Świetlica z moich lat szkolnych była koszmarem
Zapisuję mojego syna do świetlicy szkolnej z duszą na ramieniu. Nie dlatego, iż nie chcę, żeby spędzał tam czas, ale dlatego, iż moje wspomnienia z własnej świetlicy w dzieciństwie są... krótko mówiąc traumatyczne. I choć wiem, iż czasy się zmieniły, ta część mnie przez cały czas odczuwa niepokój na myśl o tym miejscu w szkole.
Kiedy ja chodziłam do szkoły podstawowej, moi rodzice pracowali w innym mieście, więc spędzałam na świetlicy poranki przed lekcjami i popołudnia, jeżeli babcia nie mogła mnie wcześniej odebrać. Pamiętam, iż tam nie czułam się ani spokojnie, ani bezpiecznie.
Zamiast przyjemnego miejsca do zabawy i odpoczynku, świetlica była dla mnie miejscem nudy i stresu. Gry planszowe były popsute albo brakowało im elementów, a panie, które nas tam pilnowały, bywały niemiłe.
Do tego dochodzili starsi uczniowie – szkoła była połączona z gimnazjum – którzy przychodzili, gdy im się nudziło, i potrafili dokuczać młodszym dzieciom. Hałas, chaos, poczucie bycia wciąż obserwowanym i ocenianym... To wszystko sprawiało, iż nie chciałam tam być.
Dziecięcy sposób na spokój
Szybko odkryłam jednak sposób, żeby przetrwać. Zamiast siedzieć w świetlicy, chowałam się w szkolnej bibliotece, w czytelni. Tam odrabiałam lekcje i czytałam ogromną liczbę książek. Miłość do czytania miałam od zawsze, więc tam znalazłam swoje miejsce bezpieczeństwa i spokoju.
Biblioteka była moim azylem – miejscem, gdzie nikt nie przeszkadzał, gdzie mogłam być sobą. To był mój sposób na przetrwanie i na częściowe wyzdrowienie po traumatycznych doświadczeniach świetlicy.
Dziś mój syn zaczął tę samą szkołę podstawową, w której ja byłam dzieckiem. Zapisuję go do świetlicy z nadzieją, iż dla niego będzie to miejsce inne – lepsze, bezpieczne, ciekawe. Szkoła zmieniła się przez te lata. Nauczyciele są bardziej świadomi, cieplejsi i wyrozumiali dla dzieci.
Dziś świetlica to przyjazne miejsce? Chcę w to wierzyć
Świetlica została podzielona na grupy młodsze (I-III) i starsze, tak iż dzieci spędzają czas z rówieśnikami, a nie z nastolatkami, którzy zaraz idą do szkoły średniej. Jest też więcej zabawek, gier, przyborów do rysowania, a panie pomagają odrabiać lekcje. Wszystko to sprawia, iż miejsce, które kiedyś było moją traumą, teraz ma szansę stać się dla mojego syna przestrzenią zabawy, nauki i relacji z rówieśnikami.
Staram się nie przekazywać mu moich złych wspomnień. Nie chcę, żeby moja trauma stała się jego obciążeniem. Staram się mówić o świetlicy pozytywnie, pokazywać, iż może to być fajne miejsce, a jeżeli coś nie będzie mu odpowiadało, zawsze będzie mógł liczyć na wsparcie nas, rodziców.
Zapisanie dziecka do świetlicy bywa emocjonalnym wyzwaniem dla rodziców, zwłaszcza jeżeli sami mają trudne wspomnienia z własnego dzieciństwa. Ale wierzę, iż zmiany są możliwe i iż nasze dzieci mają szansę korzystać w szkole z miejsca (które dla nas było koszmarem) w zupełnie innym świetle. Może właśnie tam odkryją swoje pasje, przyjaźnie i miłość do nauki – tak jak ja kiedyś odkryłam je w szkolnej bibliotece.
Świetlica przestała być dla mnie symbolem strachu. Teraz staje się symbolem nadziei. Nadziei, iż dzieciństwo mojego syna będzie pełniejsze, spokojniejsze i radośniejsze niż moje własne. I iż kiedyś on też znajdzie swoje miejsce, w którym będzie czuł się bezpiecznie i szczęśliwie.