Kasia przecierała gąbką zabrudzenia na kuchence. Teściowa znów coś gotowała i, jak zwykle, zostawiła bałagan. Mleko się rozlało, kasza przypaliła, a teraz wszystko zaschło na emalii.
Kasiu! rozległ się z pokoju głos Wandy Pawłowskiej. Długo tam jeszcze będziesz? Chcę herbaty!
Kasia westchnęła, opłukała gąbkę i postawiła czajnik. Już dziewiąta wieczorem, dopiero co wróciła z pracy, a teściowa cały dzień siedziała w domu, ale nie potrafiła sobie zaparzyć herbaty.
Już niosę, Wandziu! zawołała, starając się, by w głosie nie było irytacji.
Tymczasem Szymon oglądał telewizję w sąsiednim pokoju, choćby nie podniósł głowy, gdy żona przechodziła z tacą. Tak było codziennie. Wracał z pracy, jadł kolację i siadał przed telewizorem. A cała reszta dom, matka, gospodarstwo to były obowiązki Kasi.
Zapomniałaś o cukrze! burknęła niechętnie Wanda Pawłowska, gdy Kasia postawiła przed nią filiżankę. I ciastek nie ma. Jak pić herbatę bez ciastek?
Ciastka skończyły się wczoraj cicho odpowiedziała Kasia. Jutro kupię.
Widzisz, nie dopilnowałaś! Za moich czasów gospodyni zawsze wiedziała, co jest w domu, a czego brakuje. Ja sama wychowałam Szymona, dom trzymałam w porządku, a wy, młode, tylko po sklepach biegacie i w telefonach siedzicie.
Kasia milczała. Kłócić się nie miało sensu, już to zrozumiała. Wanda zawsze znajdzie powód do narzekania. Albo zupa za słona, albo kurz gdzieś niedoczyszczony, telewizor za głośno, albo za cicho. Czasem Kasia miała wrażenie, iż teściowa specjalnie szuka powodów, by ją skrytykować.
A Zosię znowu nie odebrałaś z przedszkola ciągnęła Wanda, sącząc herbatę. Dzwoniła wychowawczyni, pytała, gdzie mama. Wstyd mi było, słowo daję.
Prosiłam, żebyście ją odebrali, miałam zebranie do siódmej próbowała wyjaśnić Kasia.
A ja co, nianią jestem? Mam swoje sprawy. Dawniej kobiety i pracowały, i dzieci same wychowywały, bez niań i babć.
Kasia wyszła do kuchni i zaczęła zmywać naczynia. Ręce trzęsły się ze złości. Zosia została w świetlicy do siódmej, płakała, bo wszystkie dzieci już poszły. A Wanda cały dzień siedziała w domu, oglądała telewizję, ale nie mogła odebrać wnuczki.
W sypialni na stole leżał stos rysunków. Zosia codziennie przynosiła coś z przedszkola rysunek albo laurkę. Pokazywała mamie, opowiadała, jak ją robiła. A potem pytała:
Mamo, a dlaczego babcia na mnie nie patrzy? Pokazuję jej rysunek, a ona się odwraca.
Jak wytłumaczyć sześciolatce, iż babcia uważa ją za przeszkodę? Że odkąd wprowadzili się do Wandy, starsza kobieta ciągle narzeka, iż w domu hałas, iż dziecko wszystko dotyka, wszystko psuje.
A przecież zaczęło się dobrze. Gdy Szymon przyprowadził Kasię na pierwsze spotkanie, Wanda była uprzejma, wypytywała o pracę, rodzinę. choćby powiedziała:
Dobra dziewczyna, Szymku. Widać, iż wychowana. Żeń się, już czas.
Ślub był skromny, ale wesoły. Wanda pomagała z poczęstunkiem, krzątała się, cieszyła. Kasia myślała, iż ma szczęście do rodziny, iż teściowa będzie jak druga matka.
Gdy urodziła się Zosia, Wanda początkowo była zachwycona. Wnuczka, śliczna, mądra! Pomagała z dzieckiem, gotowała zupy, prasowała pieluszki. Kasia pracowała na pół etatu, dawała radę z domem i dzieckiem.
Ale stopniowo coś się zmieniło. Najpierw drobne uwagi: pielucha źle założona, kasza za rzadka. Potem narzekania stały się poważniejsze.
Ty w ogóle nie rozumiesz dzieci? oburzała się Wanda. Szymon w jej wieku sam jadł, a twoja choćby łyżką do ust trafić nie umie!
Ma dopiero rok i trzy miesiące cicho odpowiadała Kasia.
Właśnie! Rozpieszczasz! Ja Szymona surowo wychowałam, i nic, wyrósł na porządnego człowieka.
Szymon zwykle w takich rozmowach nie uczestniczył. Wracał zmęczony, jadł kolację i siadał przed telewizorem. Na uwagi matki tylko kiwał głową albo machał ręką.
Mamo, nie czepiaj się czasem mówił. Kasia dobrze sobie radzi.
Ale częściej milczał. A gdy Kasia próbowała z nim rozmawiać, skarżyć się na ciągłą krytykę, Szymon wzruszał ramionami.
Nie przejmuj się. Mama taka jest, lubi wszystko kontrolować. Poczekaj, przyzwyczai się.
Tylko iż Wanda się nie przyzwyczaiła. Wręcz przeciwnie, z każdym rokiem stawała się bardziej wymagająca i kapryśna. Zwłaszcza po tym, jak wprowadzili się do jej mieszkania. Ich kawalerka była za ciasna dla rodziny z dzieckiem, a Wanda miała dwupokojowe w dobrej dzielnicy.
Przeprowadźcie się zaproponowała. Po co wam dodatkowe wydatki? I mnie raźniej będzie.
Początkowo było wygodnie. Zosia dostała własny pokój, nie trzeba było płacić czynszu. Ale gwałtownie Kasia zrozumiała, iż wpadła w pułapkę.
To mój dom przypominała Wanda przy każdej okazji. I tu moje zasady. Nie podoba się możecie się wyprowadzić.
A wyprowadzić się nie mieli gdzie. Na wynajem nie starczało pieniędzy, na własne mieszkanie trzeba było długo oszczędzać. Szymon na propozycję wyprowadzki odpowiadał:
Po co? Po co wydawać pieniądze? Mama ma rację, tu jest wygodnie.
Wygodnie było tylko jemu. Żył z matką przed ślubem i tak samo żył dalej. Mama gotowała, prała, sprzątała. Tylko teraz robiła to Kasia.
Wandziu, może pójdziecie po chleb? pewnego dnia poprosiła Kasia. Zosia ma gorączkę, nie chcę jej zabierać na dwór.
A ja co, służąca? obraziła się teściowa. Chleb to twój obowiązek. Ja już swoje odrobiłam.
Ale zawsze znajdowała czas, by pójść do sąsiadki Zofii porozmawiać. Mogła siedzieć tam godzinami, omawiając plotki i sąsiadów. Ale wnuczkę odebrać z przedszkola czy zrobić zakupy nie, to nie jej sprawa.
Najgorzej było, gdy Zosia poszła do szkoły. Dziecko potrzebowało pomocy w lekcjach, uwagi. A Wanda tylko narzekała: