Nie ma nic złego w tym, iż rodzice lubią się chwalić swoimi dziećmi. Zawsze tak było. Tyle iż kiedyś robili to na uroczystościach rodzinnych i spotkaniach ze znajomymi. Teraz, dzięki mediom społecznościowym, mamy i ojcowie mogą sobie pozwolić na większy rozmach i pokazywać swoje pociechy całemu światu.
Za pokazywanie takich filmików powinna być kara
Niektórzy z tej możliwości nie korzystają, świadomi tego, jakie zagrożenia niesie udostępnianie wizerunku dzieci w internecie. Inni starają się chronić ich prywatność i zakrywają twarze emotkami, co nie jest zbyt skuteczną metodą. Ale wielu rodziców nie robi choćby tego i dzieli się fotkami czy filmikami swoich pociech "jak popadnie".
Brak jakichkolwiek zahamowań dotyczy nie tylko ujawniania twarzy dzieci. Są rodzice, którzy nie mają żadnych oporów przed pokazywaniem maluchów w sytuacjach, których obcy ludzie nie powinni oglądać. Zwrócił na to uwagę Patryk Bryliński, autor profilu "Ten ojciec z TokToka".
Jako przykład Bryliński pokazał rolkę nagraną przez Adison Kehl, która pokazuje w social mediach, jak na codzień wygląda jej życie z maleńką córką Kai. Jedna z pokazanych przez nią scenek jest bardzo kontrowersyjna.
Na filmiku widać małą Kai stojącą na przewijaku i mamę, która ją przytrzymuje, a jednocześnie kręci filmik. Dziewczynka jest w histerii, płacze, krzyczy, uderza się rączką w główkę i brzuszek. A mama się uśmiecha i snuje jakąś opowieść dla followersów.
Pomyślcie, co robicie swoim dzieciom
Właśnie to zachowanie zirytowało Brylińskiego. "Wyobraź sobie, iż jesteś w trakcie załamania nerwowego, histerii, płaczu, smutku, depresji, a ktoś cię nagrywa i robi z tobą zabawnego tiktoczka. Trochę nie fair, nie? To dlaczego niektórzy uważają, iż nagrywanie takich filmów jest fair w stosunku do dzieci" – mówi, a takie zachowanie rodziców określa jednym, wulgarnym słowem.
O tym, iż Adison Kehl nie jest odosobnionym przypadkiem szkodliwego sharentingu, świadczą komentarze pod filmikiem Brylińskiego. Internauci przywołali w nich przykłady wielu innych rodziców, którzy nie mają żadnych oporów przed pokazywaniem swoich dzieci.
"Czasem mi mignęło konto, gdzie matka pokazuje syna w sytuacjach kryzysowych, jak płacze, krzyczy itp. I to nie był maluch, tylko chłopak ok 8-9 lat. Tłumaczyła się, iż to po to, aby wesprzeć innych rodziców" – napisała jedna z komentujących kobiet.
Inna podała jeszcze bardziej bulwersujący przykład. "Jedna kobieta z mnóstwem obserwujących wrzuciła kiedyś zdjęcie swojego najmłodszego dziecka śpiącego w kałuży moczu. Bo chciała pokazać jak to jest zostawić usypianie ojcu" – wspomniała w komentarzu.
Sam Bryliński o zabawnych i niezabawnych kulisach swojej relacji z córką opowiada w mediach społecznościowych niemal codziennie. Ale jej zdjęć nie pokazuje. I poleca to innym rodzicom. "Sharenting to bardzo, bardzo złe zjawisko. Wystrzegajcie się go. Żadne lajki i komentarze nie są warte tego, by robić takie coś swojemu dziecku" – apeluje.
Bardziej radykalni są jego followersi. Jeden z nich stwierdził, iż wrzucanie takich filmików jak ten opublikowany przez Adison Kehl, powinno być karalne. I może to nie jest taki zły pomysł.