Zostawiam na regale nieużywany zestaw przyborów plastycznych, kilka świątecznych dekoracji i książkę, którą sama stamtąd wzięłam, ale już przeczytałam i teraz posyłam dalej. Zaraz po mnie przychodzi sąsiadka. Rzuca na półkę garść suchych liści.
Podzielnie dają drugie życie niechcianym rzeczom
Lokalne podzielnie, czyli punkty, w których można oddać niechciane rzeczy i za darmo zabrać te, których się potrzebuje, od kilku lat zyskują na popularności. W samej Warszawie jest już ich co najmniej 7 – a przynajmniej o tylu informuje na swojej stronie stołeczny urząd miasta.
Jak czytamy na stronie: "To jakby bezpłatne sklepy, do których możesz oddać niepotrzebne rzeczy (np. ubrania, naczynia, zabawki), ale i zabrać to, co ci się podoba.
Niektóre z inicjatyw skupiają się głównie na dzieleniu się używanymi rzeczami oraz nadwyżkami zdatnej do spożycia żywności.
Inne prowadzą również dodatkową działalność – zajmują się edukacją ekologiczną, zwiększając świadomość warszawiaków na temat wpływu ich codziennych decyzji na środowisko i klimat. Często są też miejscami integracji i aktywizacji mieszkańców, dając przestrzeń do kreowania oddolnych inicjatyw".
Miejskie podzielnie to fantastyczna inicjatywa, z jednym minusem: punkty zlokalizowane są w różnych dzielnicach, jednak często nie mają stałych godzin otwarcia (prowadzone są głównie przez wolontariuszy) lub otwarte są w "typowych" godzinach pracy 8-16 czy 9-17. Z tego powodu sama nie mogłam oddać rzeczy do dzielnicowej podzielni i musiałam wybrać się do innej, na niemalże drugim końcu miasta, która była otwarta w weekendy. Przy okazji "zaliczyłam" spacer po Saskiej Kępie, nie będę więc narzekać.
Ludzie, nie macie wstydu?
Kilka miesięcy temu na moim osiedlu przy wejściu do wiaty śmietnikowej pojawiło się ogłoszenie: "Pozbywasz się czegoś, co może się jeszcze komuś przydać? Nie wyrzucaj! W wiacie na gabaryty stoi specjalny regał. Zostaw tam, na półce. Wierzysz w sens dawania rzeczom drugiego życia? Wolisz wykorzystywać używane, niż kupować nowe? Bierz śmiało". Znakomity pomysł – pomyślałam – przy kolejnej wyprawie na Saską Kępę nie będę obładowana niczym mikołaj.
Z osiedlową dzielnią jest jednak pewien problem. Dwa, adekwatnie. Choć wydaje się oczywiste, iż na regale powinno się zostawiać wyłącznie rzeczy w dobrym stanie, takie, które mogą komuś jeszcze posłużyć, nie brakuje na nim śmieci. A przecież półkę od kosza na odpady dzieli odległość dwóch kroków, dosłownie.
– Gdyby pani widziała, co tu ludzie zostawiają. Takie śmieci, iż to wstyd. Ja tu zaglądam i to potem wyrzucam. Ostatnio wywaliłam dziecięce buty, kompletnie zniszczone. Na piętach dziury, wszędzie dziury – mówi mi dozorczyni. Przy dzielni spotkałam ją przypadkiem, chciałam zrobić zdjęcie kartki, która pojawiła się przy regale kilka dni wcześniej. Już jej nie było. Tu przechodzę do drugiego problemu.
Na kartce zamieszczono prośbę, by nie niszczyć rzeczy znajdujących się w dzielni, w końcu jej celem jest dawanie niechcianym przedmiotom drugiego życia. Pytam dozorczynię o tę kartkę.
– A tak, ktoś musiał zerwać. Bo zdarza się, iż dzieciaki coś niszczą albo jacyś żartownisie. Kiedyś ktoś zostawił zestaw kosmetyków. Cała półka była wysmarowana szminką, wszystko pomazane, brudne, połamane – opowiada.
Dzielnia to nie kosz na śmieci
Przypomniało mi to apele pojawiające się w czasie zbiórek odzieży i przedmiotów codziennego użytku dla osób uchodźczych z Ukrainy tuż po wybuchu wojny. Koordynatorzy zbiórek i wolontariusze mówili o setkach kilogramów "darów", które okazywały się śmieciami. Brudne, znoszone ubrania, przeterminowane kosmetyki i żywność, zżółknięta i dziurawa pościel, zepsute zabawki, a jednak – "żal wyrzucić".
Może "żal wyrzucić", ale wstyd podawać takie przedmioty dalej – zarówno podczas zbiórek, jak i w miejskich i osiedlowych podzielniach. Wstyd również niszczyć to, co mogło jeszcze komuś posłużyć.
Osiedlowe dzielnie to niemalże bezkosztowy (potrzebny jest jedynie regał czy półka) sposób, by zwrócić uwagę na kosmiczną wręcz ilość odpadów generowanych przez nas każdego roku. To zachęcanie mieszkańców do dzielenia się tym, co mają, a z czego nie korzystają, ale też odczarowywanie drugiego obiegu, który wielu z nas wciąż kojarzy się z zatęchłymi komisami czy lumpeksami sprzed kilkunastu lat. Korzystajmy z nich, jednak róbmy to mądrze. A dzieci uczmy szacunku – nie tylko do ludzi, ale też do przedmiotów.