Sobota z rodziną
„Tylko mi nie zaczynaj o diecie!” – warknęła Kinga, wymachując widelcem z kawałkiem sernika. „I tak już wiem, iż jestem gruba!”
„Kinga, kto ci coś takiego powiedział?” – próbowała ją uspokoić siostra, Weronika. „Danuta tylko chciała podzielić się przepisem…”
„A ja nie prosiłam!” – przerwała Kinga. „Mam już dość! Każde weekendy to samo – raz figura nie ta, raz fryzura niemodna, raz mąż beznadziejny!”
Danuta Kowalska ciężko westchnęła i odstawiła filiżankę herbaty. Sobotnie rodzinne spotkania w jej domu zamieniały się w prawdziwą próbę cierpliwości. Zjawiły się wszystkie trzy córki z rodzinami, wnuki biegały po mieszkaniu, a dorośli zamiast spokojnie porozmawiać, rozpętali kolejną awanturę.
„Dziewczyny, może już wystarczy” – powiedziała zmęczonym głosem. „Sąsiedzi usłyszą.”
„Niech słyszą!” – nie ustępowała Kinga. „Może wtedy zrozumieją, jaką mam wspaniałą rodzinę!”
Alicja, najstarsza z sióstr, zacisnęła usta i demonstratywnie odsunęła swój talerz.
„Próbujemy ci pomóc” – powiedziała lodowatym tonem. „Ale jeżeli nie chcesz…”
„Nie chcę waszych rad! Żyję, jak żyję i jest mi z tym dobrze!”
Danuta spojrzała na swoje córki i po raz kolejny pomyślała, jak bardzo się od siebie różnią. Alicja, mająca czterdzieści osiem lat – surowa, zadbana, zawsze elegancka, choćby w domu u matki. Pracuje jako księgowa w dużej firmie, mąż jest inżynierem, syn studiuje. Wzorcowa rodzina, przynajmniej na zewnątrz.
Weronika, średnia, trzydzieści dziewięć lat – łagodna, ustępliwa. Zawsze próbuje wszystkich pogodzić, dopasować się do każdego. Pracuje jako przedszkolanka, mąż jest hydraulikiem, mają dwoje dzieci w szkole. Żyją skromnie, ale zgodnie.
A Kinga, najmłodsza, trzydzieści pięć lat, ale zachowuje się jak nastolatka. Wiecznie niezadowolona, wiecznie z kimś się kłóci. Wyszła za mąż późno, w wieku trzydziestu dwóch lat, urodziła córkę, a teraz ciągle narzeka na życie.
„Mamo, a gdzie są zdjęcia dziadka?” – zapytał Filip, syn Alicji, zaglądając do salonu. „Chcę pokazać Kacprowi.”
„W dużym albumie na półce” – odpowiedziała Danuta. „Tylko ostrożnie, nie podrzyj niczego.”
Filip skinął głową i pobiegł do kuzynów. Danuta popatrzyła za nim i uśmiechnęła się. Przynajmniej wnuki cieszą, nie to co córki.
„Słuchajcie, może przestaniemy się kłócić?” – zaproponowała Weronika. „Porozmawiajmy o czymś miłym.”
„O czym miłym?” – sarknęła Kinga. „O tym, jak Alicji wszystko się układa? Trzypokojowe mieszkanie, nowe auto, syn na studiach…”
„A co ma moje mieszkanie do rzeczy?” – warknęła Alicja. „Pracuję od rana do nocy, żeby to wszystko mieć!”
„Oczywiście, pracujesz” – przeciągnęła Kinga. „A ja nie mogę, bo mam małe dziecko.”
„Zosia ma już pięć lat, jaka mała!” – nie wytrzymała Alicja.
„Dla ciebie pięć lat to dużo? Twój Filip od dziesiątego roku życia sam się sobą zajmował!”
Danuta poczuła, jak zaczyna ją boleć głowa. Każda sobota wyglądała tak samo. Córki zbierają się u niej niby po to, żeby spędzić razem czas, a kończy się na nerwach.
„Dziewczynki” – powiedziała cicho. „Wasz tata nie chciałby widzieć was takimi.”
Na wzmiankę o ojcu wszystkie trzy siostry zamilkły. Jan Piotrowicz zmarł trzy lata temu i od tamtej pory rodzinne spotkania stały się nerwowe, napięte. Jakby to on był tą osobą, która trzymała ich wszystkich razem.
„Mamo, nie trzeba” – wyszeptała Weronika.
„Trzeba” – stanowczo powiedziała Danuta. „On tak bardzo chciał, żebyście się trzymały razem, wspierały. A wy co robicie?”
Kinga spuściła wzrok i zaczęła rozkruszać ciastko na talerzu. Alicja poprawiła włosy i spojrzała w okno.
„Mamo, nie kłócimy się specjalnie” – powiedziała Weronika. „PrI tak siedziały cicho, patrząc na zdjęcia w albumie, aż nagle mała Zosia wbiegła do pokoju i zawołała: „Babciu, a czy teraz będziemy często się tak spotykać, żeby sobie pomagać i się nie kłócić?”