Barbara Szymańska siedziała w autobusie i patrzyła przez okno na znajome ulice. Codziennie ta sama droga do pracy, te same przystanki, te same twarze współpasażerów. Tylko dziś wszystko było inaczej. Dziś jechała tam po raz ostatni.
W torebce leżało wypowiedzenie. Standardowe, nic szczególnego. Ale za tymi słowami kryła się historia, w którą Barbara wciąż nie mogła uwierzyć.
Autobus zatrzymał się przy centrum handlowym, gdzie mieściło się biuro firmy jej syna. Tego samego biura, w którym pracowała jako księgowa przez cztery lata. Tej samej firmy, którą Tomek założył zaraz po studiach, z jej pomocą i wsparciem.
— Mamo, jesteś pewna? — spytał wczoraj Tomek, gdy przyniosła mu wypowiedzenie. — Może jeszcze się zastanowisz?
— Jestem pewna, synku — odpowiedziała wtedy. — Tak będzie lepiej dla wszystkich.
Ale teraz, wspinając się po schodach do biura, Barbara czuła, jak ściska się jej serce. Cztery lata życia, pracy, dumy z sukcesów syna — wszystko zostawało za nią.
Wszystko zaczęło się tego dnia, gdy Tomek przyprowadził do domu Kingę. Śliczna dziewczyna, inteligentna, z dyplomem ekonomii. Barbara od razu ją polubiła, cieszyła się, iż syn znalazł godną towarzyszkę życia.
— Mamo, poznaj, to Kinga — powiedział wówczas Tomek, promieniejąc. — Moja narzeczona.
— Miło mi, pani Barbaro — Kinga wyciągnęła dłoń z uśmiechem. — Tomek tak wiele o pani mówił.
Pobrali się rok później. Ślub był skromny, ale serdeczny. Barbara sama przygotowała poczęstunek, dekorowała salę, krzątała się jak mrówka. Chciała, by ten dzień został w ich pamięci na zawsze.
Po ślubie Kinga zamieszkała z nimi. Mieszkanie niewielkie, dwupokojowe, ale miejsca starczało dla wszystkich. Barbara zawsze marzyła o dużej rodzinie, o tym, by w domu słychać było dziecięce głosy.
— Mamo, a może Kinga do nas dołączy? — zaproponował kiedyś Tomek przy kolacji. — Ma wykształcenie ekonomiczne, mogłaby pomóc w rozwoju firmy.
— Oczywiście — zgodziła się Barbara. — Im więcej rozumnych głów, tym lepiej.
Kinga zaczęła pracować jako menedżerka ds. sprzedaży. Energiczna, ambitna, gwałtownie się wdrożyła i zaczęła przynosić dobre wyniki. Firma rosła, przybywało klientów, zyski rosły.
— Pani Barbaro, możemy porozmawiać? — zapytała pewnego dnia Kinga, wchodząc do księgowości.
— Jasne, kochanie. Co się stało?
— Myślałam, iż może warto usprawnić księgowość? Przejść na nowoczesne programy, zautomatyzować procesy.
Barbara skinęła głową. Sama zdawała sobie sprawę, iż stare metody zaczynają wychodzić z mody.
— Masz rację, Kinguś. Ale w moim wieku ciężko nauczyć się nowych systemów. Ręce już nie te, pamięć płata figle.
— Nic nie szkodzi — uśmiechnęła się Kinga. — Pomogę. Razem to ogarniemy.
I rzeczywiście, Kinga pomagała. Pokazywała, tłumaczyła, cierpliwie powtarzała. Barbara starała się jak mogła, ale komputerowe nowinki niełatwo wchodziły jej do głowy.
Tomek też wspierał mamę, chwalił za starania. Firma w międzyczasie rozwijała się dalej. Przybyło pracowników, powiększono biuro, dokumentów było coraz więcej.
— Mamo, dajesz radę? — pytał syn. — Może to dla ciebie za dużo?
— Daję radę, synku. Chociaż, przyznam, coraz ciężej.
Barbara rzeczywiście była zmęczona. Kiedyś sama prowadziła księgowość małej firmy, teraz dokumentów było kilkukrotnie więcej. Zostawała po godzinach, zabierała pracę do domu.
— Może zatrudnimy drugą księgową? — proponował Tomek.
— Po co niepotrzebne koszty? — protestowała Kinga. — Pani Barbara ma doświadczenie, da sobie radę. Musi tylko trochę przywyknąć.
Kinga zaczęła coraz częściej wytykać błędy. Raport oddany za późno, pomyłka w rozliczeniach, dokumenty źle przygotowane według nowych wymogów.
— Pani Barbaro, trzeba być bardziej uważną — mówiła. — Od naszej pracy zależy wizerunek firmy.
— Przepraszam, Kinguś. Postaram się być dokładniejsza.
Barbara naprawdę się starała. Sprawdzała każdą cyfrę, ślęczała nad dokumentami do nocy. Ale błędy wciąż się zdarzały. Wiek robił swoje.
— Tomku, musimy porozmawiać poważnie — powiedziała kiedyś Kinga, sądząc, iż Barbara nie słyszy.
— O czym?
— O twojej mamie. Nie nadąża z pracą. Ciągłe błędy, opóźnienia. To wpływa na całą firmę.
— Kinga, nie przesadzaj. Mama pracuje sumiennie.
— Sumiennie, ale nieskutecznie. Tomku, musisz zrozumieć, iż biznes to biznes. Nie możemy trzymać nieefektywnych pracowników, choćby jeżeli to rodzina.
Barbara słyszała tę rozmowę i czuła, jak lodowacieje w środku. *Nieefektywna pracownica*. Tak o niej mówiła teraz synowa, którą pokochała jak własną córkę.
— Mamo, jak tam w pracy? — spytał następnego dnia Tomek.
— W porządku, synku. Dlaczego pytasz?
— Tak tylko. jeżeli coś nie wychodzi, mów. Pomożemy.
Barbara skinęła głową, ale nie poprosiła o pomoc. Rozumiała, iż Kinga ma rację. Pracy było za dużo, coraz trudniej było nadążyć.
W dokumentach zaczęły pojawiać się uwagi ze strony urzędu skarbowego. Kinga za każdym razem podkreślała, iż to przez błędy w księgowości.
— Pani Barbaro, dostaliśmy karę — oznajmiła pewnego ranka. — Znowu źle naliczone podatki.
— Ale przecież sprawdzałam kilka razy…
— Sprawdzała pani za mało dokładnie. To już trzecia kara w tym miesiącu.
Tomek coraz częściej marszczył brwi, przeglądając raporty. Kinga otwarcie wyrażała niezadowolenie.
— Tomku, tracimy pieniądze — mówiła. — Kary, odsetki, klienci niezadowoleni z opóźnień. Tak nie może być.
— Co proponujesz?
— Zatrudnić profesjonalną księgową. Młodą, energiczną, znającą aktualne przepisy.
— A co z mamą?
— Mama może zająć się domem. W jej wieku to normalne.
Barbara siedziała w swoim pokoju księgowej i myślała o tym, jak zmieniło się jej życie. Kiedyś czuła się potrzebna, ważna. Firma była jej dziełem tak samo jak syna. Teraz stała się balastem.
— Mamo, możemy porozmawiać? — Tomek stanął w drzwiach z winny wyrazem twarzy.
— Oczywiście, synBarbara spojrzała przez okno autobusu na znikanie miasta za horyzontem i pomyślała, iż może w tej ciszy wiejskiego życia u cioci Zosi w końcu odnajdzie spokój, którego szukała przez całe życie.