REKLAMA
"Resort edukacji na bieżąco analizuje istniejące rozwiązania oraz prowadzi prace koncepcyjne pod kątem potencjalnych zmian przepisów, także w odniesieniu do rozwiązań w innych państwach europejskich. Kwestia usprawiedliwiania nieobecności w szkole jest przedmiotem dyskusji w ramach zespołów powołanych przy Ministrze Edukacji m.in. Zespołu do spraw Praw i Obowiązków Ucznia" - poinformowała w grudniu ubiegłego roku Katarzyna Lubnauer, sekretarz stanu w MEN.
Zobacz wideo
Po czym poznać, iż dziecko ma skrócone wędzidełko? Logopedka mówi o "domowym teście"
Kary finansowe za wagary?"W innych państwach europejskich", czyli np. w Wielkiej Brytanii, która ma bardzo rygorystyczne przepisy dotyczące szkolnych nieobecności, mogą być one usprawiedliwione tylko przez lekarza. Usprawiedliwienie od rodzica? Jedynie w wyjątkowych okolicznościach, które każdorazowo rozpatruje dyrekcja placówki. Jesteś za wprowadzeniem kar finansowych za nieobecności? Zapraszamy do udziału w sondzie i komentowania.Nieusprawiedliwiona nieobecność jest karana grzywną. - Mam nadzieję, iż u nas tego nie wprowadzą, bo zdarza mi się zabierać dzieci ze szkoły na kilkudniowe wyjazdy - mówi w rozmowie z eDziecko.pl Julka (nazwisko do wiadomości redakcji). - Nie zawsze mogę latem wziąć urlop, a w ciągu roku szkolnego można trafić na tanie bilety lotnicze w interesujące miejsca. Szkoda nie skorzystać - żartuje. - Dodam, iż są piątkowymi uczniami i zawsze gwałtownie nadrabiają zaległości - zapewnia. Zamieszanie z frekwencjąJak informuje portalsamorzadowy.pl, "MEN analizuje kwestię podniesienia minimalnego progu frekwencji uczniów, aby przeciwdziałać wagarom i nieusprawiedliwionym nieobecnościom". W przekonaniu wielu nauczycieli, a co za tym idzie - uczniów, żeby przejść do kolejnej klasy, trzeba mieć minimum 50 proc. frekwencji na zajęciach z danego przedmiotu, żeby zdać do kolejnej klasy. Niepotrzebnie? "Frekwencja ucznia na zajęciach nie jest czynnikiem rozstrzygającym o tym, czy ucznia można nie klasyfikować. To bardzo częsty błąd w rozumieniu tego przepisu. Nauczyciele niejednokrotnie podkreślają, iż jeżeli uczeń nie będzie miał ponad 50 proc. frekwencji na zajęciach, to będzie nieklasyfikowany (choćby i miał komplet ocen!). A to całkowita nieprawda" - czytamy na umarlestatuty.pl.
Nauczyciel: To jest jakiś absurd - Przepis, który mówi o klasyfikowaniu dopiero po osiągnięciu 50 proc. frekwencji wziął się od szkół typu CKU [centrum kształcenia ustawicznego - przyp. red]. Tam faktycznie, ze względu na specyfikę zajęć taki wymóg był przydatny, jednak w normalnej szkole? To jest jakiś absurd - mówi pan Piotr, (nazwisko do wiadomości redakcji) nauczyciel matematyki z jednego z warszawskich liceów ogólnokształcących. - Uczę w liceum, dorosły uczeń przychodzi i sam sobie usprawiedliwia nieobecności tyle, ile chce. Problemem nie są nieusprawiedliwione nieobecności, ale te usprawiedliwione, których jest dużo, a na które przyzwalają też sami rodzice, co widać, po ilości usprawiedliwień pisanych przez matki i ojców - dodaje pedag. Model brytyjski jest ok?Podobnego zdania o zasadach dotyczących wymaganej frekwencji w szkole jest kolejna rozmówczyni eDziecka: - Frekwencja 50 proc.? O zasadności przepisu niech świadczy taka scenka, dodam, iż powszechna. Uczniowie w mojej podstawówce siedzą z kalkulatorami i liczą, ile jeszcze muszą chodzić na fizykę. "O jeszcze dwa razy, mam 50 proc., stopni starczy do średniej, mam wolne". Taka jest ich mentalność, a rodzice na to przyzwalają. Sami piszą im potem usprawiedliwienia - mówi w rozmowie Natalia (nazwisko do wiadomości redakcji), nauczycielka języka polskiego ze szkoły podstawowej w Warszawie. - To niewychowawcze i wręcz niemoralne, nie mówiąc o tym, iż bezczelne, bo dzieciaki te wyliczenia nierzadko robią, siedząc na lekcji danego nauczyciela. Patrząc na to, co się dzieje, kary finansowe wydają się sensowne - dodaje.A ty? Co myślisz o podniesieniu progu frekwencji? Daj znać w komentarzu