Sporty i hobby nie dla mojego dziecka. Ma ważniejsze sprawy na głowie, życie poczeka

mamadu.pl 9 miesięcy temu
Zdjęcie: Z początkiem 7 klasy dla polskich uczniów kończy się życie prywatne, zostaje tylko szkoła fot. 123rf


– Moja córka uprawiała akrobatykę. To była jej pasja. W tym roku musiała zrezygnować – opowiada mi Kasia. – Moje dziecko zrezygnowało z nauki w szkole muzycznej. Niestety, albo instrument, albo dobre liceum – dorzuca Iwona. Gdzie nie posłuchać rodziców, tam zewsząd słychać lamenty. Ale czy słusznie?


Niestety tak. Do końca szóstej klasy jakoś to leci, od siódmej zaczyna się ciężka praca, a prywatne zainteresowania dzieci zostają odłożone na półkę. Nierzadko na wieczne zapomnienie. I wcale nie chodzi o to, iż współcześni rodzice są nadambitni, wywierają presję na dzieciakach, a groźbą i chłostą zaganiają dzieci do wyścigu szczurów. Tak oczywiście też – o zgrozo – bywa, ale prawdziwa przyczyna tej smutnej rzeczywistości jest inna. A na imię jej: polska szkoła po reformach.

"Hybrydowy" system polskiej oświaty


Podstawa programowa jest tak przeładowana, iż nauczyciele nie mają szans zrealizować całego materiału na lekcjach. Młodzież wraca więc do domów i zasiada do kolejnych lekcji. Szkoła publiczna w tym momencie to system iście hybrydowy: nauka stacjonarna połączona z edukacją domową. I tak każdego dnia począwszy od początku siódmej klasy. Świątek, piątek i niedziela, siedem dni w tygodniu. Gdzie tu miejsce na hobby, pasje i rozwój? Tylko w poradnikach na listach księgarnianych bestsellerów.

Coraz częściej słyszę od rodziców, iż nie ma mowy o tym, żeby dziecko ukończyło szkołę podstawową bez korepetycji lub pozalekcyjnych kursów. Gdzieś przecież musi przerobić ten obowiązkowy szkolny materiał, którego nie ma szans zrealizować podczas lekcji. Rodzice zaciskają więc pasa i płacą za korepetycje: z wrześniowego raportu "Polaków Portfel Własny: edukacja przyszłości" wynika, iż za tę formę pomocy w nauce w roku szkolnym 2023/2024 płacić planuje aż 55 proc. Polaków.

Niewidzialne dzieci


Rodzice wykładają pieniądze, a dzieci połykają łzy. Rezygnują z rzeczy, które sprawiały im radość: ze sportów, nauki gry na instrumentach, spotkań z przyjaciółmi. Przyjemności. Życia. My, dorośli, tyle mówimy o potrzebie zachowania równowagi między życiem zawodowym a prywatnym – ba! rządy choćby chcą nam to ułatwić, wprowadzając dyrektywy work-life balance – ale mało kto pamięta, iż począwszy od 13 roku życia nastolatek nie ma najmniejszych szans na taką równowagę w swoim szkolno-prywatnym życiu.

Bo sprawdziany. Zadania domowe. Ćwiczenia. Karty pracy. Kartkówki. Wypracowania. Słówka do wykucia. Prezentacja do zrobienia. Egzamin do zdania. Rekrutacja do szkoły średniej do przejścia. Ciągłe sprawdzanie, dociskanie śruby i testy wytrzymałości psychicznej. A ta, o czym coraz głośniej się mówi, jest coraz niższa. Czy kogoś to jeszcze dziwi? Dzieci są po prostu niewidzialne. Są tylko statystyką, cyferkami w danych demograficznych i arkuszach kalkulacyjnych ministerstwa edukacji.

"Pytam dla siebie. Nie dla sąsiada!"


O tym, jak bardzo smutne jest życie uczniów siódmych i ósmych klas, dobitnie świadczy m.in. ta dyskusja na X (dawniej: Twitter). Tomasz Stanisławski, ojciec trzech córek, napisał:

"Pola jest w 8 klasie. Pan z matematyki codziennie (sic!) robi mini kartkówki. Każdego dnia mają 2-3 sprawdziany z różnych przedmiotów. Na lekcjach praktycznie nie ma nauki. Tylko weryfikacja wiedzy. Pola wstaje o 5:30 i otwiera książki. Po szkole do 22:00 się uczy. Dodatkowy angielski, matematyka, wolontariat. Zawiesiła narciarstwo w klubie sportowym. Na maila do szkoły wychowawca odpisał 'dzieci muszą radzić sobie ze stresem'. Stres, przemęczenie, edukacja z filmików na YouTube, codzienne klasówki. Tak ma wyglądać edukacja w naszych szkołach? Pytam dla siebie. Nie dla sąsiada!".



Przestrzeń pod postem to istna ściana płaczu innych rodziców uczniów. Czytamy m.in.: "Tak właśnie jest. Mam córkę w 7 klasie i z zajęć dodatkowych został tylko angielski. 36 lekcji tygodniowo, 5-6 sprawdzianów lub kartkówek, obszerne prace domowe niemal z każdego przedmiotu. I do tego wymóg znajomości pojęć/zagadnień bardzo szczegółowych i specjalistycznych".

"Tak. Tak wygląda 8 klasa w polskiej szkole. My ciężko przeszliśmy zeszły rok. Przemęczone, zestresowane dziecko. Też nastawiała budzik na 4:30, bo kartkówka, klasówka czy inne. Nauczyciele ich cały czas straszyli egzaminami ósmoklasisty (ostatecznie nie były takie trudne). (...) Wspierajcie ją i uspakajajcie. Trzeba trochę strategii, ale system jest chory".

Masowa produkcja zniszczonych ludzi


Jako matka ósmoklasisty też mogę to potwierdzić. Syn nierzadko nastawia budzik na 4:00 rano, by się jeszcze czegoś "douczyć". System naprawdę jest chory. A ja obserwuję, jak z mojego syna codziennie uchodzi kolejna porcja euforii i energii. Nie wydaje mi się, żeby cokolwiek zostało do końca roku.

Czy naprawdę tak ma wyglądać edukacja w naszych szkołach, iż zapytam za panem Stanisławskim? Ja pytam nie tylko dla siebie. Pytam dla mojego dziecka. I dla innych dzieci. To musi się zmienić, jeżeli nie chcemy wyprodukować pokolenia zniszczonych psychicznie młodych ludzi. Na razie produkcja trwa w najlepsze. Taśmowo.

Idź do oryginalnego materiału