Spałam z moim chłopakiem, nie wiedząc, iż zmarł dwa dni wcześniej — Teraz jestem w ciąży z dzieckiem jego ducha

twojacena.pl 2 dni temu

Śniło mi się, iż spałam z moim ukochanym, nie wiedząc, iż dwa dni wcześniej już nie żył a teraz nosiłam w sobie dziecko jego ducha.

Jestem pewna, iż go widziałam. Dotknęłam. Pocałowałam. Czułam jego oddech, ciepły i miętowy, jak zawsze. Miał na sobie szary sweter, ten, który zawsze mu nie pasował, bo był za duży i nadawał mu wygląd miłego barana. Był prawdziwy. Całą noc mnie przytulał, szeptał mi do ucha: Kocham cię. Obiecał, iż w przyszłym roku się pobierzemy. Pamiętam każdy ruch jego dłoni po moim ramieniu, jak płakał, kiedy ja płakałam, i jak kochał mnie tak namiętnie, iż myślę, iż moja dusza rozpadła się na pół. A potem zniknął.

Obudziłam się sama, choć nie bałam się. Myślałam, iż wyszedł pobiegać, jak to czasem robił. Jego zapach wciąż unosił się na pościeli. Skóra w miejscu, gdzie mnie dotknął, wciąż płonęła. Coś jednak nie pasowało.

Dzwoniłam.
Znowu.
I jeszcze raz.

Wtedy weszła moja najbliższa przyjaciółka, Jadwiga, z bladej twarzy. Nie rozumiała, dlaczego płacze.

Witosława wyszeptała nie wiesz?

Rozśmiałam się. Wiedzieć co?

Wiktor nie żyje.

Zamarłam. Nie żyje jak?

Łzy Jadwigi stały się głośniejsze. Zginął dwa dni temu w wypadku samochodowym, w noc burzy.

Nie mogłam tego przyjąć. Krzyczałam, popychałam jątrę, twierdziłam, iż to okrutne. Pokazałam jej sms, który Wiktor napisał mi poprzedniej nocy, oraz wiadomość głosową: Idę do ciebie. Tęsknię za twoim ciałem przy moim. Jadwiga spojrzała na telefon, drżąc.

Witosława to nie mógł napisać. Był już w kostnicy.

Świat przechylił się. Kolana mnie zawiodły. Pobiegłam do łazienki, wzięłam ręcznik, jakim Wiktor się otulał, wciąż mokry. Chwyciłam szary sweter zostawiony na podłodze. Zauważyłam wgniecenie na szyi.

On był naprawdę przy mnie. Musiał być. Ale prawda była taka, iż Wiktor został pochowany wczoraj. A jednak nocą kochałam się z nim.

Dni mijały, a noce stały się nie do zniesienia. Nie mogłam zasnąć. Kiedy zamykałam oczy, widziałam go w kącie łóżka, szepczącego do mnie. Pewnej nocy usłyszałam jego głos: Nie płacz, kochanie. Jestem przy tobie. Próbowałam to nagrać, ale jedynie szumy i mój własny oddech przerywały ciszę.

Wtedy przestały przychodzić moje miesiączki. Dwa razy. Myślałam, iż to stres, żal, trauma. Aż wypróżniłam się po raz piąty w jeden dzień. Zrobiłam test ciążowy. Dwie linie.

Pozytywny wynik. Upadłam na podłogę. Jedyną osobą, z którą byłam, był Wiktor. Ale on był martwy, pogrzebany, rozkładający się. Mimo to coś rosło we mnie. Coś kopnęło w nocy. Coś lśniło pod skórą przy zgasłym świetle. I za każdym razem, gdy płakałam i mówiłam, iż już nie wytrzymam, słyszałam w ciemności szept:

Niebo nie jest puste. Nasze dziecko przyjdzie.

Nie pamiętam, jak zasnęłam. Tylko iż obudziłam się w wannie, trzymając w dłoni test ciążowy, który patrząc na mnie, drwił różowymi kreskami. Od kilku dni nie rozmawiałam z nikim choćby z Jadwigą. Telefon dzwonił setki razy, wyświetlając jej imię, a ja ignorowałam wszystkie połączenia.

Jak wyjaśnić, iż noszę w sobie dziecko człowieka, który od tygodni leży pod ziemią? Kto mi uwierzy? choćby ja sama nie wierzyłam, aż nadszedł kolejny wieczór.

Gdy ledwie zasypiałam, coś uderzyło w mój brzuch od środka. To nie była zwykła kopnięcia. Czułam, iż to coś świadome, jakby chciało przyciągnąć moją uwagę. Wstałam gwałtownie, łapiąc się za brzuch. Wtedy usłyszałam ponownie głos Wiktora w mojej głosie.

Nie bój się, kochanie. Wybrałem cię.

Krzyknęłam i wybiegłam z łóżka. Spojrzałam w lustro, podniosłam koszulkę i zobaczyłam słaby, niebieski błysk pod skórą. mrugał, a potem zniknął. Nogi mi się poddały, upadłam na podłogę, szlochając.

Następnego dnia wymusiłam wizytę w szpitalu. Powiedziałam lekarzowi, iż zaszłam w ciążę po nocnej wizycie mojego chłopaka. Zmyliłam daty, wymyśliłam wszystko oprócz objawów: dziwne sny, skórę lśniącą, słyszenie głosów nieobecnego.

Pani doktor najpierw wyraziła zaniepokojenie, potem zamyśliła się.

Zróbmy badania powiedziała ostrożnie. Stres może mocno wpływać na umysł, zwłaszcza w połączeniu z hormonami ciąży.

Połaskała stetoskopem mój brzuch. Jej twarz zamarła.

Nie słyszę bicia serca. Ale coś się rusza.

Zleciła USG. Leżąc na zimnej, metalowej kozetce, technik spojrzała na ekran, a jej twarz bledła. Nie mówiła nic, dopóki nie zapytałam, co się dzieje.

To płód szepnęła. Ale świeci.

Wyszłam ze szpitala, nie czekając na wyniki. Tej nocy miałam kolejny sen. Wiktor stał przy naszym starym zakątku nad jeziorem, wiatr rozwiewał mu kaptur.

Nasze dziecko nie jest takie jak inne rzekł, głosem miękkim jak powiew. To ja i coś więcej.

Co masz na myśli? zapytałam.

Uśmiechnął się smutno.

Zrozumiesz wkrótce. Musisz je chronić.

Obudziłam się, a zasłony były szeroko otwartego, mimo iż zamknęłam drzwi na klucz. Szary sweter, który w śnie nosił Wiktor, leżał starannie złożony na krawędzi łóżka. Dotknęłam go wciąż był ciepły.

Wtedy zrozumiałam, iż to, co rośnie w moim brzuchu, jest prawdziwe. To jego. I zmienia mnie.

Następnego dnia w końcu zadzwoniłam do Jadwigi. Potrzebowałam pomocy. Przyszła w pośpiechu, objęła mnie mocno i słuchała mojego opowiadania, pokazała jej lśniący punkt na moim brzuszku, mówiła o snach, o głosie, o dziecku. Nie zaśmiała się. Nie krzyczała. Szepnęła:

Muszę cię zabrać w miejsce.

Poprowadziła mnie do starego domu ukrytego za kościołem jej babci. W środku siedziała staruszka o długich, siwych warkoczach i powiedziała mi jedno zdanie:

Nie jesteś pierwsza. Ale musisz być ostatnia.

Zapytałam, co to znaczy, a odpowiedź przeraziła mnie do kości.

Nosisz w brzuchu dziecko związanej duszy. Ten maluszek jest zarówno błogosławieństwem, jak i przestrogą. Jego ojciec nie miał wrócić. Teraz brama się otworzyła, a inni już przechodzą.

Czy przyjdą po niego? dopytałam.

Przyjdą po ciebie.

Nagle światła zgasły. Przez okna przeszła lodowata bryza. Z cieni usłyszałam znów głos Wiktora:

Biegnij.

Pokój stał się lodowaty. Staruszka otworzyła oczy pełne strachu, gdy cienie rozciągały się po ścianach jak pazury.

On jest tutaj szepnęła, trzymając różaniec z koralików i kości.

Jadwiga popchnęła i wciągnęła mnie za siebie. ale nie bałam się już Wiktora. Bałam się tego, co staruszka nazwała innymi tymi, których przybył, bo złamał zasady.

Rozsypała popiół w krąg i kazała mi stanąć w środku.

Nie wychodź, bez względu na wszystko. Słyszysz? ostrzegła. Jesteś pomostem między życiem a śmiercią. Pomosty łączy się w obie strony.

Stanęłam w kręgu. Brzemię moje lśniło tym samym niepokojącym światłem. Dziecko kopnęło mocniej niż kiedykolwiek.

Wtedy usłyszałam setki głosów krzyki, jęki, prośby, chichoty wszystkie z ciemności.

Wiktorze, proszę wyszeptałam. Co się dzieje?

Zobaczyłam go, ale nie taki jak przedtem. Jego oczy były puste, pełne smutku i lśnienia.

Przepraszam powiedział. Nie chciałem wciągnąć cię w to. Tęskniłem tak bardzo. Chciałem tylko jedną noc, jeden moment. Nie wiedziałem, iż otwieram bramę.

Podszedłem bliżej, łzy spływały po policzkach.

Dlaczego ja? Dlaczego dziecko?

Spojrzał na mój brzuch, potem na mnie.

Bo nasza miłość przetrwała śmierć. Taka miłość łamie prawa.

Nagle z cieni wyłoniła się potworna, skrzywiona postać z półtwarzą i płonącymi oczami. Pufnąła, gdy mnie zobaczyła. Wiktor stanął między nami.

Nie możesz jej mieć! ryczał. Nie możesz zabrać naszego dziecka!

Potwór się roześmiał.

Złamałeś regułę, duchu. Dotknąłeś żywych. Teraz my uczynimy ucztę.

Pokój zadrżał. Staruszka zaczęła śpiewać w dziwnej, starodawnej mowie. Jadwiga trzymała mnie za rękę, płacząc.

Witosławo! Nie wychodź z kręgu!

Krzyczałam, gdy bestia rzuciła się na mnie. Wiktor uderzył ją w powietrzu. Staruszka krzyknęła:

TERAZ! Wybierz, dziewczyno! Życie czy miłość?

Wiktor, krwawiący i rozpływający się, odwrócił się do mnie.

Musisz mnie puścić, kochanie. Dla naszego dziecka. Dla ciebie.

Odwróciłam głowę w oporze.

Nie mogę stracić cię znowu!

Nigdy mnie nie zgubiłaś. Żyję w nim, w tobie.

Jednak jeżeli będziesz trzymała się kurczowo, oni zabiorą wszystko.

Światła wybuchły. Podłoga pękła. Cienie wyły. Z całego serc wykrzyknęłam jego imię i pożegnałam się.

W tym momencie uśmiechnął się. I zniknął.

Ciemność ustąpiła. Potwór wydał przeraźliwy krzyk i rozmył się w dymie. Nastała cisza.

Upadłam. Krąg zgasł. Dziecko w moim brzuchu kopnęło raz, potem drugi raz, po czym ucichło.

Dziewięć miesięcy później urodziłam chłopca. Nie płakał jak inni. Spojrzał mi prosto w oczy, cicho i spokojnie, jakby już wszystko rozumiał. Jego skóra delikatnie lśniła w mroku. A kiedy śpiewam mu nocą, słyszę drugą, harmoniczną głos głos Wiktora.

Nazwałam go Wiktorik, co znaczy Wiktor pod opieką Boga. Nie był naprawdę mój.

Zanim odszedł na drugą stronę, zostawił mi ostatni dar kawałek siebie, któregoś cienia nie zdoła nigdy zabrać.

Idź do oryginalnego materiału