Spóźniona na jasełka
"Przeczytałam w waszym portalu list czytelniczki o nagrywaniu jasełek przez rodziców i chciałabym podzielić się swoją historią. Mój syn ma 5 lat i jest pełnym energii przedszkolakiem. Uwielbia tańczyć, śpiewać i być w centrum uwagi, więc przedszkolne jasełka były spełnieniem jego marzeń o publice, która nagradza jego występy oklaskami. W zeszłym tygodniu w placówce było organizowane takie przedstawienie i synek był jednym z pastuszków" – zaczyna swój list nasza czytelniczka.
"Dzieci oprócz opowieści o Jezusie przygotowały też występy taneczne oraz wykonywały piosenki świąteczne. Jasełka zaplanowano na 15:00, więc spóźniłam się na przedstawienie dosłownie 5 minut, bo pół godziny wcześniej kończę pracę i nie zdążyłam dojechać z niej na czas. Wbiegłam do placówki i skierowałam swoje kroki do sali synka. Kiedy otworzyłam drzwi i cichutko chciałam zająć jakieś miejsce siedzące, by nie przeszkadzać w całym przedstawieniu, widok w środku zmroził mnie".
Telefony w dłoń!
Kobieta opowiada o tym, co zobaczyła w sali przedszkolnej: "Od wejścia stały rzędy krzesełek, na których siedzieli rodzice. Na wprost była 'scena' i dzieci akurat śpiewały jakąś kolędę, więc starałam się jak najciszej zamknąć drzwi i znaleźć sobie miejsce siedzące. Wśród widowni nie było jednak chyba żadnego rodzica, który nie dzierżyłby w dłoniach telefonu i nie nagrywał występujących 5-latków.
Nie było to moje pierwsze przedstawienie u syna, wiem, iż rodzice często oglądają występy zza ekranu telefonu, ale to było już lekką przesadą. Naprawdę chyba żaden oglądający nie patrzył wprost na śpiewające dzieci. Już kiedyś była awantura o to, iż wszyscy nagrywają maluchy, które z tego powodu się peszą, występ im nie idzie i wszystko kończy się porażką.
Wtedy padł pomysł, żeby wybrać jednego rodzica, który nagra cały występ dzieci i udostępni wideo reszcie rodziców. Dzięki temu można by było zachować z dziećmi kontakt wzrokowy, cieszyć się naprawdę ich wystąpieniem. Myślałam, iż zostało to już ustalone".
Wstyd mi za innych rodziców
"Tymczasem weszłam do sali, a wszyscy rodzice jak jeden mąż trzymali w rękach telefony i nie patrzyli bezpośrednio na przedszkolaki. W ogóle nie zwracali uwagi na to, jak maluchy się prezentują. Bardziej zależało im chyba na tym, żeby dziecko było widoczne na filmie, żeby można to było potem pokazać babci lub dziadkowi. Byłam totalnie zażenowana tym obrazem.
Przecisnęłam się na sam przód i siadłam w pierwszym rzędzie. Bez telefonu. Tak, żeby mój synek widział, iż jestem i chłonę to, co razem z rówieśnikami przygotowali dla rodziców. Było mi autentycznie wstyd za resztę matek i ojców, czułam też smutek, iż dziecko zamiast twarzy rodziców widzi tylko obiektywy aparatów..." – kończy list zasmucona mama przedszkolaka.