REKLAMA
Chłopiec swoje rajdy nagrywał telefonem, wrzucał filmiki do sieci. Chwalił się nimi. Na nagraniach można było zobaczyć, iż dziecko ignoruje zasady bezpieczeństwa, łamie przepisy. Zachowanie chłopca stało się na tyle uciążliwe, iż mieszkańcy warszawskiego osiedla Miasteczko Wilanów zgłosili sprawę na policję.
Zobacz wideo
Co dzieci wiedzą o pracy? Wypłata to nagroda
Znudzeni, szukają wrażeń"Popisują się jazdą na jednym kole hulajnogi elektrycznej, jeden chłopiec prawie wjechał w chłopca idącego spokojnie alejką. Krzyknęli jakieś wyzwiska w stronę chłopca, który wystraszony odskoczył. Prawie rozjechali osoby wychodzące z garażu podziemnego (...). Czyżby Wilanów zmienił się w niebezpieczne miejsce pełne znudzonych nastolatków szukających wrażeń? - czytamy komentarz jeden z osób, która była świadkiem zachowania grupy chłopców na hulajnogach.To nie jest pierwszy raz, kiedy mieszkańcy Miasteczka Wilanów z niepokojem opisują - na różnych grupach w serwisach społecznościowych - to co dzieje się na ich osiedlu. Ludzie od kilku miesięcy alarmują, iż Wilanów staje się niebezpieczny, iż strach wyjść po zakupy, bo "nowobogackie pisklęta mające drogie telefony" sieją postrach.I rzucają w inne petardami, organizują ustawki, biją się i nagrywając wszystko telefonem, są wulgarne, zaczepiają przechodniów i przeklinają tak, ze niejeden dorosły nie potrafiły "puścić" tak mocnych wiązanek.
Wczytując się w historię postów wilanowskich grup i w artykuły, które publikowała "Wyborcza" m.in o ustawkach w Miasteczku Wilanów, można odnieść wrażenie, iż największym zagrożeniem i postrachem na osiedlu są... dzieci.Biją, ubliżają, kradnąPo zidentyfikowaniu "chłopca w niebieskiej kurtce" ludzi odetchnęli. W komentarzach, w wątkach dotyczących bezpieczeństwa na osiedlu pisali, iż teraz czas "na resztę patologii, na inne bombelki - gangusy bijące innych, macające kobiety, ubliżające w grupie ludziom, kradnące mienie, wymuszające od innych, handlujące narkotykami".Osiedlowi chuligani mają po 10 - 12 lat. To dzieci, które jeszcze choćby na dobre nie wkroczyły w etap "zbuntowanych nastolatków". To dzieci, które robią, co chcą, czują się bezkarne, bo nikt się nimi nie interesuje.Kiedy w sierpniu przygotowywałam się do artykułu "Dzieci z dobrych domów. Klną, palą e-pety, śmiecą. "Mają gdzieś dobre obyczaje" rozmawiałam z funkcjonariuszami policji w warszawskiej Komendzie Rejonowej Policji z Wydziału ds. Nieletnich i Patologii. To tam trafiają zawiadomienia o wykroczeniach, aktach chuligańskich, których sprawcami są nieletni. Na komisariacie usłyszałam zdanie, iż "nie może być tak, iż jedenastolatek wychodzi z domu rano, wraca wieczorem i nie wiadomo gdzie chodzi, z kim i czym zajmował się przez cały dzień".
A tak bywa w przypadku wilanowskich dzieciaków. Ludzi pracujący w ochronie w Miasteczku Wilanów znają twarze dzieci, które zachowują się skandalicznie. Widzą, iż to osiedlowe dzieciaki, które są puszczone samopas.Bloki pokryte piaskowcem i marmuremKiedy 20 lat temu powstawało Miasteczko Wilanów na Polach Wilanowskich, pierwsze bloki budowano z rozmachem.Budynki są pokryte piaskowcem i marmurem. Do nowo powstającego osiedla gwałtownie przylgnęła łatka, iż to osiedle luksusowe. Planowano, iż na osiedlu zamieszka 15 tys. mieszkańców. Dzisiaj - szacuje się - iż w Miasteczku Wilanów mieszka ponad 50 tys. ludzi.Osiedle jest specyficzne. Na pewno inne od osiedli, które mają kilkudziesięcioletnią historię i są zamieszkane przez różnych ludzi: wielopokoleniowe rodziny, emerytów, młodych, ludzi lepiej, gorzej sytuowanych. Miasteczko Wilanów nie jest różnorodne. To wciąż osiedle młodych ludzi, głównie rodzin z dziećmi: tymi małymi i tymi dorastającymi. I skupia w sobie jak w soczewce, to z czym klasa średnia ma chyba problem: z jakościowym czasem, który rodzice spędzają ze swoimi dziećmi.
I chociaż w dyskusjach na temat rozbojów z udziałem dzieci na warszawskim Wilanowie przewijają się komentarze, iż to nie dzieci z osiedla, iż to przyjezdne dzieciaki z innych dzielnic, nie jest to prawdą. To najczęściej dzieci z wilanowskich bloków, które dramatycznie chcą zwrócić na siebie uwagę.
Osiedle Miasteczko Wilanów, jesień 2024 fot: archiwum prywatne jb
Dziecko ma wszystko, oprócz uwagi rodzicówPod koniec lat osiemdziesiątych amerykański pediatra, profesora Ralph Minear z Uniwersytetu z Harvardu w książce "Kids who Have Too Much" (pol. "Dzieci, które mają za dużo") opisał syndrom bogatych rodziców i syndrom bogatego dziecka. Dziecka, które ma wszystko, oprócz uwagi rodziców.Pediatra zwrócił uwagę na to, iż rodzice z klasy średniej i wyższej nie mają dla swoich dzieci za wiele czasu, ale za to mają gest. Obdarowuję dzieci prezentami bez okazji, zaspakajają każdą zachciankę, pozwalają na to, aby dziecko na swoim najnowszym telefonie grało tyle czasu, ile chce. Jakby chcieli zrekompensować to, iż nie udało im się stworzyć domu z zasadami i miłością, domu, w którym rodzice wiedzą, jak spędzać czas z dziećmi, aby każdy miał z tego radość.
Prof. Minear w swoje książce zachęca nieźle sytuowanych rodziców, aby w pogoni za utrzymaniem wysokiego standardu życia, nie zapominali o tym, jak bardzo ważna jest jakość relacji z dziećmi i czas, który mają dla dzieci. Tylko dla dzieci.Trzydzieści lat temu, kiedy powstała książka amerykańskiego profesora, kilka się o niej mówiło i pisało w Polsce. Bo nie przystawała jeszcze do polskiej rzeczywistości. Klasa średnia była "na dorobku", zachwyt konsumpcjonizmem wciąż u nas raczkował. Dzieci nie były zasypywanie rzeczami, drogimi gadżetami, bo mało kogo było na to stać. Dzisiaj jest inaczej. Rodzice nastolatków - niektórzy pamiętają jeszcze czasy PRL-u - w swoim dzieciństwie nie mieli za wiele. Teraz - kiedy tylko mają możliwości - spełniają zachcianki dziecka. Na zasadzie: "ja nie miałem, to niech mój dzieciak ma".Sporo rodziców z Wilanowa na wakacje jeździ do Dubaju, w garażach parkują samochody marek premium. Nie przeszkadza im to jednak w tym, aby tworzyć zgraną rodzinę, uważnie przyglądać się swoim dzieciom. Ale - jak w każdej zresztą grupie społecznej - trafią się - i tacy, którym sytuacja wymknie się spod kontroli. I tracą na tym dzieci.