Mail wysłany do reakcji przypomniał mi sytuację, w jakiej sama się znalazłam, gdy córka była w klasie pierwszej. Jestem tym typem rodzica, który stawia na samodzielność i stara się nie wyręczać swoich pociech, jednocześnie uważa, iż na początku trzeba dziecku pokazać co i jak. Mimo to umknęła mi jedna istotna rzecz.
W drugim semestrze przyszła wiadomość od wychowawczyni. Pani zaznaczyła, iż od dzisiaj co jakiś czas będzie na wyrywki kontrolować piórniki uczniów. Tak chciała zmotywować klasę do samodzielnego dbania o przybory szkolne. Byłam jednak pewna, iż mojego dziecka to w zasadzie nie dotyczy, bo z pewnością ma komplet wszystkich niezbędnych rzeczy i porządek…
Byłam w błędzie
Kontrolnie jednak poprosiłam, by córka pokazała mi piórnik i oniemiałam. Połamane kredki, które miały już zaledwie 3-4 centymetry, wypisane długopisy, tępe ołówki, pusta tubka po kleju i jakieś śmieci. Trochę szok.
Mimo iż codziennie pomagałam córce w odrabianiu lekcji czy pakowaniu plecaka, jakoś nie zaglądałam do piórnika. Co więcej, byłam przekonana, iż to oczywiste, iż kiedy czegoś jej zabraknie, to o to poprosi albo weźmie z szuflady (miała wszystko w zapasie w biurku). Byłam jednak w błędzie.
Tego trzeba się też nauczyć
Nawet nie chodzi o niedbalstwo ucznia, ale o to, iż 7- i 8-latki to jeszcze małe dzieci, dla których takie rzeczy wcale nie muszą być oczywiste. Muszą się nauczyć, iż połamane kredki się temperuje lub wymienia. Bez wskazówek rodziców i nauczycieli wcale nie musi to być takie proste.
Szczerze mówiąc, mocno się zdziwiłam, jak bardzo i jak gwałtownie zużyły się przybory. Skompletowanie piórnika we wrześniu to zdecydowanie za mało. A ty czasem zaglądasz do piórnika swojego dziecka?