"Niedawno byłam u znajomej na kawie i zaczęłyśmy rozmawiać o zajęciach dodatkowych naszych dzieci. W pewnym momencie poczułam się bardzo nieswojo.
Jestem dumna
Córka chodzi do 3 klasy i gdy zaczynała szkołę podstawową, uznaliśmy z mężem, iż poza lekcjami angielskiego nie chcemy, by chodziła na żadne dodatkowe zajęcia. To jeszcze małe dzieci, które powinny przyzwyczaić się do szkoły, ale także mieć dużo czasu w zabawę. Oferta dodatkowych aktywności jest bardzo szeroka i koleżanki córki z niej korzystają. Stwierdziliśmy więc, iż jeżeli Ola ma siłę i ochotę, to nie będziemy jej niczego zakazywać. Do tej pory wybierała zajęcia plastyczne. W tym roku zapisała się na akrobatykę. Zdecydowała się także na udział w pierwszych w życiu zawodach.
Oczywiście jestem podekscytowana i dumna, ale przede wszystkim z jej odwagi. Nam nigdy nie zależało na tym, by brała udział w jakichś konkursach. Podczas spotkania ze znajomą oczywiście pochwaliłam moje dziecko, jednak nie takiej odpowiedzi oczekiwałam.
Jak mały cyborg
Nie jest to jakaś bliska koleżanka, a mama dziewczynki z klasy, z która często rozmawiam pod szkołą. Tym razem udało nam się w końcu spotkać na kawę. Gdy wspomniałam o zawodach mojej Oli, nagle padły bardzo szczegółowe pytania o jej poziom i wynik, jaki osiągnęła. Gdy odparłam, iż dopiero zaczyna i jesteśmy dumni, iż próbuje, usłyszałam cały wykład o tym, jak bardzo zaniedbałam sprawę.
Byłam w szoku. Moja rozmówczyni wymieniła, na jakie zajęcia chodzi jej córka. Okazuje się, iż Patrycja należy do klubu sportowego od 6 roku życia. Treningi zajmują jej ogrom czasu, ale już od kilku lat zajmuje miejsca na pływackim podium. Znajoma uznała także, iż zajęcia mojej córki dwa razy w tygodniu to amatorstwo i jeżeli myślę poważnie o akrobatyce, powinnam poszukać lepszej szkoły, która traktuje ten temat profesjonalnie.
Padło pytanie, czy Ola chodzi tylko na akrobatykę, bo Patrycja nie tylko świetnie pływa. Ma szereg innych zajęć dodatkowych i osiąga sukcesy w różnych dziedzinach.
To tylko dziecko
To nie brzmiało jak słowa dumnej mamy, ale wywód jakiegoś sponsora, który inwestuje czas i pieniądze w niezłego zawodnika. W pewnym momencie miałam choćby wrażenie, iż słucham o koniu wyścigowym, a nie o dziecku.
Aż taka liczba zajęć wydaje mi się przesadą. Chciałam więc wiedzieć, czy to wszystko nie przytłacza niespełna 10-latki. To przecież olbrzymia presja i dużo obowiązków. Dowiedziałam się jednak, iż Patrycja bardzo lubi wygrywać. Pomyślałam, iż chyba nie ma większego wyboru z taką mamą. Usłyszałam również, iż chyba jestem zazdrosna, iż moje dziecko nie ma takich osiągnięć, skoro tak dopytuję.
Okazuje się, iż większość koleżanek i kolegów z klasy córki chodzi na kilka dodatkowych zajęć, wielu z nich jeździ także na zawody. Nie miałam tego świadomości. Pasja pasją, ale czy to nie przesada w przypadku tak małych dzieci? Przecież one nie mają się kiedy bawić, relaksować czy spotykać z rówieśnikami. Jak mają się nauczyć cieszyć życiem, skoro nieustannie ciężko pracują, by być takie idealne?".