Rząd chce walczyć z piratami drogowymi. Sprawcy wypadków będą karani jak zabójcy

dadhero.pl 3 godzin temu
Tragedia, do której doszło tydzień temu na Trasie Łazienkowskiej, skłoniła rząd do pracy nad zaostrzeniem kar dla bandytów za kierownicą. Ministerstwo Sprawiedliwości chce, by niektóre wypadki ze skutkiem śmiertelnym były uznawane za zabójstwa drogowe. Znacznie ostrzej będą traktowani też ci, którzy jeżdżą samochodem mimo orzeczonego zakazu prowadzenia pojazdów.


Zabił, bo prowadził pod wpływem alkoholu. Zabił, bo wsiadł za kierownicę naćpany. Zabił, bo pędził z ogromną prędkością. Takie doniesienia to w polskich mediach niemal codzienność. Najświeższy przykład to Łukasz Ż., który nieco ponad tydzień temu doprowadził do tragicznego wypadku na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie.

Nie wypadek, ale zabójstwo


To właśnie ten dramat skłonił Ministerstwo Sprawiedliwości do rozpoczęcia prac nad przepisami, które mają pozwolić na skuteczniejszą walkę z bandytami drogowymi. Jak informuje dziennik "Rzeczpospolita" resort planuje wprowadzenie do kodeksu karnego nowego przestępstwa – zabójstwa drogowego. To umożliwiałoby znacznie surowsze karanie kierowców, którzy spowodują wypadek ze skutkiem śmiertelnym.

Na razie nie wiadomo, jakie wyroki będą groziły za to przestępstwo. Nie wiadomo też, jakie przyczyny i okoliczności pozwolą uznać dany wypadek za zabójstwo drogowe. Autorzy ustawy mogą jednak inspirować się podobnymi przepisami obowiązującymi już w kilku europejskich krajach, m.in. we Włoszech. Tam za zabójstwo drogowe odpowiadają kierowcy, którzy doprowadzili do tragedii przez to, iż świadomie i rażąco złamali przepisy, np. jechali pijani bądź z prędkością o wiele wyższą niż dopuszczalna.

Jedziesz, choć zabrali ci prawko? To zabiorą też auto


Wprowadzenie nowego przestępstwa to niejedyna zmiana, nad którą pracują właśnie prawnicy resortu sprawiedliwości. Przypadek Łukasza Ż. pokazał, iż mało skuteczną sankcją jest też zakaz prowadzenia pojazdów. Wielu kierowców, którzy za notoryczne łamanie przepisów tracą prawo jazdy, wcale się tym nie przejmuje i przez cały czas jeździ samochodem. Jednym z nich jest Łukasz Ż. On kilka razy stracił prawo jazdy, po raz ostatni w lipcu tego roku. I niespecjalnie się tym przejął, bo nie ma skutecznych narzędzi wyłapywania takich kierowców.

Teraz ma to się zmienić. "Ministerstwo rozważa wprowadzenie systemu identyfikowania na drodze kierowców, którzy prowadzą pomimo zakazu" – informuje dziennik "Rzeczpospolita". Jak miałby działać taki system? Projekt jest na wstępnym etapie, więc na konkrety pozostało za wcześnie. Warto jednak przypomnieć, iż polska policja od niedawna dysponuje Systemem Automatycznego Rozpoznawania Tablic Rejestracyjnych w czasie rzeczywistym. Wyposażone w ten system kamery monitoringu i rejestratory w radiowozach na razie służą głównie do wykrywania aut skradzionych.

Ale niewykluczone, iż do policyjnej bazy danych będą wprowadzane numery rejestracyjne samochodów należących do osób, które straciły prawo jazdy. Na zasadzie: masz zakaz prowadzenia, więc twoje auto z automatu staje się podejrzane. No i po wykryciu, iż taki pojazd porusza się po ulicach, policyjny patrol mógłby natychmiast sprawdzić, czy za kierownicą nie siedzi człowiek, który prowadzić nie może.

To jednak tylko spekulacje, bo ministerstwo nie ujawniło, jak będzie identyfikować na drogach kierowców z zakazem. Wiadomo za to, iż ci, którzy zakaz prowadzenia pojazdów złamią, słono za to zapłacą. W myśl nowych przepisów karą za taki wybryk będzie choćby konfiskata auta.

Kolejna taka tragedia


Dyskusja o potrzebie zaostrzenia kar dla kierowców, którzy przez swoją brawurę czy nieodpowiedzialność doprowadzą do śmiertelnego wypadku, trwa już od lat. Szczególnie głośno mówiło się o tym latem ubiegłego roku, po pamiętnym wypadku na autostradzie A1. Przypomnijmy – kia, którą jechała trzyosobowa rodzina, została staranowana przez pędzące ponad 250 km/h BMW. Wszyscy troje zginęli, a Sebastian M., który doprowadził do tej tragedii, uciekł z miejsca wypadku, a potem wyjechał z Polski.

"Zabójstwo rodziny, której dopuścił się na autostradzie A1 kierowca BMW, powinno być wstrząsem, który przeora cały kraj.(...) Co trzeba zrobić? Wprowadzić przestępstwo zabójstwa drogowego" – apelowali wówczas działacze organizacji "Miasto Jest Nasze". Szkoda, iż potrzebna była kolejna drogowa tragedia, by ich apele odniosły skutek.

Źródło: Rzeczpospolita


Idź do oryginalnego materiału