„Przyjaźń, która przetrwa wszystko”

newsempire24.com 1 dzień temu

Jarek i Łukasz – przyjaciele na zawsze

Łukasz rozwiązywał sprawy służbowe z kolegami w swoim gabinecie, gdy na biurku zadzwonił telefon. Już miał odrzucić połączenie, ale na ekranie zobaczył imię swojego szkolnego przyjaciela.

– Przepraszam na chwilę – powiedział do współpracowników, wziął telefon i wyszedł na korytarz.

– Słucham? – odezwał się ostrożnie.
W szkole miał przyjaciela o imieniu Jarek, ale tyle lat minęło… Sam nie był pewien, czy jego numer się nie zmienił, przecież tyle razy wymieniał telefon.

– Łukasz? To naprawdę ty? To ja, Jarek. Myślałem, iż zmieniłeś numer, choćby nie miałem nadziei, iż się dodzwonię – rozradował się męski głos w słuchawce.

– Cześć, Jarek. Co u ciebie? – Łukasz wciąż był zaskoczony, mówił sucho, automatycznie rzucił standardowe pytanie. Ale Jarek tego nie zauważył i ciągnął z entuzjazmem:

– Świetnie! Jestem w Warszawie. Słuchaj, wiem, iż pewnie pracujesz, może nie w porę dzwonię… Może się spotkamy? Tyle lat się nie widzieliśmy. Kiedy znowu będzie okazja?

– Słuchaj, właśnie mam zebranie. Będę wolny za godzinę. Gdzie mam podjechać? Cholera, dobrze cię słyszeć – odpowiedział Łukasz, a jego głos się ocieplił.

– No więc jestem na Dworcu Centralnym. Stoję przed głównym wejściem.

– Znajdę cię. Nie ruszaj się, dobrze? Czekaj – powiedział Łukasz i wrócił do gabinetu.

Mówił coś, uczestniczył w dyskusji, ale w głowie wciąż miał Jarka. Piętnaście lat minęło, odkąd się nie widzieli i nie rozmawiali – od czasu, gdy wyjechał z rodzinnego miasta na studia.

Łukasz zaparkował samochód i ruszył w stronę Dworca Centralnego. Jak zawsze było tam pełno ludzi. Rozglądał się, wpatrując się w twarze.

– Łukasz! – Ku niemu szedł uśmiechnięty mężczyzna, w którym nie od razu rozpoznał szkolnego kolegę. Zatrzymali się, przez chwilę oceniająco się przyglądając, potem wymienili uścisk dłoni, a na koniec, bez słów, mocno się przytulili.

– Łukasz…
– Jarek…

– Łukasz… Nie wierzę własnym oczom – Jarek znów objął przyjaciela. – Świetnie wyglądasz. Widzę, iż zrobiłeś karierę. Zawsze wiedziałem, iż zajdziesz daleko. Tu straszny zgiełk. Może usiądziemy w jakiejś kawiarni?

– Jasne – zgodził się Łukasz. – Jestem samochodem. Niedaleko stąd jest dobra kawiarnia. Przyjechałeś w interesach?

– Teściową przywiozłem na operację. Staw biodrowy się rozsypał, ledwo chodzi. Długo czekaliśmy na termin. O, rany! To twoje auto? – Jarek niedowierzająco spojrzał na Łukasza.
Stali przed potężnym SUV-em.

– Moje, wsiadaj – uśmiechnął się Łukasz, zadowolony z efektu.

Pod komentarze pełne zdumienia Jarka, Łukasz włączył się do ruchu, skręcił w boczną uliczkę i po pięciu minutach zatrzymał się. W przytulnej kawiarni panował półmrok, mimo iż był dzień. kilka osób, cisza w porównaniu z dworcowym harmidrem.

– No, tutaj wreszcie można spokojnie porozmawiać. Siadaj i opowiadaj. Zanim jednak zdążyli usiąść, podeszła kelnerka.

– Dla mnie czarna kawa, a dla mojego przyjaciela… – Łukasz spojrzał na Jarka.

– Dla mnie też kawa – pospiesznie powiedział ten.

– A dla niego stek z ziemniakami, kawę i ciastko.

Kelnerka odeszła.

– Nie patrz tak. Jeszcze musisz jechać pociągiem. Pewnie od rana nic nie jadłeś.

– Masz rację. Z teściową jechaliśmy trzy godziny do szpitala. Ledwo chodzi… Ale ja sam zapłacę.

Łukasz nie odpowiedział.

– Nie myśl, iż potrzebuję pomocy. Mamy dofinansowanie, operacja będzie darmowa. Po prostu… chciałem cię zobaczyć. Wybrałem numer, myślałem, iż dawno go zmieniłeś, a ty odebrałeś – powtórzył Jarek.

– Rozumiem. Mów, jak ci się żyje. Żonaty?

– Tak. Dwójka dzieci. Syn ma jedenaście lat, a Marysia siedem, właśnie kończy pierwszą klasę. Teść zostawił mi warsztat po śmierci, teraz nim zarządzam. Jak powiem Małgosi, iż cię widziałem, nie uwierzy.

– Jakiej Małgosi? – Łukasz zrobił zdziwioną minę. – Czekaj, ożeniłeś się z Małgosią?

– Pamiętasz ją? Z nią – Jarek rozpromienił się. – W podstawówce latała za tobą. Nie dawała ci spokoju. Pamiętasz, jak uciekaliśmy po lekcjach? A mnie się podobała, już wtedy. Nie wiedziałeś? Jak wyjechałeś, bardzo przeżywała. Uwierzysz, chciała za tobą jechać do Warszawy. Matka nie pozwoliła. A potem zaczęliśmy się spotykać. Tak to się potoczyło. W końcu w czymś cię prześcignąłem. A ty? Widzę, iż żonaty – skinął głową na obrączkę Łukasza.

– Tak – potwierdził Łukasz. – Ale dzieci jeszcze nie ma.

– Rozumiem. A gdzie pracujesz?

– W jednej firmie. Kieruję działem sprzedaży.

– No proszę cię. Mieszkasz w Warszawie, jeździsz takim autem… Najlepiej z nas wszystkich wyszedłeś – powiedział Jarek z aprobatą.

Łukasz uśmiechnął się powściągliwie.

– A pamiętasz, jak jeździliśmy na ryby? Jak uciekliśmy z domu na „wyprawę na biegun”? Oj, dostaliśmy wtedy od rodziców. Ja przez kilka dni nie mogłem usiąść…

– A jak prawie spaliliśmy altankę na działce? – przerwał mu Łukasz.

– No, życie było – oczy Jarka zaszły smutkiem. – Zawsze wiedziałem, iż zajdziesz daleko.

– Nie zazdrość – odezwał się Łukasz.

– Nie zazdroszczę, może tylko troszeczkę. Ale nie narzekam. Po teściu zostało stare poloneza, wyremontowałem go, wymieniłem silnik, teraz śmiga jak szalony. Małgosia dobra gospodyni, dzieci. Oddam za nich życie. Wiesz, jak się zastanowić, nie mam prawa narzekać. A ty?

– Ja co? – nie zrozumiał Łukasz.

– W Warszawie mieszkasz, pracujesz, masz super auto, pieniądze. Jesteś szczęśliwy? – Wzrok Jarka stał się poważny.

– Nie wiem. Nie myślałem o tym. Do czego zmierzasz?

– Daj spokój. Wszystko rozumiesz. Jesteśmy”Tego wieczoru Łukasz długo siedział przy oknie, patrząc na rozświetlone miasto, zrozumiał bowiem, iż szczęście często kryje się w rzeczach najprostszych – w uśmiechu przyjaciela, zapachu domowego obiadu i odgłosie dziecięcego śmiechu za ścianą.”

Idź do oryginalnego materiału