Samotność w małżeństwie. Mąż odszedł do innej.
Z Grzegorzem żyliśmy razem 20 lat. Bywało różnie – i dobrze, i źle. Ale ani razu nie żałowałam ani jednego dnia spędzonego u jego boku.
Zawsze starałam się być dobrą żoną, we wszystkim mu dogadzać i nie sprzeciwiać się.
Jak inaczej? Kobieta musi być mądra. Inaczej gwałtownie może zostać sama, a wokół niego kręci się tyle rozwódek. Kilka razy wybaczyłam mu zdrady. Raz choćby Grześ chciał odejść od rodziny. Ale od razu powiedziałam, iż bez niego nie przeżyję. Przestraszył się, został.
Mój mąż lubił też wypić, ale kto nie lubi? Za to pracował i choć trochę, ale pieniądze do domu przynosił. Nam wystarczało. Ja także harowałam na dwóch etatach. Tak sobie żyliśmy.
Gdy urodziła się córeczka, byłam na macierzyńskim i nie mogłam pracować. Wtedy mąż zaczął się gorzej zachowywać. Wyrzucał mi każdy kęs chleba i kazał oszczędzać. Później jednak się poprawiło, wróciłam do pracy i mogłam sama kupować wszystko – sobie i córce.
Pewnego razu wrócił wczesnym rankiem, nadpity. Gdy zapytałam, gdzie był, wpadł w furię i zamachnął się na mnie. Milczałam, bo żona musi rozumieć, iż mężczyzna czasem potrzebuje odpocząć od rodziny.
A potem już nie tylko się zamachnął. Chodziłam w ciemnych okularach, ukrywając siniaki, ale wszystkim mówiłam, iż uderzyłam się w drzwi szafy.
Potem zdarzyło się to jeszcze raz. I jeszcze. I stało się regułą. Lekarze, którzy leczą mi złamany nos i żebra, mówili, żebym zgłosiła sprawę na policję. Ale nie mogłam. Grześ przecież był moim ukochanym, najbliższym człowiekiem.
Gdybym to zrobiła, obraziłby się i odszedł.
A mieliśmy dziecko, które potrzebuje ojca.
Choć prawdę mówiąc, córka rzadko była przez niego zauważana. Chciał syna. Ale drugie dziecko się nie pojawiało, mimo iż ja bardzo tego pragnęłam.
Gdy córka podrosła, zaczęła namawiać mnie do rozwodu. Tak, wiem, rzadko się zdarza, by dzieci nie kochały rodziców. Ale Marysia (nasza córka) bała się ojca, bo i jej odbijało się jego ręką. Grześ był dla nas autorytetem, słuchaliśmy go, ale nie zawsze udawało się uniknąć kary.
Lata mijały, przekroczyłam czterdziestkę. Marysia mieszkała już osobno ze swoim chłopakiem.
Mąż też się uspokoił, prawie ze mną nie rozmawiał i nie zwracał na mnie uwagi. Przywykłam do takiego traktowania, kochałam go w milczeniu, na innych mężczyzn choćby nie patrzyłam. Starałam się zrobić dla niego wszystko, by był zadowolony.
Pewnego dnia wrócił z pracy wcześniej, dziwnie zamyślony. Chodził po mieszkaniu w milczeniu. Jakby chciał coś powiedzieć, ale nie miał odwagi.
– Grzesiu, coś się stało? – postanowiłam zacząć rozmowę pierwsza.
Milczał przez chwilę.
– Tak, mam już dość. Odchodzę!
Ziemia zawisła mi pod stopami. Złapałam się za oparcie krzesła.
– Jak odchodzisz? Dokąd? A ja? A nasza rodzina?
– Jaka rodzina? – wrzasnął. – Na siebie popatrz! Całe życie ciebie znosiłem, męczyłem się. Teraz wreszcie będę żył dla siebie, z kobietą, która mnie doceni!
– Masz inną? – łzy polały mi się z oczu.
– A myślałaś, iż co? Oczywiście. Na ciebie bez płaczu nie spojrzę, wyglądasz jak staruszka. A ja – przystojny facet. Każda się we mnie zakocha. A ciebie nie chcę widzieć, zmęczyłaś mnie swoją miłością.
Grzegorz zerwał się, gwałtownie się ubrał i złapał torbę.
– Resztę rzeczy jutro zabiorę! – rzucił już z progu.
Tak skończyły się nasze 20 lat małżeństwa.
Później dowiedziałam się, iż od trzech lat miał kochankę. I właśnie do niej odszedł.
Dziś skończyłam 45 lat. Od rozwodu minęło pięć lat, ale wciąż nie doszłam do siebie.
Były mąż przy podziale majątku liczył każdą łyżkę, zabrał wszystko, co się dało, oprócz mieszkania – to dostałam po mamie. Wszystko działo się jak we śnie, nie mogłam uwierzyć, iż to dzieje się naprawdę.
Jak to możliwe? Przecież wszystko dla niego robiłam!
Dziś, po latach, zrozumiałam. Nie można żyć życiem kogoś innego. Nie wolno wybaczać zniewag, jeżeli druga osoba nie żałuje. Nie wolno stawiać się niżej od partnera i ciągle mu dogadzać. Nie wolno znosić upokorzeń i przemocy. A ja jeszcze postawiłam córkę na drugim miejscu po nim! Teraz prawie ze mną nie rozmawia, ma żal o zrujnowane dzieciństwo.
Jak żałuję, iż nie zrozumiałam tego wcześniej! Ile sił i energii zmarnowałam na próżno.
Zegar w pokoju głośno tykał. Te urodziny też spędziłam sama. Ale najważniejsze, iż wiem jedno: chcę żyć resztę życia w spokoju i radości, niezależnie od czyichś kaprysów.
Rozległo się pukanie do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam byłego męża.
– Cześć, wróciłem na dobre. Zrozumiałem, iż jesteś najlepsza i najpiękniejsza. Wpuścisz mnie? – Uśmiechał się, jak gdyby nigdy nic, i podawał skromny bukiet stokrotek.
– Nie. Idź sobie i nie wracaj.
Zamknęłam drzwi i wtedy po raz pierwszy poczułam, iż jestem gotowa pożegnać samotność i zacząć nowe życie – bez ludzi z przeszłości.
P.S. Ta historia jest prawdziwa – usłyszałam ją od przyjaciółki.