Wojciech Smarzowski znany jest z tego, iż nie unika trudnych tematów. Jego filmy to zawsze mocny emocjonalny cios – i „Dom dobry” nie jest wyjątkiem. Reżyser po raz kolejny wchodzi w rejony przemocy, cierpienia i bezradności, które u dorosłych widzów wywołują głębokie poruszenie, a czasem choćby potrzebę dłuższego dojścia do siebie po seansie.
Film „Dom dobry” nie jest dla dzieci
Tymczasem niektóre szkoły już planują wycieczki do kina właśnie na ten film, mając prawdopodobnie jak najlepsze intencje. Warto jednak posłuchać ekspertów: terapeutka rodzinna Katarzyna Kubiczek w swoim wpisie na Facebooku napisała wprost: „To bardzo zły pomysł”.
Nastolatkowie oglądający film o takiej intensywności emocjonalnej w towarzystwie klasy nie mają możliwości, żeby naprawdę przeżyć to, co widzą. Nie mają przestrzeni, żeby się zatrzymać, zapłakać, zapytać albo po prostu wyjść. W grupie rówieśniczej obowiązuje niewidzialny kodeks – nie wolno się odsłaniać, nie wolno „okazywać słabości”. I właśnie dlatego ten seans może zostawić w młodym człowieku coś, z czym później nie będzie wiedział, co zrobić.
Emocje bez ujścia – co dzieje się w ciele nastolatka
To, o czym mówi Katarzyna Kubiczek, jest głęboko osadzone w psychologii rozwojowej. Nastolatek to osoba, która dopiero uczy się regulować emocje. Jego układ nerwowy reaguje silnie, ale mechanizmy radzenia sobie dopiero się kształtują. jeżeli doświadczy czegoś tak trudnego jak sceny przemocy – a nie może tego wyrazić, bo siedzi w rzędzie obok kolegów – jego organizm odczytuje to jako zagrożenie.
Psycholożka pisze: „Emocje, które się pojawiają, zostają odcięte i rozszczepione. Nie mogą zostać wyrażone, więc są tłumione – co dla układu nerwowego oznacza sygnał zagrożenia, a nie bezpieczeństwa”. To zdanie doskonale opisuje, co dzieje się w młodym ciele, które chłonie obrazy z ekranu, ale nie ma bezpiecznego sposobu, żeby je przetworzyć.
W teorii szkoła może po seansie zorganizować rozmowę z psychologiem czy nauczycielem. Ale choćby taka „pogadanka” – jak podkreśla Kubiczek – odbywa się w tej samej przestrzeni społecznej, w gronie tych samych kolegów, przed którymi trzeba „zachować twarz”. To nie jest rozmowa terapeutyczna, tylko przedłużenie presji, iż trzeba się trzymać.
Gdzie kończy się edukacja, a zaczyna trauma?
Smarzowski od lat pokazuje nam świat, którego często nie chcemy oglądać. Widzowie wychodzą z jego filmów w milczeniu, niekiedy z ciężarem w sercu. Ale to dorośli – ludzie, którzy potrafią nazwać emocje i rozumieją, iż film to sztuka, a nie rzeczywistość. Dla nastolatka to może być pierwsze zetknięcie z przemocą w takiej formie – surowej, bez filtrowania.
Warto zadać pytanie: czy naprawdę edukacja filmowa musi oznaczać konfrontację z przemocą? Czy szkoła nie powinna raczej budować wrażliwości przez filmy, które uczą empatii i zrozumienia, zamiast wstrząsać do granic wytrzymałości psychicznej?
Katarzyna Kubiczek podkreśla: „Nie znajduję żadnego racjonalnego uzasadnienia dla decyzji, by w ramach szkoły zabierać młodzież na film o tak drastycznej przemocy. To nie edukacja. To może być traumatyzujące doświadczenie”.
Te słowa trudno pominąć. Dzieci i młodzież uczymy, iż mają mówić o emocjach, iż mogą płakać, iż mają prawo do granic. Ale potem każemy im siedzieć w kinie i patrzeć na coś, co choćby dorosłym trudno unieść. Nie dajemy im prawa do wyboru, nie pytamy, czy są gotowi.
Potrzeba rozmowy, nie szoku
Nie chodzi o to, żeby unikać trudnych tematów. Wręcz przeciwnie – warto rozmawiać z młodzieżą o przemocy, odpowiedzialności, krzywdzie i empatii. Ale takie rozmowy wymagają przygotowania, bezpieczeństwa i zaufania, a nie ciemnej sali kinowej i śmiechu z ostatniego rzędu.
Jeśli szkoły chcą podejmować ważne tematy, mogą to robić inaczej – przez warsztaty, spotkania z ekspertami, projekcje krótszych filmów, które nie epatują brutalnością. Film Smarzowskiego może być ważnym głosem w dyskusji dorosłych, ale niekoniecznie narzędziem wychowawczym w klasie.
Zamiast zabierać młodzież do kina „na edukację przez szok”, lepiej dać im przestrzeń do rozmowy – takiej, w której można coś poczuć, ale też być wysłuchanym. Bo edukacja emocjonalna zaczyna się wtedy, gdy ktoś naprawdę pyta: „Jak się z tym czujesz?” i daje czas na odpowiedź.
„Dom dobry” to film ważny, potrzebny i poruszający. Ale jak zauważa Katarzyna Kubiczek, nie każdy kontekst jest dla niego odpowiedni. Szkoła powinna chronić wrażliwość młodych ludzi, a nie wystawiać ich na emocjonalne przeciążenie w imię „edukacji”. Czasem najlepszą lekcją nie jest wstrząs – tylko rozmowa o tym, co dzieje się w środku.
Zobacz też: 1 zdanie, po którym od razu poznasz toksycznego rodzica. „Tak niszczą dzieci”














