Samotna Zaznaczona

polregion.pl 21 godzin temu

Samotna Głoska…

Od kilku tygodni Głoska przyglądała się nowej sąsiadce, która wprowadziła się do klatki naprzeciwko, na pierwsze piętro. Nową lokatorkę nazywała Anią. Kobieta miała około trzydziestu lat, a jej mała córeczka, Justynka, zaledwie cztery. Ania rozwiodła się z mężem i teraz zaczynała życie na własną rękę. Justynkę zabierała do przedszkola, które znajdowało się tuż za blokiem.

Głoska gwałtownie się z nią zaprzyjaźniła. Ledwo zaczęły się witać i uśmiechać przy spotkaniach, gdy już po tygodniu Głoska została poproszona o opiekę nad Justynką w sobotę.

— Jest spokojna, będzie bawiła się lalkami na podłodze, a ty zajmij się swoimi sprawami — tłumaczyła Ania. — Dzięki, iż pomagasz. Dziś mam spotkanie, ale wrócę przed nocą. Dziękuję, iż rozumiesz!

Głoska wzruszyła ramionami. Dopiero gdy Ania wybiegła z klatki, dotarło do niej, iż młoda rozwódka wybrała się na randkę.

— No proszę… Spotkanie… — szepnęła Głoska, patrząc z czułością na dziewczynkę, która rzeczywiście zajęła się zabawą w kącie pokoju.

Życie Głoski nie układało się po jej myśli. Miała dwadzieścia osiem lat — wiek, w którym większość kobiet już wychowywała dzieci z ukochanym mężem. Ale ani jednego, ani drugiego nie było w jej życiu.

— To przez to, iż jesteś staroświecka — mówiły koleżanki. — Siedzisz cały czas nad drutami, a powinnaś się ruszać. Tańce, spacery, spotkania towarzyskie. Tak można spędzić całą młodość, czekając na księcia z bajki…

Głoska zgadzała się, ale nic nie zmieniała. Była nieśmiała przez lekką tuszę i nie uważała się za piękność — miała zwyczajną urodę.

Teraz, gdy wieczorami często gościła u siebie Justynkę, z którą się zaprzyjaźniła, Głoska tym bardziej nie rozumiała, jak matka może zostawiać tak cudowne dziecko, uciekając na randkę z obcym mężczyzną…

Dla Głoski rodzina, a zwłaszcza dzieci, były jak dar od Boga, więc pokochała dziewczynkę całym sercem. Czytała jej książki, bawiła się z nią, lepiła z plasteliny.

— Oj, Głosiu, nie wiem, jak ci się odwdzięczę — szeptała Ania, odbierając półśpiącą córkę późnym wieczorem. — Jesteś moją wybawicielką.

— A co z ojcem? — spytała raz Głoska. — Odwiedza Justynkę? Często o nim mówi, chyba tęskni.

— Odwiedzałby, ale teraz jest w delegacji. Ach, te jego wyjazdy! Raz miesiąc, raz półtora… To przez nie się rozwiedliśmy. Wróci niedługo, i będzie ci lżej — zacznie zabierać Justynkę na spacery. Bardzo ją kocha, zasypuje zabawkami, choć to bez sensu. Lepiej by dał więcej pieniędzy… — uśmiechnęła się krzywo.

I rzeczywiście, niedługo pojawił się ojciec Justynki. Wysoki, jasnowłosy mężczyzna podszedł do bloku, złapał dziewczynkę w ramiona i długo nie puszczał. Głoska przypadkiem zobaczyła to z kuchennego okna i choćby się wzruszyła — tak szczerze cieszyli się sobą.

Po kilku dniach Głoska poznała Jacka, ojca Justynki. Dziewczynka była akurat u niej. Stało się już zwyczajem, iż Justynka przychodziła do „cioci Głoski” pograć, poukładać puzzle, obejrzeć bajki, gdy matka szła na zakupy. Tym razem ojciec znalazł córkę u Głoski.

— Dziękuję bardzo — mówił. — Że pani się nią opiekuje… Justynka bardzo panią lubi. Zawsze mówi: „moja Głoska” — uśmiechał się Jacek, odbierając córkę.

— Tato, tato, chodź z nami na herbatę! — zawołała nagle Justynka, zajadając drożdżówkę w kuchni.

— Racja, chodźcie. Właśnie siedzimy przy herbacie, trzeba dokończyć. I pana poczęstujemy — zaprosiła Głoska.

Wszedł do kuchni, usiadł z córką przy stole i też sięgnął po ciasto.

— Naprawdę domowe? — zdziwił się.

— Oczywiście. Jedz na zdrowie… Sama uwielbiam, stąd trochę… zaokrąglona jestem. Ale zamierzam wziąć się za dietę.

— Po co? — znów się zdziwił Jacek. — Pani bardzo pasuje taka, jaka jest… I w ogóle, nie myślałem, iż młode kobiety jeszcze pieką ciasta. Myślałem, iż to już tylko babcie robią, i to na wsi, przed świętami.

Roześmieli się, a Justynka dołączyła do wesołości, podsuwając ojcu kolejną drożdżówkę.

— Jak podrosnę, to Głoska nauczy mnie piec ciasta — oświadczyła. — I będę was wszystkich karmić pysznymi wypiekami!

— Marzenie — uśmiechnął się Jacek. — Ale teraz musimy na spacer, bo mama niedługo cię odbierze.

— Mama przyjdzie dopiero wieczorem — odpowiedziała gwałtownie dziewczynka, a Głoska milczała.

Jacek spochmurniał. Po spacerze znowu przyprowadził córkę do Głoski, a ta zapytała cicho:

— Nie mógłby pan zabierać Justynki na noc? Tęskni…

— Myślę o tym. Pracuję od świtu, w fabryce, a mieszkam na drugim końcu miasta. Szkoda mi jej tak wcześnie budzić… A tu ma przedszkole pod domem i matkę… — odwrócił wzrok. — Ale dziękuję za pomoc. Rozważam zamianę mieszkania, żeby być bliżej…

Kiedy następnym razem Jacek przyszedł po córkę na wieczorny spacer, zaproponował, by poszli razem.

Głoska nie spodziewała się zaproszenia i zaczęła odmawiać, ale Justynka zawisła na jej ręce:

— Chodź, Głosiu, pokażę ci, jak robię babki z piasku!

Więc Głoska też wyszła do pobliskiego parku, gdzie była fajna piaskownica. Cieszyli się z Jackiem, widząc, jak Justynka bawi się z innymi dziećmi, co chwilę spoglądając na nich. Spacerowali prawie do zmroku — letni wieczór był ciepły.

Jacek coraz bardziej denerwował się, iż Ani nie ma w domu i dziecko zostawione jest na sąsiadkę.

— Kiedy ona się w końcu wyszaleje? — burknął cicho, by córka nie słyszała. — To przez jej ciągłe imprezy się rozwiedliśmy…

Głoska milczała.

— A płaci pani chociaż za to, iż opiekuje się Justynką? — spytał, gdy wracali.

Głoska przecząco pokręciła głową.

— To znaczy, iż nie żyje pani swoim życiem. Nie może pani iść naGłoska pochyliła głowę i odparła cicho: „Może wcale nie chcę już żyć swoim życiem, skoro w końcu znalazłam to, o czym zawsze marzyłam”.

Idź do oryginalnego materiału