Wiesz, kochanie, będziesz musiała bardzo się postarać, żeby wpasować się do naszej rodziny oznajmiła Lidia Stanisławówna surowym tonem, jakby stała przed tablicą w szkole.
Alina ledwo powstrzymała śmiech. To było przewidywalne. Teściowa-dyrektorka już na wstępie uderzała nową uczennicę linijką po rękach, choć lekcja choćby się nie zaczęła.
Wojtek, siedzący obok, odwrócił wzrok. Widać było, iż chciał mruknąć coś w stylu no, zaczęło się. Nie wtrącał się jednak. I słusznie. To nie była jego walka.
Postarać? powtórzyła Alina z pobłażliwym uśmiechem. Proszę sprecyzować, w jakim kierunku. Zapisać się na kurs szycia? A może na tańce?
Rozmowa toczyła się w kuchni Lidii Stanisławówny. Wszystko tu było drogie i wystawne: firanki z lambrekinami, cukierki w kryształowych wazonach, masywny dębowy stół i krzesła w kolorze szampana. Piękne, ale Alina nie mogłaby tu mieszkać. Wszystko było zbyt idealne, jakby to nie był dom, a plan filmowy.
Alinko, to inteligentna rodzina wyjaśniła Lidia, udając, iż nie słyszy sarkazmu w głosie synowej. Jesteśmy ludźmi kulturalnymi, u nas przypadkowi obcy się nie przyjmują.
Alina skinęła głową, ale już nie słuchała. Ta rola była jej aż nazbyt znana. Już przez to przechodziła, tyle iż wtedy nie miała ani doświadczenia, ani zdrowej samooceny.
…Piętnaście lat temu Alina była zupełnie inną osobą: młodą, posłuszną, z ufnymi oczami i wiarą, iż trzeba być dobrą żoną. Męża, Darka, kochała całym sercem.
Ale Darek kochał tylko swoją matkę.
Pierwsza teściowa, Halina Bronisławówna, wyraźnie uważała się za gwiazdę lokalnego formatu. Miała aktywną postawę życiową, donośny głos i zdanie na każdy temat. Już przy drugiej rodzinnej kolacji oznajmiła:
Kurczak suchy jak szmatka. No nic, pokażę ci, jak się piecze, skoro twoja matka cię nie nauczyła.
Alina wtedy tylko się uśmiechnęła. Wierzyła, iż jeżeli będzie cierpliwa i uprzejma, docenią jej wysiłki. Nazywała teściową mamą, przygotowywała dla niej sałatkę jarzynową z mięsem zamiast kiełbasy (jak prosiła) i pozwalała krytykować wszystko: od koloru szminki po czystość podłóg.
Gdy urodziła się córeczka, sytuacja się pogorszyła. Teściowa nie ustawała w wykładach na temat jak wychować porządną kobietę. Wszystko z pobłażliwymi uśmieszkami i aluzjami, iż z Aliny nauczycielka marna. Jak to mówią, szewc bez butów.
Pampersy to znęcanie się nad dzieckiem! oświadczyła pewnego dnia Halina, wręczając synowej pieluszki tetrowe. To dla leniwych wymyślili. A ty będziesz dobrą mamą, prawda?
Darek nigdy się nie wtrącał. choćby gdy córeczka, która jeszcze nie wymawiała r, spytała:
Mamo, a czemu ty jesteś głupia?
Alina aż oniemiała.
Co? Kto ci to powiedział?
Babcia Hala.
Gdy Alina poprosiła męża, żeby interweniował, ten tylko wzruszył ramionami.
No co ty. Powiedziała i powiedziała. Może w emocjach. Znasz jej charakter.
Alina znała. Wcześniej się starała. Siedziała przy świątecznym stole i wysłuchiwała, iż oszczędzała na serze i zepsuła danie. Kupowała drogie prezenty, bo pragnęła choć raz usłyszeć pochwałę. Zachowywała się nienagannie, aż w końcu zrozumiała, iż w oczach Haliny ideałem zawsze będzie ktoś inny.
Po tamtym incydencie Alina poważnie zastanowiła się nad rozwodem i niedługo złożyła papiery. Trudny charakter? Dla niej brzmiało to jak przyznanie się do paskudnego zachowania i braku chęci poprawy.
Na dworcu zdechniesz! Będziesz żyła tylko z kotami! wróżyła teściowa.
Koty się nie pojawiły, ale mieszkanie, praca i zdrowy rozsądek zostały.
A potem do tego zestawu dołączył Wojtek. Poznali się przez wspólnych znajomych, wymienili numery i zaczęli rozmawiać. Wojtek może nie był zakochany po uszy i nie obiecywał gruszek na wierzbie, ale szanował jej uczucia. Wiedział o jej przeszłości i spokojnie przyjął jej córkę.
Chciał też się ożenić. Alina nie odmawiała, ale zwlekała i obserwowała. Kochała Wojtka, ale nie chciała znów wpaść w sidła cudzej rodziny, w której nigdy nie będzie swoją. Wojtek był jednak inny. Nigdy nie stawiał matki na pierwszym miejscu, więc Alina zaryzykowała.
Teraz, siedząc w domu jego matki, znów słyszała ten sam monolog z przeszłości, ale nie czuła już upokarzającego wstydu ani strachu. Tylko lekkie déjà vu i nudę.
Wiesz, kochanie, u nas nie przyjmuje się byle kogo ciągnęła Lidia. Wojtek jest łagodny, może nie widzieć pełnego obrazu. Ja widzę. Więc postaraj się, dziewczynko.
Dziękuję za cenne wskazówki odparła Alina zimno. Ale pozwól, iż na razie zostanę po prostu żoną twojego syna. Mam już swoją rodzinę. Córkę, męża. To mi wystarczy.
Nie czekała na zakończenie wieczoru i wstała. Wojtek poszedł za nią. Gdy wyszli, pierwsze, co zrobił, to wziął ją za rękę.
Wszystko w porządku? spytał cicho.
W porządku. Nie martw się. To już klasyka gatunku.
Tym razem Alina wiedziała, kim jest i na co ją stać, więc się nie bała. Nie spodoba się obcej matce? Trudno, nie musi jej lubić. Ale i Alina nic jej nie była winna.
…Minęły prawie dwa lata od tamtego ostrzeżenia, iż Alina będzie musiała się postarać. Ku wielkiemu rozczarowaniu teściowej, synowa choćby nie próbowała. Żadnych wizyt, ukłonów ani popisów. Po cichu żyli z Wojtkiem w jej mieszkaniu. choćby znalazł wspólny język z Martą, córką Aliny z pierwszego małżeństwa.
Kontakt z Lidią Stanisławówną był, ale czysto formalny. jeżeli już składali życzenia, to przez telefon. Prezenty dostarczał tylko Wojtek i tylko od siebie. Nie było kłótni, ale i prób zbliżenia też nie.
Alina nie zabraniała mężowi kontaktów z matką. To przecież jego matka. Ale nie wpuszczała jej do domu. Wojtek szanował jej decyzję sam był świadkiem tamtej rozmowy.
Mimowolnie