Strefy wolne od płaczu dzieci. "Ludzie chcą mieć komfort, bez krzyku i histerii"

gazeta.pl 3 godzin temu
Zdjęcie: fot: Shuterstock/Volurol


W pierwszych latach macierzyństwa stresowało mnie to, iż dzieci rozpłaczą się w poczekalni, samolocie, pociągu. I oczy ludzi będą skierowana w naszą stronę z wymownym spojrzeniem: "Zrób coś z tym dzieckiem". Kiedy dzieci wyrosły z płaczu, poczułam ulgę. Wreszcie nikomu nie przeszkadzamy.Natknęłam się, całkiem niedawno, na wpis w serwisie społecznościowym, o tym, iż w wagonie, w strefie ciszy, ktoś wyciągnął kanapkę zapakowaną w folię aluminiową i ją zjadł. Szelest folii podczas rozwijania kanapki irytował mojego znajomego tak bardzo, iż w bardzo obszernym poście opisał swoje niedogodności z podróży.
REKLAMA


"To płacz dziecka zamienia lot samolotem w koszmar"Zatrzymałam się przy tym wpisie, bo - z mojego punktu widzenia - wydał się jednak przesadą. Po prostu nie sądzę, iż w miejscach publicznych, choćby takich jak strefy ciszy, jest w ogóle możliwość, aby zapanowała cisza totalna.Być może to tylko moje wrażenie, ale mam poczucie, iż coraz częściej irytuje nas to, iż wokół nas są w o ogóle inni ludzie. A już najgorzej, kiedy tymi innymi ludźmi, są dzieci.Wpisów o szeleszczących foliach od kanapek jest wciąż niewiele. Co innego uwagi na temat płaczących dzieci. Chyba nic nie wyprowadza ludzi z równowagi w przestrzeni publicznej tak bardzo, jak płacz dziecka. Bardzo nie lubimy tego płaczu, adekwatnie nie mówimy o nim ładnie. Prędzej, iż to uciążliwy ryk, beczenie, wycie, buczenie, darcie gęby, piłowanie.To płacz dziecka zamienia lot samolotem w koszmar, to płacz dziecka odbiera apetyt w restauracji, do tego stopnia, iż prosimy kelnera, aby zrobił coś z "tą rodziną". I to płacz dziecka sprawie, iż niektórzy nie mają litości dla rodzin z małymi dziećmi i swoje frustracje wylewają m.in. w sieci."Nie każdy ma ochotę na słuchanie wrzasków"Kiedy napisałam felieton "Strefy bez dzieci. Za hotel zapłaciliśmy tyle samo co inni, ale w basenie nie mogliśmy pływać" sporo osób zwróciło uwagę w komentarzach, iż "ludzie chcą mieć komfort od krzyku i histerii", "dzieci potrafią skutecznie zakłócać spokój innym". Ludzie pisali też o tym, iż "rodzice nie wychowują, a hodują swoje dzieci", o tym, iż na całe szczęście "stref ciszy czy miejsc bez dzieci będzie coraz więcej". A także: "Nie każdy ma ochotę na słuchanie wrzasków roszczeniowych dzieci i równie roszczeniowych rodziców".


Pewnie, zgodzę się, iż odpowiedzialnością każdego rodzica jest to, aby w miejscach publicznych mieć oko na swoje dziecko, a nie na swój telefon. I brać pod uwagę to, iż nie jest się ze swoim dzieckiem pępkiem świata. Tylko - jak to z dziećmi bywa - zdarzają się sytuacje, kiedy dziecko po prostu słychać. I robi się problem.Dzieci, jeżeli chcą uczestniczyć w życiu społecznym, mają zachowywać się tak, jakby ich nie było. A rodzice mają wiedzieć, co robić, aby ich dzieci choćby nie pisnęły. Jest w jakimś sensie naukowe wytłumaczenia takich oczekiwań.Otóż płacz dzieci sprawia, iż mózg dorosłego człowieka automatycznie wchodzi w stan alertu. Płacz dziecka jest jednym z najbardziej nieprzyjemnych i drażniących dźwięków dla ludzkiego ucha.


odpowiedzialnością każdego rodzica jest to, aby w miejscach publicznych mieć oko na swoje dziecko, a nie na swój telefon fot: Shuterstock/Irina WS


"Irytuje i osłabia koncentrację"Gdy dziecko płacze, trudno pozbierać myśli, wystarczą ułamki sekundy, aby uaktywniły się ośrodku mózgu odpowiedzialne za emocje. Ta nasza szczególna reakcja na płacz dziecka rozwinęła się w toku ewolucji. Po to, abyśmy mogli jak najszybciej zareagować i pomóc.I nie ma choćby znaczenia, czy jesteśmy rodzicami, czy płaczą nasze dzieci, czy cudze. Krzyki dziecka u każdego dorosłego człowieka osłabiają koncentrację, jesteśmy wszyscy z automatu zaprogramowani na natychmiastową reakcję. (za badaniami neurologów z Uniwersytetu Oksfordzkiego).A reakcje bywają różne. Jedni spokojnie próbują trwać w niedogodnościach, inni współczują, starają się pomóc, czasami zagadują do dziecka. A jeszcze inni, wprost komunikują, iż każdy powinien mieć możliwość wyboru podróży, restauracji, hotelu w opcji "bez dzieci".Jest już sporo stref bez dzieciHotele tylko dla pełnoletnich, specjalne oferty biletów lotniczych dla klientów ceniących sobie spokój w czasie podróży, restauracje z zakazem wstępu dla najmłodszych, hotelowe baseny tylko dla osób 18 plus, dni w parkach wodnych zarezerwowane dla dorosłych, czyli "bez chlapania i dziecięcych pisków".


Skoro jest już całkiem sporo stref bez dzieci, to może też czas na to, aby w miejscach, z których dzieci nie da się wyeliminować - przystanki, lotniska, dworce, przychodnie, autobusy - dać im wreszcie trochę spokoju?Nie chcę żyć w świecie ciszy. Chociaż wiele wskazuje na to, iż dziecięcego płaczu, śmiechu i pisku będzie wokół nas coraz mniej. Osobiście bardzo smuci mnie to, iż w 2024 r. liczba urodzeń w Polsce była najniższa w całym okresie powojennym i wyniosła zaledwie 252 tys. Jeszcze chwila, a naprawdę zostanie wśród nas garstka dzieci. Oby się nie okazało, iż jednak jest za cicho.


'Cichutko, już cichutko' - odruchowo robimy wszystko, aby dzieci - nawet, kiedy płaczem, chcą nam coś powiedzieć - były jednak cicho fot: Shuterstock/BearFotos


"Dzieci nie płaczą, bo chcą nam zrobić na złość"Każdy z nas, choćby największy miłośnik indywidualizmu i stref wolnych od dzieci, przez pierwsze miesiąca swojego życia miał do dyspozycji tylko płacz jako jedyną formę komunikacji ze światem. Nie płakaliśmy, żeby zrobić dorosłym na złość. Płakaliśmy, bo mieliśmy ważne dla siebie powody.


Płacz był dla nas podstawowym sposobem proszenia o pomoc i egzekwowania swoich praw. Kto nigdy nie rozpłakał się w wózku na spacerze, w przychodni, na dworcu, w kościele, niech podniesie rękę. Nikt? Nikt."Cichutko, już cichutko"Kilka lat temu - kiedy moje dzieci były jeszcze małe - wyrwałam się na kilka dni z domowego kieratu. Leciałam samolotem i dostałam miejsce nieopodal rodziców z malutkim dzieckiem. Tak, dziecko płakało podczas lotu. Najwięcej i najgłośniej podczas startu i lądowaniu. Jedyne co wówczas czułam, to ulgę. Wielką ulgę, iż tym razem, to nie moje. I iż to nie ja muszę zrobić wszystko, aby jak najszybciej stłumić płacz."Cichutko, już cichutko" - odruchowo robimy wszystko, aby dzieci - nawet, kiedy płaczem, chcą nam coś powiedzieć - były jednak cicho. Jakbyśmy się tego płaczu bali. Ma to swoje uzasadnienie.Podczas II wojny płaczące dzieci były zagrożeniem dla ukrywających się rodzin. W tamtym czasie dzieci były zakneblowane, żeby nie mogły płakać z cierpienia, które odczuwały. Musiały być cicho, bo jakikolwiek szmer mógł odebrać im życie.Wojenne dzieci - nasze babcie i dziadkowie - wychowali swoje dzieci, itd. Do dzieci mówili: "Tylko już nie płacz", "Nie płacz już, nic się nie dzieje", "No czemu płaczesz, aż tak nie boli?" I przekazali kolejnym pokoleniem, rodzinny scenariusz o tym, iż płacz dziecko oznacza zagrożenie.


Ten schemat idzie z nami z pokolenia na pokolenie, mimo iż nie jest on zgodny z naturą człowieka. Bo przecież dzieci nie płaczą, bo chcą nam zrobić na złość. Płaczą, bo mają istotny dla siebie powód.Powinno cię również zainteresować: "Syn miał cztery lata, mówił bardzo słabo. Długo nie wiedzieliśmy, iż to afazja"
Idź do oryginalnego materiału