciąża uczniów), jednak w dłuższej perspektywie – zdaniem niektórych – mogą mieć negatywne skutki, np. brak systematyczności w nauce. Swoją ocenę działań MEN wyraziła w rozmowie z portalem wpolityce.pl Anna Zalewska – minister edukacji w latach 2015–2019, w tej chwili europosłanka PiS.
Była szefowa resortu krytycznie oceniła Nowacką, zarzucając jej, iż realizacja reform została przekazana osobom trzecim, a sama minister prowadzi misję oderwaną od realnych potrzeb. "Pomysły pani Nowackiej doprowadzą do ukształtowania absolwenta bezradnego i samotnego" – podkreśliła Zalewska na początku rozmowy.
Zwróciła uwagę, iż zarówno rodzice, jak i nauczyciele są coraz bardziej sfrustrowani skutkami zniesienia obowiązkowych prac domowych – dzieci uczą się mniej i nie mają już ustalonych obowiązków edukacyjnych.
Analfabetami łatwiej sterować?
Była minister zauważyła, iż zadania domowe wcale nie musiały być oceniane przez nauczycieli, ale ich całkowite zniesienie sprawiło, iż wielu uczniów przestało traktować poważnie jakiekolwiek obowiązki – także te domowe, jak sprzątanie pokoju, pomoc w kuchni czy wynoszenie śmieci. Choć może się wydawać, iż takie odciążenie daje dzieciom więcej czasu w odpoczynek, w dłuższej perspektywie – według Zalewskiej – prowadzi do utraty samodzielności i odpowiedzialności.
Na zakończenie rozmowy wyraziła obawy, iż jeżeli skutki rezygnacji z prac domowych okażą się poważne, MEN nie będzie w stanie skutecznie przywrócić tego obowiązku: "To pokazuje, iż te zmiany dopiero przynoszą efekt, ale za moment doprowadzą do takich spustoszeń i zniszczeń, które prawdopodobnie będą nie do odrobienia. Proszę powiedzieć dziecku, które przez dwa lata nie odrabia prac domowych, iż nagle ma zacząć te zadania odrabiać i będzie za to oceniane".
Zalewska skrytykowała również zmiany programowe, twierdząc, iż pozbawiają uczniów poczucia tożsamości narodowej i bezpieczeństwa, które daje wiedza o historii i przynależności. Według niej obecny rząd eksperymentuje na uczniach, co może prowadzić do obniżenia poziomu wykształcenia.
Gorzej, niż w czasie pandemii
"Problemem z podstawami programowymi jest to, iż chodzi w istocie o zbudowanie – jak chce Unia Europejska – lewicowego, 'zielonego' (czyli: posługującego się poprawnością polityczną, jeżeli chodzi o klimat i środowisko), cyfrowego absolwenta. Łatwego do zarządzania" – podkreślała Zalewska.
I dodaje: "Ja mówię o tej samotności i bezradności, a pani redaktor słusznie mówi o takim, powiedziałabym: społecznym analfabetyzmie. O takich dysfunkcjach, które w zasadzie sami szykujemy swoim dzieciom. Bo dziecko musi się poczuć pewnie i bezpiecznie w swoim własnym środowisku, w szkole, wśród rówieśników i musi wiedzieć, iż jest silne i iż wolno mu popełniać błędy, wolno mu źle wyglądać, wolno mu mieć inne poglądy".
Zalewska twierdzi, iż uczniowie wiedzą coraz mniej, bo coraz mniej się od nich wymaga. Każda próba podniesienia poprzeczki może teraz zostać odebrana jako ograniczanie praw młodych ludzi. "Obawiam się, iż te roczniki, które są bez zadań domowych, są bardziej stracone niż roczniki pandemiczne" – podsumowała.
Podobne opinie wyrażają także liczni rodzice, którzy zauważają, iż ich dzieci uczą się znacznie słabiej, odkąd nie muszą odrabiać prac domowych. Obowiązki te – według nich – rozwijały u dzieci samodzielność, poczucie obowiązku i odpowiedzialność. Nasza redakcja otrzymuje w tej sprawie coraz więcej maili – zarówno od rodziców, jak i nauczycieli.