— Cześć, Wiola! — zawołała z entuzjazmem Oliwia, dzwoniąc do siostry. — Chcielibyśmy wpaść do was w weekend. Możemy?
— Cześć… — odpowiedź była chłodna. — Nie, nie możecie.
— Jak to? — Oliwia zamarła.
— Właśnie tak — odparła krótko Wioletta.
— Jesteś na coś zła? Nie rozumiem…
— Serio pytasz? Po tym, co zrobiłaś, nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! — warknęła Wioletta.
— Co ja zrobiłam? O co ci chodzi?
Siostry Kowalskie wychowały się w małej wsi na Podlasiu. Starsza, Wioletta, została po szkole w rodzinnej miejscowości: skończyła technikum, została księgową. Wyszła za miejscowego przedsiębiorcę Marka, razem wybudowali dom, urodził się im syn Kacper, a ona pomagała w prowadzeniu rodzinnego interesu.
Młodsza, Oliwia, zawsze marzyła o życiu w mieście. Wyjechała na studia do Lublina, tam została, zatrudniła się jako sprzedawczyni w sieciowym sklepie. Z mężem, Bartkiem, pracującym w fabryce, mieszkała w wynajętym dwupokojowym mieszkaniu. Dokładnie dwa lata po ślubie urodziła się ich córka Zosia.
Mimo odległości siostry utrzymywały kontakt. Gdy Zosia skończyła rok, Oliwia zaczęła często przyjeżdżać do Wioletty. Czyste powietrze, dobre dla dziecka, no i pomoc siostry się przyda. Czasem przyjeżdżała na weekendy, a bywało, iż zostawała na cały miesiąc.
Wioletta zawsze witała ich z radością. W domu było wystarczająco miejsca, a Zosia była spokojną, grzeczną dziewczynką. Z czasem Oliwia zaczęła zostawiać córkę u siostry choćby bez siebie — najpierw na kilka dni, potem na tydzień, a latem na cały miesiąc. Tłumaczyła, iż z mężem chcą trochę odpocząć. Wioletta nie protestowała. Pracowała zdalnie i, choć to było uciążliwe, pomagała.
Sama Oliwia nie kwapiła się, by odwzajemnić gościnność. W ich maleńkim mieszkaniu nie było miejsca dla rodziny Wioletty, więc gdy ci przyjeżdżali do miasta, musieli wynajmować pokój. A Oliwia choćby nie zawsze znajdowała czas, by się z nimi spotkać. To wizyta w salonie, to inne zajęcia. Czasem wpadała na godzinę — i tyle.
Ale Wioletta starała się o tym nie myśleć. Ważne, iż dzieci się lubią, a siostra, choć niedoskonała, to jednak rodzina.
Kacper dorósł i zaczął starać się o studia. Rodzice byli gotowi zapłacić za naukę. Na dzień przed złożeniem dokumentów Wioletta ciężko zachorowała: gorączka, osłabienie. Marek obiecał zawieźć syna do miasta, ale nie mógł mu towarzyszyć — praca.
Wtedy Wioletta zdecydowała się zadzwonić do siostry:
— Olu… — wyszeptała cicho. — Mogłabyś jutro pomóc Kacprowi z dokumentami? Spotkać go, zawieźć na uczelnię, dopilnować… I żeby u ciebie przenocował? Marek odbierze go rano…
Zapadła długa cisza.
— Przykro mi, nie dam rady — odpowiedziała Oliwia.
— Dlaczego? — Wioletta nie wierzyła własnym uszom.
— Mam wizytę u kosmetyczki, potem z Zosią po zakupy — jedzie niedługo na kolonie, trzeba wszystko kupić.
— Olu, nigdy cię o nic nie prosiłam. To tylko jeden dzień…
— Naprawdę nie mogę — odcięła się Oliwia.
— A przenocować? Choćby na podłodze!
— Wiola, on jest już dorosły. Gdzie ja go ulokuję? W swoim pokoju? Albo u Zosi? Oboje nastolatki, jakoś głupio. A kuchnia u nas malutka — sama wiesz…
Wioletcie zaczęły szczypać oczy. Przez tyle lat nigdy nie odmówiła siostrze. Zawsze przyjmowała, pomagała, karmiła. A w zamian dostała coś takiego…
— Dobrze. Wszystko zrozumiałam — powiedziała cicho.
Ostatecznie pomógł daleki krewny Marka, z którym ledwo się znali. Z przyjemnością zawiózł Kacpra, pomógł z papierami, a choćby pokazał mu miasto i przenocował.
Kacper dostał się na studia. Rodzice wynajęli mu pokój. Wyrosnął na odpowiedzialnego, spokojnego chłopaka. Ale Wioletta nie mogła zapomnieć: w trudnej chwili rodAle Wioletta nie mogła zapomnieć: w trudnej chwili rodzoną siostrę zawiódł instynkt rodzinny, a teraz ich drogi rozeszły się na zawsze.