"W liceum nie miałam lekko. Chodziłam do jednej z lepszych szkół w okolicy. Wysoki poziom, duże wymagania. Nauczyciele różni, ale niestety przeważali ci niezbyt sympatyczni. Pamiętam swoją panią od chemii. Choć w podstawówce nie lubiłam i nie rozumiałam tego przedmiotu, to w liceum zakochałam się w nim bez pamięci. Wszystko dzięki nauczycielce, która z takim ciepłem i spokojem w głosie potrafiła wszystko w prosty i przystępny sposób wytłumaczyć. Chciałam być taka jak ona...".
Gdzie ci nauczyciele? (z powołaniem oczywiście)
Aleksandra jest nauczycielką biologii. W zawodzie pracuje od 8 lat i jak twierdzi, z roku na rok jest coraz gorzej. Nie ma na myśli uczniów, a co ciekawe: nauczycieli, czyli swoje koleżanki i swoich kolegów po fachu.
"Przypuszczam, iż to dzięki mojej nauczycielce od chemii poszłam taką, a nie inną ścieżką. W domu rodzinnym nie otrzymywałam zbyt dużo wsparcia, rodzice nie poświęcali mi zbyt dużo czasu. Ciężko pracowali, by utrzymać naszą gromadkę (mam jeszcze trzy siostry). Mama była ciągle zajęta, tata często nieobecny.
Chemiczka była moją inspiracją, motywacją, moim autorytetem. Zaraziła mnie pasją do nauki, przekazywania wiedzy w taki fajny sposób. Rozpaliła we mnie jakąś iskierkę, coś, co sprawiło, iż też chciałam, by w przyszłości uczniowie patrzyli na mnie takim przyjaznym wzrokiem. I mam nadzieję, iż mi się to udało.
To nie jest przechwalanie i wywyższanie, ale w szkole, w której uczę, są jeszcze tylko dwie takie nauczycielki. Nauczycielki z powołaniem. Reszta, mam wrażenie, przychodzi do pracy na siłę. Odbębnią te kilka godzin dziennie i z głowy, siup do domku.
Pokój nauczycielski
To w tym pokoju toczy się akcja. Spotykamy się między lekcjami, by chwilę odetchnąć, powymieniać się spostrzeżeniami, coś obgadać. Ale oni nie umieją normalnie. Tylko narzekają, obgadują tych uczniów i marudzą, iż nie chcą się uczyć. Ciągłe pretensje, niezadowolenie, ponure miny. Aż odechciewa się patrzeć i słuchać. Zamiast podejść ze spokojem, uważnością i chociaż odrobiną ciepła, to marudzą, ile wlezie.
Organizują niezapowiedziane kartkówki, bo myślą, iż tym coś wskórają. Oczekują cudów, wymagają, tylko szkoda, iż nie od siebie. Na samą myśl, iż muszę pójść do tego pokoju, coś załatwić i przy okazji wysłuchać wszystkich tych opowieści, dostaję dreszczy i gęsiej skórki.
Mamy braki kadrowe, potrzebujemy wsparcia i 'świeżej krwi', potrzebujemy nauczycieli, ale tylko takich z powołaniem. Takim, którzy przychodzą do pracy za karę, radziłabym się przekwalifikować. Bo uwierzcie mi, fajnie jest, jak praca sprawia przyjemność, a nie jest przykrą koniecznością".