To pytanie zniszczyło nam dzień
"Po dłuższej chwili, kiedy już trochę się uspokoił, spojrzał na mnie tymi swoimi wielkimi oczami i powiedział, iż pani w przedszkolu zapytała dzieci, czy mają w domu zwierzątka.
Dla wielu to było radosne pytanie. Dzieci prześcigały się w opowieściach o swoich pieskach, kotkach, papużkach, chomikach. Śmiały się, mówiły o zabawie i karmieniu. O tym, jak wyprowadzają je na spacer, czy rzucają kijek w parku. A mój syn siedział cicho, jak mysz pod miotłą.
Nie miał co powiedzieć, nie uczestniczył w dyskusji. Nie mamy zwierzątka. Syn bardzo by chciał, ale nie możemy sobie na to pozwolić, z różnych powodów. Ale głównym przeciwskazaniem jest moja alergia, z którą walczę od lat.
Powiedział, iż poczuł się inny, gorszy. Że było mu przykro. Że wstydził się przyznać, iż nie ma żadnego zwierzaka. Powiedział, iż pani choćby nie zapytała, kto nie ma i co by chciał mieć. Mój syn przebąknął, iż to wszystko było jak pokaz, na którym on nie miał czym się pochwalić.
Nie piszę tego listu z pretensją do nauczycielki. Wiem, iż takie pytania są częścią codziennej pracy z dziećmi. Wiem, iż intencje były dobre. Ale czasem choćby zwykłe pytanie może uderzyć w kogoś bardzo mocno, zwłaszcza w dziecko, które jeszcze nie rozumie, iż brak czegoś nie czyni go gorszym.
Chciałabym tylko żebyśmy (jako dorośli) częściej zatrzymywali się na chwilę i patrzyli na ten świat oczami dziecka. Bo czasem wystarczy mały gest, jedno zdanie, które sprawi, iż nikt nie poczuje się pominięty. I iż każde dziecko, niezależnie od tego, co ma albo czego mu brakuje, poczuje się równie ważne. Tutaj mi tego zabrakło. Ktoś nie odrobił pewnej lekcji, albo zapomniał, jakie powinno być rozwiązanie. Przykre, ale prawdziwe".