Randka z niespodzianką

polregion.pl 4 dni temu

**Randka przez pomyłkę**

Joanna wyszła z biura, wciągając pełną piersią powietrze pachnące jesienną świeżością i opadłymi liśćmi. Choć noce były już chłodne, dzień wciąż trzymał babie lato — ciepło, sucho i słonecznie. Mogła jeszcze nosić lekkie sukienki i cienkie sweterki.

Szła, roztrząsając w myślach, co zrobić najpierw: zabrać Jacka z przedszkola i razem z nim pójść do sklepu, czy może najpierw zrobić zakupy, a potem po syna? W „Biedronce” zawsze stały przy kasach te głupie zabawki, a Jacek na pewno będzie marudził, żeby mu coś kupić. A przecież przed wypłatą pieniędzy było mało, a jego zachcianki i tak gwałtownie się nudziły.

Sprawdziła zegarek. jeżeli się pospieszy, zdąży zrobić zakupy, wrzucić torby do domu, a dopiero potem pobiec po syna. Przyspieszyła kroku.

Szła zapatrzona przed siebie, układając w głowie listę: *Sól, koniecznie sól! Dlaczego zawsze o niej zapominam?* Dwa dni temu poszła specjalnie po sól, a wróciła z torbami pełnymi wszystkiego, tylko bez niej. Powtarzała w myślach jak mantrę: *Mleko, marchewka, masło…*

— Joasia, Kowalska! — ktoś zawołał za nią.
Zamarła na chwilę, zanim odwróciła się i spojrzała w stronę głosu.

— Nie poznałaś? A kto przysięgał, iż będziemy przyjaciółkami na wieki? — uśmiechnęła się kobieta.

Joanna usłyszała o przysiędze i dopiero wtedy przypomniała sobie szkolną koleżankę, Karolinę Nowak. Przed nią stała jednak nie ta chuda, czarnowłosa dziewczynka, ale świetnie ubrana, pewna siebie kobieta.

Karolina dołączyła do ich klasy w drugiej podstawówki i od tej pory siedziały w jednej ławce aż do matury. W ósmej klasie przysięgły sobie wieczną przyjaźń. Życie je rozdzieliło. Nic nie trwa wiecznie — choćby przyjaźń, a co dopiero miłość.

— Wyglądasz, jakbyś miała w domu dziesięcioro dzieci pod opieką — Karolina przyjrzała się Joannie, zauważając zmęczone oczy i skromny strój.
Joanna też czuła, jak bardzo odstaje od dawnej przyjaciółki.

— A ty, widzę, radzisz sobie świetnie — zmieniła temat, by uniknąć pytań.

— Nie narzekam. Drugi raz zamężna. Dzieci jeszcze nie mam. A ty?

Joanna wyłapała smutek w głosie Karoliny i nie drążyła tematu.

— Nie jestem zamężna, ale nie jestem sama. Mam syna — powiedziała z dumą.

— Pewnie już kończy liceum? A może studiuje? — dopytywała się Karolina.

— Nie, jeszcze chodzi do przedszkola — uśmiechnęła się Joanna.

— No nieźle! Byłaś taka ładna, myślałam, iż pierwsza wyjdziesz za mąż. U nas wszyscy już mają dorosłe dzieci, a ty dopiero zaczynasz. Ale zawsze byłaś skupiona na nauce, taka grzeczna, na chłopaków choćby nie patrzyłaś.

Joanna poczuła ukłucie. Karolina zrozumiała, iż przesadziła.

— No daj spokój, znasz mnie — zawsze gadam, zanim pomyślę.

— Przepraszam, muszę już lecieć po syna — Joanna próbowała wyminąć przyjaciółkę.
— Czekaj! — Karolina sięgnęła po telefon. — Podaj numer, odnowimy kontakt, spotkamy się.

Joanna podała numer, byle się uwolnić, pożegnała się i ruszyła w stronę przedszkola.

Ale Karolina nie należała do tych, którzy odkładają rzeczy na później. Nazajutrz zadzwoniła i zaproponowała spotkanie w sobotę.

— Dobrze, tylko sprawdzę, czy mama może zostawić Jacka. Oddzwonię — odpowiedziała z rezerwą.
*Spadła mi jak śnieg na głowę. No i po moim wolnym dniu. Ech, spotkam się, może wtedy da mi spokój. Przecież już nas nic nie łączy — myślała, wybierając numer do matki.*

W sobotę spotkały się w modnej kawiarni. Joanna dawno nie była w takich miejscach. Czuła się niepewnie. Karolina zamówiła wino, żeby ją rozluźnić. Rozmawiały o szkole, o kolegach z klasy. Karolina wiedziała o wszystkich: kto się ożenił, kto ma dzieci, kto gdzie pracuje…

Joanna piła i słuchała. Gdy wspomnienia się skończyły, Karolina zmieniła temat.

— Słuchaj, u mojej koleżanki z pracy jest syn, w naszym wieku. Milena narzeka, iż całe dnie siedzi przy komputerze. Programista. Bez nałogów, dobrze zarabia. Myślę, iż mogłabyś go poznać.

— Nie potrzebuję nikogo — Joanna postawiła kieliszek zbyt mocno.
— Dlaczego od razu nie? Nie widziałaś go nawet.

— jeżeli taki wspaniały, to czemu jeszcze samotny? Coś z nim nie tak? — zmiękła.

— Miał pecha w miłości. Boi się kolejnego błędu. Tak jak ty — przyjaciółka spojrzała przenikliwie.

— To jego problem. Spotkania nie powinny być umawiane, tylko przydarzać się same — broniła się Joanna.

— Nie obrażaj się. Chciałam dobrze. Może po prostu spróbujesz?

I Joanna w końcu się zgodziła.

W niedzielę zostawiła Jacka u babci, uczesała się, nałożyła odrobinę tuszu i ubrała się skromnie. Nie zamierzała nikogo oczarować.

Gdy już wychodziła, zdała sobie sprawę, iż nie wie, jak ten mężczyzna wygląda. Zadzwoniła do Karoliny.

— Cholera! Nie pamiętam. Może Mateusz, może Jan. Na pewno imię z Ewangelii.

— Co?! — Joanna osłupiała.

— Zapytam Milenę.

— Nie trzeba. I tak będzie jedyny mężczyzna sam w kawiarni.

Weszła do środka. Wypatrzyła dwóch samotnych mężczyzn. Jeden z nich, siedzący bliżej, uśmiechnął się. Podeszła do niego.

Przed nim stał kieliszek wina. Poczuła, iż też potrzebuje trunku dla śmiałości. Mężczyzna zamówił dla niej drinka.

Z każdym łykiem stawała się śmielsza, mówiąc bez opamiętania. On słuchał, patrząc z zaciekawieniem.

— Muszę cię ostrzec — ciągnęła. — Nie jestem sama, mam syna. Jacka. jeżeli to dla ciebie problem, powiedz, a wyjdę.

Mężczyzna milczał.

— Chyba za dużo wypiłam — przyznała, czując zawrót głowy.

— Wyjdźmy na powietrze — pomógł jej wstać.

Na chłodzie odzyskała równowagę. Gadała o rodzicach, o przyjaźni z Karoliną, o szkole muzycznej.

Pod swoim blokiem powiedziała, iż nie zaprosi go na górę. Nie w jej zwyczajach iść dalej na pierwszej randce.

Weszła do domu, spojrzała przez okno. Nie czekał na dole.Kiedy kilka dni później zadzwonił nieznajomy i przedstawił się jako Paweł, Joanna zrozumiała, iż przypadkowe spotkania czasem prowadzą tam, gdzie naprawdę powinniśmy być.

Idź do oryginalnego materiału