Magdalena Woźniak, MamaDu.pl: Kim była Kasia, zanim powstała UL&Ka?
Katarzyna Zasiadły, CEO marki Ul&Ka: Zanim założyłam własną markę, pracowałam w jednej z popularnych sieci odzieżowych na wysokim, menedżerskim stanowisku. Zaszłam w pierwszą ciążę, planowałam po roku wrócić do pracy… Urodziła się Ula i rzeczywistość z nią zweryfikowała jednak moje plany. Byłam permanentnie niewyspana, czułam się przytłoczona.
Wtedy mój Wojtek (partner Kasi), kupił mi na święta maszynę do szycia. Ula miała wtedy trzy miesiące. Zaczęłam uczyć się szyć bez żadnej wcześniejszej wiedzy w tej przestrzeni. Mama mojego znajomego jeszcze z czasów podstawówki ma przepiękną pracownię taką z tradycjami w Poznaniu. I pani Ela uczyła mnie sztuki szycia, późnymi wieczorami, kiedy Ula zasypiała na pierwszych kilka godzin po wieczornym karmieniu.
A skąd koncepcja opasek?
Również dzięki Uli. To jej uszyłam pierwszą opaskę, ponieważ niektórzy mylili ją z chłopcem. Nie ubieraliśmy jej na różowo, więc uszyłam jej opaskę, oczywiście szarą, żeby nie było wątpliwości, iż to dziewczynka. Zdjęcie opublikowałam na platformie społecznościowej i znajomi zachwycili się nie tylko dzieckiem, ale również opaską. I tak się adekwatnie zaczęło, zaczęłam szyć opaski dla znajomych.
Przez pierwszy rok szyłam sama przy stole w kuchni. W późniejszym czasie zaadaptowaliśmy nasze poddasze, żebym mogła sobie tam wstawić biurko, później zaadaptowaliśmy drugą część poddasza i tam zrobiłam sobie pierwszą pracownię.
Wszystko brzmi jak scenariusz filmowy. Żadnych życiowych trudności?
Kiedy zaczynałam, wszyscy się w pukali w głowę, iż próbuję stworzyć biznes na opaskach. Słyszałam: "Dobrze zarabiasz, masz super kierownicze stanowisko, gdzie ty będziesz opaski szyła".
A ty mimo wszystko szyłaś dalej, równolegle tworząc zżytą społeczność.
Tak, społeczność kobieca, jaka powstała wokół marki, jest jej największą siłą. Nie dalej niż wczoraj jedna z klientek napisała mi, iż ja już nie sprzedaje tylko kawałka materiału na głowę, tylko coś znacznie więcej. Wstęp do tej społeczności kobiecej, która rośnie każdego dnia.
W czym tkwi tajemnica tego sukcesu?
To jest coś, czego nie da się kupić. Reklamę można kupić, ale społeczności nie. To są lata ciężkiej pracy. Myślę sobie, iż ja też od samych początków zapraszałam klientów do naszej firmy wirtualnie. Pokazywałam backstage tworzenia wszystkich produktów, proces projektowania, kreacji, wyboru materiałów. Czuję, iż ludzie docenili to, iż dałam marce własną twarz, niczego nie ukrywałam.
I wszystko to robiłaś sama?
Wszystko. Chodziłam na pocztę z torbą z IKEI, wysyłałam zamówienia. Szyłam, pakowałam, odpisywałam na wiadomości, robiłam zdjęcia. Sesje zdjęciowe organizowałam sama z dziećmi znajomych, zaprzyjaźnionymi fotografkami.
A jak to wygląda obecnie?
Dzisiaj przez cały czas prowadzę social media, chociaż już ze wsparciem. Czuję, iż dziewczyny chcą wciąż widzieć moją twarz na Instagramie. Wielu rzeczy nie robię, które robiłam wcześniej, ale robię milion zupełnie innych. Takie uroki własnego biznesu… Myślę sobie, iż taka jest cena rozwoju.
Jak widzisz przyszłość marki?
Wielu z tych rzeczy, które dzieją się teraz, choćby bym sobie nie wymarzyła. W tej chwili zaczynamy tworzyć nową stronę internetową, która jest gigantyczną inwestycją. W przyszłym roku chciałabym bardziej skupić się na klientach detalicznych na e-commerce, w całej Europie.
Wspominałaś również o rozwoju marki osobistej.
Tak, jako Katarzyna Zasiadły pragnę stworzyć grupę taką mentoringową dla kobiet z małymi biznesami. Dla kobiet, które dopiero zaczynają tworzyć własną markę albo mają ją już, ale po drodze gdzieś utknęły. Czuję, iż mogę im pomóc stworzyć dochodowe biznesy.
Kobietom, matkom. Chcę cię zapytać o tę część ciebie. Czy i jak macierzyństwo wpłynęło na twoją drogę?
Po pierwsze nie wiem, czy bym wymyśliła opaskę, gdyby nie narodziny Uli, mojej pierwszej córki. Mam takie przesłanie dla kobiet, które robią kariery zawodowe i wydaje im się, iż jak urodzą dziecko, to nie ogarną. Tymczasem rozkwit mojego biznesu nastąpił, w momencie, kiedy urodziła się druga córka.
Nie mogę ukrywać, iż w tym obszarze akurat jest ogromna zasługa Wojtka, mojego partnera, który w tamtym momencie rzucił pracę na etacie i poświęcił swoją karierę, żebym ja mogła prowadzić firmę. Bez jego wsparcia i zaangażowania, ja nie byłabym w stanie pracować.
Decyzja była wspólna, widzieliśmy już wtedy potencjał firmy, wiedzieliśmy, iż ona może odnieść sukces, natomiast, by tak się stało, ja musiałam pracować na pełen etap.
Widzę, iż kobiety nie mają wsparcia wśród najbliższych i to powoduje, iż przestają wierzyć w siebie, przestają jakby wierzyć we własne pomysły. Zawsze więc podkreślam, żeby zwracać uwagę, jakimi ludźmi się otaczamy. Ja odcięłam od siebie tych, którzy mnie ściągali w dół.
I to jest twoja rada dla kobiet, które próbują wykreować własną markę?
Między innymi tak. Również to, by być zdeterminowaną. o ile trzeba, znaleźć opiekunkę, poprosić o wsparcie przy opiece nad dzieckiem mamę, teściową. Ważne, by ileś godzin w ciągu dnia poświęcić tylko i wyłącznie pracy. Wiele dziewczyn się boi, ale czasami trzeba podjąć ryzyko i postawić wszystko na jedną kartę.
Sukces Pisany Szminką został stworzony przez Olgę Kozierowską w 2008 roku. Od 2017 roku działają również jako Fundacja. To najstarsza i największa organizacja w Polsce, której misją jest promowanie przedsiębiorczych postaw oraz kompleksowe wspieranie kobiet, oraz młodzieży, dostarczanie im fachowej wiedzy niezbędnej do rozwoju osobistego i zawodowego oraz motywowanie ich do podejmowania odważnych działań i spełniania marzeń.