Teresa Kowalska siedziała w swoim zimnym domku na uboczu Podlesia, w którym zawsze unosił się zapach wilgoci. Od dawna nikt nie sprzątał, ale wszystko było znajome to ona była tutaj panią, choć siły jej pochłonęły troski i nie wiedziała, od czego zacząć. Serce ściskała gorycz urazy, łez już nie było; całą drogę płakała, a potem już nie mogła ich wypłynąć.
Myślała, iż stare mury wyleczą duszę i z czasem poczuje się lepiej. W cieplej kurtce i wełnianej czapce trząsła się z zimna; ręce i nogi były lodowate. Położywszy głowę na stole, Teresa zaczęła przeglądać wspomnienia.
Najdroższą rzeczą w jej życiu była córka Jadwiga. Od urodzenia chorowała, a mąż zawsze powtarzał: Nie ma nic lepszego niż zdrowe dziecko, a nie ta twoja dziewczynka, co noc nie śpi, lekarstwami się chlebie! Jadwiga ledwo do końca ciąży wytrzymała, w czterdziestym drugim roku urodziła, a wcześniej straciła dwoje dzieci w pierwszych tygodniach ciąży i już nie miała nadziei na szczęście macierzyńskie.
Mąż w końcu odszedł do sąsiedniej wsi, poślubił inną, a nowej żonie urodził się syn. O chorą córkę nie chciał choćby słyszeć. Jadwiga rosła, a z każdym rokiem była mocniejsza i piękniejsza, aż matka nie zauważyła, iż dziewczyna stała się już dorosła. Na barkach Teresy spadło wiele obowiązków: pracowała sumiennie w gospodarstwie, prowadziła dom, który samej trudno było utrzymać, a córka pomagała, choć bez mężczyzny w wiosce było ciężko. Do domu wstąpiła także teściowa, bo samotnie już nie dała sobie rady. Chłopak-widowiec zaproponował małżeństwo, ale Teresa odmówiła wstyd przed córką. Jak mogę wprowadzić mężczyznę do domu? Nie potrzebujemy nikogo, ja już mam dwoje babć, a teściowa ledwo wstaje z łóżka ciągle czegoś potrzebuje: najpierw wypić, potem się przewrócić.
Jadwiga zdobyła wykształcenie, poznała przystojnego mężczyznę i poślubiła się z miłości. Dwa lata po ślubie przyszedł na świat chłopiec Antek. Jadwiga nie chciała siedzieć w domu, a do tego trzeba było spłacać hipotekę, więc zaczęła błagać matkę:
Mamusiu, kochana, przeprowadź się do nas, będzie Ci cieplej i pomożesz nam. Babcie już nie ma, a Ty sama się nudzisz.
Nie, Jadwigo, mam krowę, starą kotkę, ogródek. Jak mam zostawić dom?
Sprzedaj już tę krowę, mleka ma mało, a kotkę weź pod sąsiadka, dobra Nura się nie odmówi. Za tydzień czekamy na Ciebie!
Nie mogła odmówić matce kto ma inną pomoc niż własna rodzina? Sąsiadka wzięła krowę i kotkę, a jej syn, synowa i wnuki zostali przy niej, obiecując pilnować domu.
Tak Teresa przeprowadziła się do miasta. Jadwiga i zięć pracowali do późna, a ona spędzała czas z wnuczką, karmiła ją i zdążyła jeszcze przygotować kolację. Antek był prawie identyczny z mamą; babcia w nim nie widziała duszy, a razem spędzali dni i noce, co bardzo ucieszyło Teresę, bo dziewczynka prawie nie chorowała.
W czwartej klasie Jadwiga postanowiła posłać maleństwo do przedszkola dzieci potrzebują rówieśników. Relacje z matką nagle się ochłodziły. Zięć ciągle niezadowolony, Jadwiga krzyczała, iż częste kłótnie z mężem wynikają z matki, a babcia rozpieszczała wnuczkę, której niepokorne zachowanie rosło. W przedszkolu dziecko płakało, bo kochało babcię bardziej niż własną mamę.
Teresa nie rozumiała, co takiego się stało, ale nie spodziewała się takiej wypowiedzi od własnej córki:
Mamo, nie potrzebujemy Cię już. Jedź do domu, Antek chodzi do przedszkola, hipotekę spłaciliśmy. W dwupokojowym mieszkaniu jest ciasno, a Tobie i tak lepiej będzie.
Zemdleła z wstydu i nie mogła uwierzyć, iż córka mogła tak powiedzieć. gwałtownie spakowała kilka rzeczy, wsiadła do autobusu, myśląc tylko o tym, by nie płakać. Antek szedł za nią, prosząc, by babcia jeszcze trochę poszła z nim na spacer. Zięć odwieźć ją na dworzec, po czym milcząco ją wysiadł, nie żegnając się. Prawie nie usłyszała, jak matka w ostatniej chwili zapłakała, bo nie chciała, by widziała ją łamiącą się w łzach.
Gdy wyszła z autobusu, zaczął padać deszcz, a zimno jeszcze bardziej dopało. Teresa poczuła, jakby w jej uszach rozbrzmiał szorstki głos i przekleństwa. Do drzwi zapukała sąsiadka.
Ojej, Tonia, to naprawdę Ty? Myślałam, iż ktoś chce się rozebrać w Twoim domu. Cześć! Co siedzisz w ciemności? Wstawaj, chodźmy do nas. Mój wnuk Jaś robi naleśniki, posiedzimy, pogadamy, co to za wiek nie widzieliśmy się!
Sąsiadka prawie wyciągnęła Teresę za rękę i opowiadała:
Moje wnuki już chodzą do szkoły, mają dobre oceny, nie kombinują. A Twoja krowa w tym roku dała cielę, które zostawiliśmy w fabryce. Zobaczysz, jaka piękna, nie sprzedawaj jej, możesz ją zatrzymać.
Dzieci przywitały ją jak rodzinę, przywiozły kota, chwaląc, jak jest mądry i przytulny. Kotka Mela zaczęła mruczeć, rozpoznawszy swoją panią. Teresa poczuła się tak szczęśliwa, iż chciała płakać ze wzruszenia wreszcie nie była sama, słuchała opowieści o wiejskim życiu, o wielkiej, wesołej rodzinie, wszyscy się śmiali, a nikt nie pytał, dlaczego wróciła i nie uprzedziła wcześniej.
Po kolacji syn sąsiadki powiedział:
Nasz dom duży, Ty, ciociu Tonia, możesz u nas zamieszkać, nie myśl o wyjeździe, nie wypuszczimy Cię. Naprawię dach, przywiozę drewno, pomogę z piecem i wyczyśćę komin. Zrobimy Twój dom lepszy, a jeżeli Ci się spodoba, zostaniesz na stałe.
Chuda staruszka uśmiechnęła się, rozgrzany jej serce ludzką dobrocią. Życie w Berekiewie nabrało nowego smaku.














