"Syn chodzi do 5 klasy, za korepetycje płacę 700 zł miesięcznie. Bez tego nie zda"

mamadu.pl 1 tydzień temu
Być może przesadzę, ale zaryzykuję. W moim odczuciu korepetycje stały się nieodłącznym elementem edukacji. I nie mam na myśli zajęć dodatkowych rozwijających umiejętności, ale spotkania z osobą, która pomaga nadrobić materiał przerabiany w szkole. Z korepetycji korzystają nie tylko maturzyści, ale też uczniowie podstawówki. Przeczytajcie list jednej z mam.


Syn naszej czytelniczki jest uczniem piątej klasy szkoły podstawowej. Od pewnego czasu uczęszcza na korepetycje z matematyki, a niedawno zaczął też dodatkowe zajęcia z angielskiego.

Korepetycje ratują nam życie


"Bez tych korepetycji naprawdę obawiam się, iż nie zda do kolejnej klasy. Choć próbuję być optymistką, to widzę, jak duży stres towarzyszy mojemu dziecku, a także jak wiele pracy musimy włożyć, by nadrobić zaległości.

Problem zaczyna się w szkole, gdzie tempo lekcji jest bardzo szybkie, a nauczyciele nie zawsze tłumaczą materiał w sposób, który jest zrozumiały dla wszystkich uczniów. W klasie jest 24 dzieci, więc naturalnie nie ma mowy o indywidualnym podejściu. Materiał jest omawiany po łebkach, często nie ma czasu, by wyjaśnić trudniejsze zagadnienia.

Mój syn nie ma szans na to, by pojąć wszystko na lekcji, bo nauczyciel nie ma czasu, by na spokojnie wytłumaczyć każdy temat. W efekcie, zamiast czuć się pewnie, wciąż jest zagubiony. Wielu nauczycieli stara się jak najlepiej, ale system, w którym pracują, po prostu tego nie ułatwia.

Korepetycje stały się dla nas absolutną koniecznością. Dzięki nim mój syn ma szansę na to, by lepiej zrozumieć materiał, zyskać większą pewność siebie i przełamać opór przed nauką. Bez nich obawiam się, iż nie poradziłby sobie z dużą ilością materiału, a jego wyniki na testach byłyby o wiele słabsze.

Wiem, iż korepetycje to tylko rozwiązanie tymczasowe, bo przecież przez całą podstawówkę, liceum, a potem i studia to tak się nie da. Wydaje mi się, iż nauczyciele powinni mieć jakąś możliwość, by poświęcić więcej czasu uczniom, którzy mają trudności. Nie chodzi tu o to, by każde dziecko było traktowane w sposób wyjątkowy, ale o to, by nauka była bardziej dostosowana do indywidualnych potrzeb.

Wydajemy ciężko zarobione pieniądze (aż 700 zł miesięcznie), czasami z bólem serca, no ale nie mamy wyjścia. Przecież nie mogę pozwolić, by mój syn nie zdał do kolejnej klasy. To, co zostanie przerobione ma matmie w szkole, na spokojnie omawia z korepetytorem. I dopiero wtedy rozumie, o co w tym chodzi. Paranoja? Być może".

Idź do oryginalnego materiału