Kinga była w siódmym niebie z radości. Wreszcie jej ukochany Marek oświadczył się – prosto, szczerze, bez żadnego patosu, z tym charakterystycznym ciepłem w głosie, które sprawiło, iż dziewczyna poczuła ukłucie w sercu. Oczywiście się zgodziła – i już po kilku dniach zaczęło się zamieszanie: listy gości, przymiarki, dyskusje o menu. Wszystko wyglądało jak z bajki.
– Kinguś, myślę, iż czas, żebyś poznała moich rodziców – powiedział kiedyś Marek. – Mama zaprasza nas na obiad w sobotę.
– Najwyższy czas – roześmiała się Kinga i pocałowała go w policzek.
W sobotę wieczorem dotarli do domu rodziców Marka. Kinga z bijącym sercem otworzyła drzwi – i oniemiała. W fotelu siedział ojciec Marka – mężczyzna o surowym spojrzeniu i zmęczonych dłoniach. Podniósł wzrok, a jego twarz nagle się zmieniła. Kinga poczuła, jak ziemia usuwa się jej spod nóg.
Ten człowiek był wrogiem jej rodziny.
Gdy Kinga miała zaledwie jedenaście lat, tragedia zniszczyła jej dzieciństwo. Rodzice jej najlepszego przyjaciela Tomka zginęli w wypadku, wracając motocyklem z miasta. To był straszny dzień. Matka Kingi – Barbara – płakała na ganku, a ojciec, Andrzej, tylko zaciskał usta w cienką linię. Zawsze nie lubił ojca Tomka – Krzysztofa, swojego dawnego rywala jeszcze z czasów szkolnych. Kiedyś obaj byli zakochani w tej samej dziewczynie – w Magdzie. Wybrała innego, a Andrzej zapamiętał to na całe życie.
Po śmierci rodziców Tomek tymczasowo zamieszkał u nich, ale Andrzej był niezadowolony. Poszedł choćby do domu dziecka i dopilnował, by chłopca został umieszczony. Powiedział wtedy Barbarze:
– Nie chcę, by moja córka zadawała się z synem tego człowieka.
Zakazał choćby Tomkowi dzwonić do Kingi. A miesiąc później rodzina przeprowadziła się do innego miasta.
Kontakt się urwał.
Minęło czternaście lat. Kinga skończyła studia, dostała pracę w dużej firmie handlowej. Zespół był młody, ale chłodny. Dziewczynę przyjęto bez większego entuzjazmu – ktoś zazdrościł jej urody, ktoś uważał, iż długo nie wytrzyma. Pierwszy dzień pracy wydawał się wiecznością.
Czwartego dnia, niosąc dokumenty do biura, zderzyła się w korytarzu z młodym mężczyzną. Papiery rozsypały się, oboje jednocześnie się schylili – a Kinga zamarła. Serce uderzyło ją w żebra.
– Tomek?! – wyszeptała.
Podniósł wzrok. I natychmiast ją rozpoznał.
– Kinga… Boże, czy to naprawdę ty?
Przytulili się w tym korytarzu, nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenia współpracowników.
Po pracy Tomek czekał na nią przed budynkiem. Poszli do kawiarni i rozmawiali godzinami. Opowiedział, iż został adoptowany i pracuje w tej samej firmie. Kinga zaprosiła go do siebie, by poznał jej rodziców. Matka była zachwycona, ale ojciec… Andrzej choćby nie próbował ukryć chłodu. Ostro zapytał:
– Kim ty, mówisz, pracujesz?
– Kurierem – odparł Tomek bez mrugnięcia okiem. Choć Kinga wiedziała, iż nie mówi całej prawdy.
Wkrótce zaczęli się spotykać. Byli szczęśliwi. Kinga promieniała, Tomek się nią opiekował. Znów stali się jednością. Aż pewnego dnia wziął ją za rękę i powiedział:
– Wyjdź za mnie, Kinga.
– Oczywiście, Tomek! Oczywiście!
Pobiegła opowiedzieć rodzicom. Matka płakała ze szczęścia. A ojciec stwierdził:
– Rób, jak uważasz. Ale on mi nigdy się nie spodoba.
– Za co go tak nienawidzisz?! – krzyknęła Kinga.
– Nie muszę się tłumaczyć. Jesteś dorosła. Postępuj, jak chcesz.
Zaproszenie na obiad wyszedł od Tomka – chciał, by poznała jego przybranych rodziców. Kinga przyjechała… i zastygła w drzwiach. Ojciec Tomka to nikt inny jak Zbigniew Nowak, prezes ich firmy. Człowiek, przed którym w biurze kłaniali się jak przed władcą. A sam Tomek – nie kurier, tylko jego zastępca. I współwłaściciel biznesu.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – szepnęła.
– Nigdy nie pytałaś – uśmiechnął się.
Okazało się, iż współpracownicy wiedzieli wszystko. Dlatego patrzyli na nią z zazdrością. A ojciec… ojciec siedział przy stole i nie mógł wydusić słowa. Zrozumiał, iż nie tylko się mylił. Zrujnował dziecięcą przyjaźń. Prawie rozdzielił ich na zawsze.
Święto było huczne. Rodzice Tomka podarowali im luksusowe mieszkanie. Andrzej wciąż nie mógł dojść do siebie. Później przyznał się córce, iż sam pojechał do domu dziecka i zabronił Tomkowi się z nią kontaktować, zaplanował przeprowadzkę, myśląc, iż oszuka los.
– Przepraszam, córko – powiedział. – Myślałem, iż postępuję słusznie.
– Po prostu mściłeś się na człowieku, którego już nie ma. A ucierpieliśmy my. Ale i tak los nas połączył. Bo miłość jest silniejsza od wszystkiego. choćby od twojej urazy.
Teraz Kinga i Tomek mają się dobrze. Budują wspólną przyszłość, a przeszłość została tylko wspomnieniem – jako dowód, iż prawdziwa miłość zawsze znajdzie drogę. choćby przez zakazy, rozłąki i lata.