Światło w oknie: droga do szczęścia

twojacena.pl 11 godzin temu

Światło w oknie: droga do szczęścia

Wiktor, zwany przez swoją mamę Witkiem, dawno przekroczył trzydziesty ósmy rok życia. Dla Anny Kowalskiej, profesor miejscowego uniwersytetu, wciąż pozostawał jej małym skarbem. Nigdy nie widziała w nim dorosłego mężczyzny, zdolnego do samodzielnego życia.

Anna Kowalska nigdy nie wyszła za mąż. Całe swoje życie poświęciła pracy i synowi, którego urodziła w wieku trzydziestu sześciu lat. Wiktor przyszedł na świat wątły, a matka zrobiła wszystko, by nabrał sił. Jej troska nie miała granic: sama go ubierała, karmiła łyżeczką, myła mu zęby. Choć do trzeciego roku życia Wiktor wyrósł na zdrowego chłopca, Anna nie odstępowała go na krok.

W przedszkolu pojawiły się problemy. Wychowawczynie zwracały Annie Kowalskiej uwagę:
— Pański syn nic nie potrafi zrobić sam! Inne dzieci się ubierają, a on czeka na pomoc.

Ona jednak nie przyjmowała krytyki:
— Dziecko ma matkę! jeżeli nie potraficie go ubrać, może czas zmienić pracę?

W końcu zabrała Wiktora z przedszkola i zatrudniła nianię, która, podobnie jak ona, nie pozwalała chłopcu na samodzielność. Wiktor przywykł, iż inni decydują za niego. Gdy nadszedł czas szkoły, Anna znalazła nową opiekunkę – sąsiadkę emerytkę, która pilnowała każdego jego kroku. Matka załatwiła też zwolnienia z lekcji wychowania fizycznego. Jedzenie, ubrania, rozkład dnia – wszystko wybierała ona.

— Zjedz kanapkę, na pewno jesteś głodny — mówiła Anna, smarując cienko masłem chleb i podając go dziesięcioletniemu Wiktorowi.

On posłusznie jadł, nie protestując. Z mamą się nie dyskutowało.

Wiktor nie był z natury otyły, ale brak ruchu i obfite posiłki zrobiły swoje. Do dwudziestki wyrósł na wysokiego, przystojnego, ale nieco ociężałego chłopaka. Dostał się na uniwersytet, gdzie wykładała jego matka. Koledzy z pracy śmiali się po cichu, widząc, jak Anna Kowalska czeka na syna w szatni, pomagając mu założyć płaszcz. Do rękawów kurtki przyszyte miały rękawiczki na gumce – żeby ich nie zgubił.

Wiktor uczył się sumiennie, a po studiach został na uczelni – tak chciała matka. Gdy skończył dwadzieścia sześć lat, ona uznała, iż czas się ożenić. Wybrała mu żonę. Wiktor się nie sprzeciwiał. Małżeństwo jednak gwałtownie się rozpadło.
— Okazała się nie tą, za którą się podawała! — oburzała się Anna Kowalska. — Mówiła, iż Wiktor jest zbyt niesamodzielny, krytykowała moją opiekę. Nie mogłam tego znieść i ich rozwiódł!

Po dziesięciu latach znalazła mu kolejną narzeczoną. I znów doprowadziła do rozwodu, twierdząc, iż ta „nie pasuje”.

Ola, druga żona Wiktora, urodziła syna Mateusza już po rozwodzie. Anna Kowalska zażądała testu DNA, który potwierdził ojcostwo. Ale Wiktor, po raz pierwszy w życiu, wymknął się spod matczynej kontroli. Poszedł do Oli, by zobaczyć syna.

Ola żyła skromnie, w wynajętym mieszkaniu. Na widok dwumiesięcznego Mateusza Wiktor się zmienił.
— Zostaję z wami — powiedział stanowczo.

Zadzwonił do matki i oznajmił, iż zabierze swoje rzeczy później. Anna Kowalska płakała całą noc, nie wiedząc, jak odzyskać syna. choćby nie znała adresu Oli. Wiktor unikał spotkania, a swoje rzeczy zabrał, gdy jej nie było w domu.

Pewnego dnia jednak zaprosił matkę na urodziny Mateusza. Anna Kowalska przyszła z górą prezentów, promieniejąc z radości.
— Dla wnuka, Mateusza Wiktorowicza! — mówiła dumnie w sklepie.

Na progu powitał ją Wiktor z synem na rękach.
— Poznaj swoją babcię, synku — powiedział. — Mamo, nie masz konkurencji w opiece nad wnukiem. Ola, jak wiesz, nie ma już rodziców.

Przekazał Mateusza matce. Anna Kowalska powstrzymała łzy, choć serce ściskało się w piersi.

— Dajesz mu widelczyk?! — zawołała, patrząc na Olę. — A jeżeli się ukłuje?
— To specjalny, bezpieczny dla dzieci — odpowiedziała Ola.
— A skarpetki? Sam je zakłada? — pytała dalej Anna.
— Sam — włączył się Wiktor. — Od dawna to potrafi.
— Pije z kubka? Nie rozlewa?
— jeżeli się zachlapie, nauczy ostrożności — uśmiechnął się syn.
— Jeździ na rowerze? A jeżeli upadnie?
— Pomagamy mu wstać — odparł Wiktor. — A jeżeli zapłacze, pocieszamy.

Anna Kowalska była jedynym gościem. Stół był nakryty z sercem, a ona po raz pierwszy poczuła, iż jest ważna.
— Mamo, z Olą znowu wzięliśmy ślub — powiedział Wiktor. — Mateusz nosi teraz moje nazwisko.
— Może zamieszkacie ze mną? — zaproponowała nieśmiało. — W trzypokojowym mieszkaniu tak pusto…
— Nie, mamo — odpowiedział łagodnie Wiktor. — Chcemy żyć po swojemu. Zbieramy na własne, weźmiemy kredyt. Wszystko będzie dobrze.

Anna Kowalska spędziła z Mateuszem cały dzień i od razu się zaprzyjaźnili.
— Czy mogę go czasem zabierać do siebie? — poprosiła.
— Tylko nie rozpuszczaj za bardzo! — zaśmiał się Wiktor.
— Po co jest babcia? — odparła. — Bez was tak samotnie… Praca nie pomaga. Z wami jestem szczęśliwa. Dziękuję ci, Ola, za wnuka!
— I ja dziękuję za syna — uśmiechnęła się Ola. — Mateusz ma najlepszego tatę.

Wróciwszy do domu, Anna Kowalska poczuła przytłaczającą pustkę. PokojPokój wydawał się teraz ciszą, ale w jej sercu wreszcie znalazła spokój.

Idź do oryginalnego materiału