.
Egzemplarz książki otrzymałam od wydawnictwa w zamian za recenzję.
Wydawnictwo nie miało wpływu na treść i formę recenzji.
Być może detektyw Marlowe natchnął Maureen Johnson
do napisania powieści "Śmierć w Morning House",
a być może autorka chciała czytelnikom coś zasugerować
nazywając swoją bohaterkę Marlowe...
Tak, czy siak, Marlowe przyjeżdżając do regionu Tysiąca Wysp,
wcale nie chciała zajmować się żadnym śledztwem!
Ani nie chciała roztrząsać tragicznej przeszłości rodziny Ralstonów,
mieszkającej w Morning House w latach dwudziestych poprzedniego wieku,
ani słuchać opowieści o smutnym zdarzeniu sprzed kilku miesięcy,
ani szukać dowodów, dotyczących najświeższego incydentu.
Marlowe jest inteligentna, ma świetną pamięć i zdolność kojarzenia faktów.
Początkowo jest trochę wycofana, bo znalazła się w nowym otoczeniu
wśród obcych jej młodych ludzi, od dawna tworzących zgraną paczkę
(no, może poza ekscentryczną gotką, do której bohaterka czuje miętę).
Trochę nieporadna, trochę zabawna, samokrytyczna, da się lubić.
Chce po prostu przetrwać lato, tymczasem angażuje się
w rozwiązanie dwóch kryminalnych zagadek.
Johnson stworzyła kolejną świetną powieść YA.
Wciągający początek, niepokój, napięcie, niebezpieczeństwa,
nieoczekiwane zwroty akcji, nieprzewidywalne rozwiązania,
realistyczni bohaterowie i świetny styl autorki powodują,
że tej książki nie da się odłożyć!
Autorka prowadzi nas za rączkę i wodzi za nos.
O teraźniejszości opowiada głosem Marlowe,
o wydarzeniach sprzed stu lat - głosami różnych osób,
a czytelnicy zanurzają się
w tej narracji coraz bardziej.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Poradnia K
.