"Rodzicu, opamiętaj się i licz się ze słowami. Nauczyciel też ma prawo chorować"

mamadu.pl 3 miesięcy temu
Zdjęcie: Zacznijcie odnosić się do nauczycieli z szacunkiem. fot. Wojciech Olkusnik/EastNews


Spory i pretensje na płaszczyźnie rodzic-nauczyciel, zdarzają się chyba w każdej szkole. Roszczeniowość i wysokie wymagania, jakie stawiają niektórzy rodzice kadrze pedagogicznej, budzą we mnie negatywne uczucia. Bo choć z jednej strony staram się zrozumieć, iż wszystko dla dobra dziecka, to nie zapominajmy, iż nauczyciel to też człowiek. Ma prawo mieć gorszy dzień, skorzystać z urlopu czy chorobowego. Historia, którą podzieliła się z nami nasza czytelniczka, pokazuje, iż niektórzy rodzice chyba się zagalopowali.


Niedawno opublikowaliśmy fragment listu, w którym pani Monika opisuje niestosowne zachowanie jednego z rodziców. A dokładniej taty, który w niegrzeczny, a wręcz poniżający sposób odezwał się do jednej z pań w szkolnej świetlicy. Okazuje się, iż takich sytuacji jest więcej, a kolejną z nich podzieliła się z nami pani Agnieszka.

To też człowiek


Rodziców, którzy nie mają w sobie za grosz empatii i zrozumienia nie brakuje. Niektórzy wychodzą za założenia, iż nauczyciel to cyborg, który zawsze powinien być uśmiechnięty i wyrozumiały w stosunku do uczniów. Gotowy do pracy, stojący na baczność. Nie patrzą na niego jak na człowieka, a jak na instytucję. Nauczyciel kojarzy się im wyłącznie ze szkołą, niczym więcej. Życia prywatnego czy spraw pozaszkolnych nie biorą pod uwagę. A przecież to osoba taka jak ja, ty czy oni.

"Ludzie kochani, co się z wami dzieje? Za kogo wy się uważacie?" – takimi słowami rozpoczyna się list nadesłany przez czytelniczkę. Czytam jednym tchem, na bezdechu i oczom nie wierzę.

"Mieszkamy na obrzeżach dużego miasta. Córka chodzi do drugiej klasy szkoły podstawowej. Nieopodal domków jednorodzinnych powstało willowe osiedle. Tylko zamożnych było stać, by kupić tam posiadłość. Przed domami stoją drogie samochody.

Towarzystwo w klasie mojej córki jest mieszane. Dzieci z 'normalnych' rodzin i tych, w których pieniądze wylewają się z kieszeni. Prywatna szkoła oddalona jest od osiedla o prawie 20 km, domyślam się, iż dlatego większość rodziców wybrała państwową placówkę. Niektórzy żałują i mówią o tym wprost.

Chorobowe? To żart!?


Burzliwe dyskusje toczą się od kilku tygodni. Główną bohaterką jest pani od angielskiego, która kilka razy w ciągu roku szkolnego była nieobecna. Zastępstwa brak, dzieci spędzają godzinę lekcyjną na świetlicy.

Kilka dni temu sytuacja się powtórzyła. Na Librusie otrzymaliśmy wiadomość, iż lekcja angielskiego została odwołana z powodu nieobecności nauczycielki. Dziś odbieram córkę ze szkoły, wchodzę do szatni i słyszę burzliwą dyskusję. Pretensje, podniesiony głos, władczy ton.

Widzę twarze dwójki rodziców (tych z bogatego osiedla) i kobietę, która odwrócona jest do mnie plecami. Dopiero po chwili zorientowałam się, iż jest nią pani od angielskiego. Próbowała dojść do słowa, coś wytłumaczyć, ale nikt nie słuchał, co ma do powiedzenia.

– Pani obowiązkiem jest kształcenie dzieci. Ta ostatnia nieobecność była już którąś z rzędu. Nie za to państwo płaci – wykrzykiwał mężczyzna.

Kobieta też nie przebierała w słowach. Zarzucała nauczycielce lenistwo i złe metody nauczania. Zapadła chwila ciszy.

– Proszę państwa, mój stan zdrowia nie pozwalał mi na kontakt z uczniami. Byłam na zwolnieniu chorobowym – powiedziała nauczycielka.

Myślałam, iż na tym się skończy. Rodzice się uspokoją, być może choćby przeproszą, iż dali się ponieść emocjom. Jednak kiedy usłyszałam: "To pani problem. Uczniowie nie mogą tracić lekcji", zamarłam.

Wyszłam z szatni, bo nie mogłam dłużej słuchać tych oszczerstw, ataków i nieustannego obwiniania. Po chwili zobaczyłam nauczycielkę angielskiego, która skierowała się w stronę wyjścia. Domyślam się, iż na tym się nie skończy i coś tu się jeszcze wydarzy. Aż boję się pomyśleć, jakie ta historia będzie miała zakończenie. To oburzające, do czego potrafią posunąć się niektórzy rodzice.

Nauczyciel to też człowiek, zacznijmy odnosić się do niego z szacunkiem. Przypuszczam, iż gdyby anglistka przyszła do szkoły chora i zaraziła uczniów, rodzice też mieliby pretensje. Tak źle i tak niedobrze. Opublikujcie, proszę ten list z dopiskiem na końcu: 'Rodzicu, każdy ma prawo chorować. Nauczyciel także'".

Idź do oryginalnego materiału