"Ostatnio pojawiło się u was kilka tekstów dotyczących późnego odbierania dzieci, w komentarzach pod nimi przewija się jednak jeszcze jeden wątek. Owszem, są dzieci, dla których siedzenie w przedszkolu do 17 jest męczące. Jednak chcę wierzyć, iż nikt nie robi tego specjalnie, by sobie pić kawę.
Uważam, iż wszystko jest kwestią dobrej organizacji pań. Przecież maluch nie musi siedzieć godzinami i patrzeć tęskno przez okno. Bo jeżeli dziecko ma zajęcie i pochłonięte jest pracą lub zabawą, wcale nie musi to być dla niego dramat. Maluchy gwałtownie przyzwyczajają się do takiego rytmu. Gorzej, jeżeli rodzic się spóźnia, bo to problem nie tylko dla dziecka, ale i dla nauczyciela. Co ciekawe, wszystkich rodziców jakoś średnio to obchodzi.
Mnie się także śpieszy
Ja także mam rodzinę, dziecko do odebrania ze szkoły i sprawy do załatwienia po pracy. Absolutnie nie oczekuję, iż rodzice zabiorą dzieci z placówki przed godz. 17:00, bym 'mogła się urwać' (tak jak wiele osób uważa). Jednak oczekuję, iż będę mogła o godzinie 17:00 opuścić budynek przedszkola. Tymczasem rodzice notorycznie wpadają 2 minuty przed zamknięciem, ciesząc się, iż się nie spóźnili, po czym przesiadują jeszcze 15 minut, niespiesznie zagadując o różne sprawy. Inni od czasu do czasu są 'tylko' 10 minut po czasie. Ja mam przynajmniej takie 2-3 sytuacje w tygodniu!
Argumenty, iż pracujemy mniej i jest nam lepiej czy łatwiej, są jakieś wyssane z palca. Jesteśmy zatrudnione na określonych warunkach i porównywanie, iż ktoś pracuje więcej, jest jakimś absurdem! Zachowanie rodziców jest oznaką braku szacunku dla nauczycieli i innych pracowników, którzy czekają, aż dziecko opuści placówkę, ale także jest brakiem szacunku do własnej pociechy.
Szanuj nas i swoje dziecko
Dzieci nie znają się na zegarku, ale dobrze wiedzą, kiedy jest najwyższa pora, by mama albo tata się pojawili. Pamiętają schematy, np. przyjdą zaraz po podwieczorku albo gdy Ala i Krzyś pójdą do domu, to potem będzie moja kolej.
My, nauczyciele, nie jesteśmy w stanie do spóźnień podchodzić zawsze ze stoickim spokojem, bo takich 'wyjątkowych' sytuacji jest mnóstwo! Przecież nam także gdzieś się śpieszy. Mimo dobrych chęci nasze emocje również udzielają się dzieciom. Bo szykujemy się do wyjścia, także wkracza pani, która sprząta sale. To może budzić niepokój u dziecka i myśli: czy ktoś mnie dziś w ogóle odbierze?
Także moja córka się nad tym zastanawia, czekając na świetlicy kilka razy w tygodniu. Bo gdy wy się spóźniacie po swoje dziecko, ja spóźniam się po moje.
Pomyślcie o tym".