Tak rodzice wychowują nietykalne pokolenie. Sytuacja z parku linowego dowodem

mamadu.pl 1 miesiąc temu
Zdjęcie: Ma być miło, ale i bezpiecznie. mat. własne


Wakacyjne wyjazdy już za nami, więc dla dzieci szukam atrakcji w mieście. W weekend wpadliśmy na pomysł, by udać się do parku linowego. Moje córki, zwłaszcza starsza, uwielbiają taką aktywność na wysokości. To, co tam usłyszałam, dało mi mocno do myślenia. Ten błąd może nas wiele kosztować.


Uważam, iż park linowy to świetne miejsce dla dzieciaków i dorosłych. Można sprawdzić swoją kondycję fizyczną, ale także i wytrzymałość psychiczną. To idealna okazja do zmierzenia się z własnymi lękami. Warto jednak pamiętać, iż nikogo do tego zmuszać nie można.

Niestety wiele dzieciaków, które w weekend weszły na konstrukcje, gwałtownie nie powtórzy tego wyczynu. Było widać, iż nie do końca były świadome tego, co czeka je na górze, a paraliżujący strach nie pozwalał iść dalej.

Niełatwa próba


Moje starsze dziecko nie ma lęku wysokości, jest bardzo zwinne i zaznajomione ze ściankami i parkami linowymi. Zna także swoje możliwości i potrafi ocenić, z czym sobie poradzi, a co będzie stanowiło dla niego wyzwanie. Trasa, którą robiła moja 10-latka, była średniej trudności i akurat dla niej nie stanowiła problemu.

Po drodze mijała zarówno starsze, jak i młodsze dzieci, które trzęsły się ze strachu, nie będąc w stanie zrobić kolejnego kroku. Tu wiek jednak nie ma nic do rzeczy. Rodzice nadzorujący z dołu w pewnym momencie, zamiast wspierać i dodawać otuchy, ponaglali i naciskali, by dziecko nie przesadzało. Łatwo mądrzyć się z dołu, prawda? Jednak moją uwagę przykuło coś jeszcze.

Kto tu się zna najlepiej?


W krytycznych sytuacjach oczywiście można było liczyć na obsługę, która udzielała fachowych porad, co robić dalej lub po postu pomagała zejść z trasy, jeżeli ktoś nie był w stanie iść dalej. Nie wiem, skąd to parcie na ukończenie trasy. Czy to kwestia, iż rodzic zapłacił? W kilku przypadkach presja była olbrzymia.

Histeryzujące dziecko trzęsące się ze strachu przecież nie ma frajdy z takiej zabawy. Potrzebuje wyciszenia, ale i bardzo konkretnej wskazówki, co ma robić dalej. W takiej sytuacji obsługa obserwująca dzieci z boku, chętnie wkraczała do akcji, mówiąc, co robić dalej, tyle iż rodzice uważali, iż wiedzą lepiej…

Zrobiło się nerwowo


W jednej z tych sytuacji zrobiło się naprawdę nieciekawie. Przerażony chłopiec stał ze łzami w oczach między dwoma przeszkodami, wyraźnie nie wiedząc, co robić dalej. Młody mężczyzna z obsługi zaczął go instruować, jakie dokładnie ma wykonać ruchy, krok po kroku.

Zamiast docenić fachową pomoc, matka chłopca zaczęła dawać swoje wskazówki, co gorsza, zupełnie sprzeczne z tym, co mówił instruktor. Po kilku kolejnych, mylnych komunikatach, mężczyzna stanowczo zwrócił uwagę matce, by przestała komentować, bo swoim zachowaniem stwarza zagrożenie dla własnego dziecka. Nie była zadowolona, iż ktoś ją ucisza i poucza.

Nie rozumiem tego zachowania. Po pierwsze zero zaufania do autorytetu, który przecież zna się na swojej pracy. Po drugie, oburzenie, iż ktoś obcy mówi mojemu dziecku, co ma robić. Po trzecie, niemiła reakcja na chęć udzielenia pomocy dziecku. W ciągu całego dnia, podobnych sytuacji było kilka…

Naprawdę uważasz, iż na wszystkim znasz się najlepiej, a inni dorośli nie mają prawa zwracać uwagi twojemu dziecku? Zanim następnym razem podważysz zdanie instruktora i specjalisty, zastanów się, czego to uczy twoje dziecko.

Idź do oryginalnego materiału