Tajemniczy gość: opowieść o rodzinnych więzach

newskey24.com 3 dni temu

**Tajemniczy gość: dramat rodzinnego ciepła**

W małym miasteczku nad jeziorem, gdzie zachody słońca odbijają się w tafli wody, a stare drewniane domy przechowują ciepło minionych czasów, Anna Kowalska wróciła ze sklepu, dźwigając ciężkie torby z zakupami. Na deser kupiła ogromnego arbuza, wyobrażając sobie euforia syna. Postawiła torby w przedpokoju i nadsłuchiwała. Z pokoju syna dochodziły stłumione głosy, jakby ktoś prowadził cichą rozmowę. Serce Anny zabiło szybciej. Weszła do pokoju i zamarła, nie wierząc własnym oczom. Jej syn grał drewnianymi figurkami z nieznajomym mężczyzną. Obaj z zaangażowaniem przestawiali zabawki, uśmiechali się i mówili tak cicho, jakby bali się spłoszyć tę chwilę. Anna przyjrzała się gościowi i westchnęła.

„Ileż można siedzieć w domu, Bartku?” — często narzekała na syna. — „Tak się całe życie przesiaduje samemu! Spójrz na Tomka, kolegę z twojej dawnej klasy. Wyuczył się na mechanika, ma pracę, wszystko mu się układa. Ożenił się, urodził mu się synek, werandę sobie dobudował. Prawda, iż z żoną się rozwiódł — charakterami nie pasowali, bywa. Ale Tomek nie załamał rąk: poznał inną, z dzieckiem, potem jeszcze swoje urodzili. A syna z pierwszego małżeństwa na wakacje do babci wozi. Wszyscy zadowoleni, choćby była żona — też wyszła za mąż. A sąsiadka, ciocia Basia, w siódmym niebie: troje wnuków, dom pełen dziecięcego śmiechu, życie wre! Tomek z nową żoną, Kasią, radzą sobie ze wszystkimi dziećmi, a ciocia Basia pomaga. Im się udało, a ty wciąż siedzisz!”

„U nas cisza” — ciągnęła Anna, kręcąc głową. — „No w kogo ty taki, moja niedolo? Jak nas z ojcem zabraknie, zostaniesz sam, i choćby słowa nie będzie miał komu powiedzieć! Wyłącz w swoim warsztacie to piły, gdy matka do ciebie mówi!”

Bartek wyłączył maszynę, podniósł wzrok znad pracy:

„Wszystko w porządku, mamo, mam pilne zlecenie.”

„Oczywiście, Bartku” — westchnęła matka. — „Nic się nie zmieni. Trzydzieści dwa lata w domu siedzisz i będziesz siedział. Niczym ciebie nie ruszyć. A ojciec jeszcze cię wspiera, milczy i milczy. O, synku, ojciec twój cichy, a ty jeszcze cichszy!”

Anna wyszła z szopy, gdzie Bartek miał swój warsztat.

Bartek ledwie skończył dziewięć klas w miejscowej szkole. Uczył się dobrze, ale nie lubił tam chodzić. Nie podobało mu się, iż wszyscy krzyczą, biegają, przeszkadzają w myśleniu. Po szkole oznajmił: dalej się nie będę uczył, mam swoje zajęcie, na całe życie starczy. Stolarzem był już niezłym. Ojciec całe życie przepracował w lokalnej fabryce mebli i syna do tego fachu przyuczył. Bartek okazał się jeszcze większym milczkiem niż ojciec. Kochał pracować z drewnem w samotności, coś tam przemyśliwując.

Matka martwiła się: może z chłopakiem coś nie tak? Na zabawy nie chodzi, na dziewczyny nie patrzy, ciągle sam. „Za głośne są” — mówił. „Za nudne. Mi i tak dobrze.” Zarabiał jednak nieźle. W szopie urządził warsztat, całymi dniami coś strugał: to zabawki, to drobne meble. Krzesło zrobił — zjawiskowe! Zlecenia miał zapisane na pół roku naprzód, ludzie z miasta specjalnie przyjeżdżali. A matka wciąż się niepokoiła: czwarty krzyżyk na karku, a on sam! Żenić się nie chce, dzieci nie chce. NaPo roku od ślubu cała rodzina zebrała się w ogrodzie, a Bartek patrząc na Żanetę, Maćka i małą Zosię, wiedział, iż w końcu odnalazł swoje miejsce na ziemi.

Idź do oryginalnego materiału