– O, Kasia, jak dobrze, iż cię spotkałam na parterze! Nie muszę już choćby wchodzić na górę! – powiedziała zdyszana Antonina Kazimierzówna, teściowa Katarzyny.
– Dzień dobry! – odparła trochę zdezorientowana Kasia, widząc teściową pod blokiem.
Nie żeby miały złe relacje. Po prostu teściowa nieczęsto ich odwiedzała, bo całą swoją uwagę poświęcała córce, Małgosi.
– Kasia, pożyczysz dziesięć tysięcy? Wysyłamy Małgosię z Jaśkiem do sanatorium. Trzeba kupić to i owo, a ceny w tych czasach – kosmos! Sam rozumiesz… – westchnęła teściowa, przewracając oczami i cmokając językiem.
Kasia po raz kolejny w środku się zagotowała. Tysiąc razy w myślach powtarzała: „Nie jestem bankomatem!”. Mogłaby to powiedzieć i teściowej, i Małgosi. Wprost, w twarz, i skończyć z tym wiecznym żebraniem!
Ale nie mówiła. Antonina Kazimierzówna to matka jej męża, Kazika, babcia ich córeczki Oluni. Otwarcie się sprzeciwić – znaczyłoby narazić się na konflikt, zniszczyć relacje, wprowadzić zamęt w rodzinie. Kasia bardzo przejmowała się uczuciami Kazika, bo w razie awantury musiałby wybierać między żoną a matką. Dlatego milczała. Ale wiedziała, iż dłużej już nie może. Spojrzała na teściową, uczucia kipiały w niej, ale posłusznie sięgnęła po portfel…
…Kasia wracała z pracy w kiepskim humorze. Kolejna kontrola, audytorzy czepiają się każdego drobiazgu, a szef wyżywa się na wszystkich. Została dwie godziny dłużej, potem wstąpiła do sklepu, a teraz jeszcze trzeba przygotować obiad, pomóc Oluni w lekcjach, przygotować ubrania na jutro… Sprawy nie kończą się nigdy, szkoda czasu w wymienianie.
Zmęczona weszła po schodach, otworzyła drzwi swoim kluczem.
– Mamo, cześć! Na jutro mamy projekt o ptakach na przyrodę. Pomóżesz mi? – wybiegła na spotkanie dziewięcioletnia Olunia i od razu „uradowała” mamę.
– Jasne, Olu. Zaraz się przebiorę, zrobię szybki obiad i się tym zajmiemy. – Kasia postawiła torby w kuchni i przeszła do pokoju.
– O, Kasia, choćby nie słyszałem, iż weszłaś. Coś nie w humorze, znowu coś w pracy? – zapytał mąż.
– Tak, kolejna kontrola. Jak zwykle! – machnęła ręką Kasia.
– Słuchaj, przelałem mamie pięć tysięcy. Prosiły na wiosenną kurtkę dla Jaśka.
– Kazik, może już wystarczy tego sponsorowania?! W końcu Jaś ma ojca, niech to on go ubiera! Dlaczego ich problemy zawsze spadają na nas jak grom z jasnego nieba?! – zaczęła się denerwować Kasia.
– Kasia, no co ty się tak gotujesz? Wiesz przecież, jaka tam sytuacja…
– Jaka, Kazik?! – Kobieta ledwo powstrzymywała się, by nie krzyczeć.
– Małgosia nie może znaleźć pracy, były nie płaci alimentów, mama oddaje im całą emeryturę… No czy naprawdę ubędzie nam, jeżeli kupimy chłopcu kurtkę? Przecież oboje pracujemy…
– Właśnie, Kazik! Oboje pracujemy! Dlaczego mamy odmawiać czegoś własnemu dziecku, żeby dawać te pieniądze komuś innemu?! Wytłumacz mi to! – Kasia poczuła, jak krew uderza jej do twarzy.
– Kasia, nie kłóćmy się przez głupoty… Chodź, pomogę ci z obiadem.
Małgosia to młodsza siostra Kazika. Pięć lat temu wyszła za „majętnego biznesmena” Darka.
– O, Małgosia z Darkiem znowu polecieli do Grecji! W takim luksusowym hotelu! A ty, Kasia, całe dnie w swojej księgowości i co z tego masz?! – Antonina Kazimierzówna nie omieszkała pochwalić się, jak świetnie żyje jej córka.
Aż w końcu wyszło na jaw, iż „biznesmen” i jego małżonka nabrali kredytów na piękne życie. Pieniądze gwałtownie się skończyły, i zaczęło się…
Najpierw małżonkowie kłócili się, kto ile wziął i komu jest winien. Zanim sprawa wyszła na jaw, mieli już spore długi. Telefony z banków, groźby sądowe i tak dalej. Darek rozwiązał swój problem gwałtownie – po prostu zniknął. Podobno wyjechał na zachód.
Za to „żona biznesmena” została z długami i małym dzieckiem. Część emerytury Antoniny Kazimierzówny szła na spłatę kredytów, których nabrała ukochana córka. Reszta musiała wystarczyć na miesiąc – samej Antoninie, Małgosi i małemu Jasiowi. Nie trzeba tłumaczyć, iż tych pieniędzy było stanowczo za mało.
Wtedy Kasia i Kazik po raz pierwszy zgodzili się pomóc rodzinie. Dopóki Jaś był mały, opłacali im rachunki i dokładali do jedzenia. Tylko iż z czasem potrzebowali coraz więcej.
– No co wy chcecie, ceny rosną jak na drożdżach… – tłumaczyła teściowa, przychodząc po kolejną „pomoc”.
Kasia i Kazik pomagali, odmawiając sobie wielu rzeczy. Tłumaczyli to sprawiedliwością i sumieniem – rodzina wpadła w tarapaty, trudna sytuacja, nie można ich tak zostawić…
Po raz pierwszy Kasia się zbuntowała, gdy zobaczyła Małgosię w kawiarni, elegancką, popijającą kawę z ciastkiem.
– Małgosia, co ty tu robisz? – zapytała zaskoczona Kasia, która wpadła na lunch z koleżankami.
– No co? Szłam z galerii, postanowiłam coś przekąsić. No i?! – odparła Małgosia, jakby to było najnormalniejsze na świecie.
– Małgosia, my wam przecież dajemy pieniądze, a ty siedzisz w kawiarni!
– No i co z tego? Masz zamiar teraz robić mi scenę przed ludźmi?! Tobie wolno, a mnie już nie?! – wpadła w złość Małgosia i nadąsała usta.
Wieczorem Kasia usłyszała od teściowej całą litanię pretensji. Nazwano ją niewdzięczną, skąpą, oskarżono o rozbijanie rodziny i wytykanie biednej dziewczynie, która – jak się okazało – po rozwodzie miała „niezagojoną traumę psychiczną”.
– Antonino Kazimierzówno, nie mam nic przeciwko temu, żeby Małgosia chodziła do kawiarni! Ale najpierch niech znajdzie pracę, a potem może sobie codziennie bankietować w restauracjach! – próbowała wyjaśnić swoje stanowisko Kasia.
– Mamo, no Kasia ma rację. Niech Małgosia pomyśli o pracy. Jaś już duży, mógłby chodzić do przedszkola.
– Co?! Do przedszkola?! OPo trzech tygodniach milczenia teściowa znów zadzwoniła z “dobrą nowiną”, iż Małgosia znalazła kolejnego “biznesmena”, ale Kasia i Kazik tym razem tylko westchnęli i postanowili, iż już nigdy więcej nie wezmą udziału w tym błędnym kole pomocy.