"Strefa bez dzieci: tak, chcę". Patrzę i nie wierzę. Kiedy dziecko przestało być człowiekiem?

gazeta.pl 3 godzin temu
Zdjęcie: PIOTR SKORNICKI


Dziecięce krzyki, bałagan, wchodzenie pod stół, gdy chcemy wypocząć, odetchnąć i w spokoju porozmawiać - to może irytować. Właśnie dlatego wiele osób chce wprowadzenia "stref wolnych od dzieci". Zanim jednak zaczniemy tę batalię, zapytajmy sami siebie - czy to nie jest o krok za daleko?
Polska to nie jest kraj przyjazny dla rodziców - a przynajmniej z roku na rok coraz bardziej takim się staje. Choć sama nie mam dzieci, wiem od moich koleżanek, iż większość z nich stresuje się wyjściami z dziećmi. Czują się winne, gdy dziecko za głośno się śmieje, wygłupia się czy zapłacze - innymi słowy, gdy zachowuje się stosownie do wieku. Owszem, nie wszyscy dorośli potrafią zapanować nad maluchem, którego rozpiera energia. Sama odbieram to jako brak szacunku do mnie jako np. klientki restauracji, gdy zamiast poświęcić czas dziecku, rodzice siedzą z nosem w telefonie - tak jakby oczekiwali, iż ktoś inny zajmie się niesfornymi kilkulatkami. Jak znaleźć złoty środek w tej sytuacji? Na pewno nie wykluczając dzieci ze społeczeństwa, o czym ostatnio debatowano w "Dzień Dobry TVN".

REKLAMA






Czy jesteś za strefami wolnymi od dzieci?

- brzmiało pytanie. Wyniki sondy były wprost zdumiewające, przynajmniej dla mnie. Aż 83 proc. odpowiedziało, iż popiera strefy wolne od dzieci. To niestety nic innego jak dehumanizowanie najmłodszych, o czym mało kto myśli. Dlaczego dziecko rzuca się na podłogę i lamentuje? Czemu kopie nasze krzesło w samolocie albo pełza pod naszym stolikiem w restauracji? Jest "złośliwe", "rozwydrzone", "źle wychowane" - jak wielu lubi wyrokować?


Zobacz wideo Kiedy dziecko zaczyna mówić? Logopedka: Na prawdziwe 'mama' trzeba poczekać



Dziecko ma prawa! Tak samo, jak i dorosły
Nie da się ukryć i trzeba głośno o tym mówić, iż właśnie jesteśmy świadkami niepokojącego zjawiska odgradzania się od dzieci, a choćby eliminowania ich z przestrzeni publicznej. Niewątpliwie przybliżają do tego "strefy bez dzieci", o których wprowadzeniu mówi się coraz głośniej. Pomysł dzieli i ma zarówno swoich zwolenników, jak i zagorzałych przeciwników.
Jedni uważają, iż rozrabiające maluchy zwyczajnie przeszkadza w odpoczynku czy konsumowaniu posiłku, a inni nie widzą w tym nic złego, bo przecież dziecko to też człowiek, choć mały i ze swoimi ograniczeniami. Każdy z nas w przeszłości był dzieckiem i z pewnością nie chciałby być wykluczony. Zaakceptujmy fakt, iż maluch na plaży nie będzie siedział cichutko na kocyku. Ma prawo się bawić, kąpać, budować zamki z piasku, a choćby głośno śmiać, co nie czyni z niego "rozpieszczonego bachora" czy "rozwydrzonego dzieciaka".
W naszej Konstytucji w art. 32. czytamy, iż "wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne. Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny". Czyli wszyscy, bez wyjątku, dzieci również (Zobacz: "Strefy wolne od dzieci to dyskryminacja! "Brakuje nam życzliwości i miłości bliźniego"").



Strefa bez dzieci to dyskryminacja ze względu na wiek
Budujące jest też to, iż coraz więcej osób zdaje sobie sprawę z faktu, iż "strefa bez dzieci" to jawny przejaw dyskryminacji i propagowanie niechęci wobec rodzin z dziećmi. Wielu osobom bolesne analogie z przeszłości nasuwają się same i takie decyzje porównują np. do segregacji rasowej czy do tworzenia stref wolnych od kobiet.
Obserwatorzy życia społecznego podkreślają, iż dzieci jeszcze nigdy nie były traktowane tak przedmiotowo, jak teraz. Tą niechęć obserwuje się niemal wszędzie. Co smutne, nikogo nie razi już wyśmiewanie "bąbelków" czy "madek" (Zobacz: Nie mów do mnie madka. Ani do nikogo innego. Nie przekonasz mnie, iż to śmieszne).
Nie twierdzę, iż dzieci i ich rodzice nie sprawiają problemów. Tak, bywają głośne. Tak, nie potrafią regulować emocji. Tak, wielu rodziców nie stara się zadbać o komfort innych ludzi znajdujących się w tej samej przestrzeni. przez cały czas jednak są ludźmi. A ci - co przecież jest w tym wszystkim najpiękniejsze - są różni. Pytanie, w jakim społeczeństwie chcemy żyć. W serdecznym, gdzie akceptujemy inności i szanujemy siebie nawzajem, a może takim, gdzie każde odstępstwo od wąskiej normy będziemy karać ostracyzmem? Ja nie mam wątpliwości.
Idź do oryginalnego materiału