**Dziennik Tosi**
Tatusiu, będę jadła bardzo mało. Tylko nie odwoź mnie do domu dziecka błagała dziewczynka, ocierając łzy.
W małej wsi, gdzie ulice tonęły w pyle, a domy stały ciasno obok siebie, żyła zwykła rodzina. Wojciech i Halina ludzie, którzy w życiu wiele przeszli. Nie byli bogaci, ale i głodu nie zaznali. Ich dni wypełniała praca na roli, opieka nad dziećmi i domowe obowiązki. Wydawało się, iż ich życie jest pełne i skończone. Ale pewnego dnia wszystko się zmieniło.
Halina odkryła, iż znów jest w ciąży.
Wojciech był człowiekiem praktycznym i rozważnym. Uważał za absurd powiększanie rodziny, gdy ledwo starczało na utrzymanie trojga dzieci. Pieniędzy brakowało choćby na najpotrzebniejsze rzeczy, a tu jeszcze jedno usta do wykarmienia.
Halina, czy ty zupełnie straciłaś rozum? Masz już czterdzieści trzy lata! Ledwo radzimy sobie z tymi, które mamy, a teraz Wojciech długo szukał słów, by wyrazić swoje rozczarowanie.
Ale Halina była nieugięta. Czuła, iż to dziecko musi się urodzić. Dla niej ta decyzja była czymś osobistym, głębszym niż wszelkie argumenty.
Gdy na świat przyszła Tosia, Wojciech choćby nie pojechał po Halinę do szpitala. Narodziny dziewczynki były dla niego jakby gdzieś na marginesie jego życia. Gdy wrócił do domu, wszystko wyglądało tak samo tylko teraz wśród rodziny była jeszcze jedna mała dziewczynka, która niemal od razu zniknęła w tłumie starszego rodzeństwa.
Wojciech, zobacz, jaka śliczna! Halina patrzyła na noworodka z miłością, ale w oczach męża nie było ani odrobiny ciepła.
Najmłodsza córka rosła w cieniu starszego rodzeństwa i chłodu ojca. Siostry i brat prawie nie zauważali jej obecności. Halina starała się dać Tosi wszystko, co mogła, ale jej siły nie były nieskończone. Często dziewczynka zostawała sama, zatopiona w myślach, próbując zrozumieć, dlaczego ojciec, którego tak pragnęła zadowolić, nie zwraca na nią uwagi.
Tosia marzyła, iż jeżeli zrobi coś wyjątkowego, tata w końcu ją zauważy. choćby w wieku sześciu lat wierzyła, iż może zacznie się z nią bawić albo chociaż do niej przemówi. Śledziła go wzrokiem, gdy rozmawiał z innymi dziećmi, ale on zawsze odwracał wzrok.
Tato, zobacz, jakie jagody zebrałam! pewnego dnia Tosia podbiegła do niego z koszykiem pełnym malin.
Ale Wojciech tylko zmarszczył brwi:
Postaw na stole, nie mam czasu.
Pewnego dnia, gdy Tosia skończyła sześć lat, poszła z mamą do lasu po grzyby. Z euforią zbierała ulubione grzyby taty, marząc, iż tego wieczoru spędzą razem czas przy rodzinnym stole. Wierzyła, iż w ten sposób zdobędzie choć trochę jego uwagi.
Ale los zadecydował inaczej. Nagle rozpętała się ulewa. Halina, spiesząc do domu, potknęła się o korzeń i upadła. Przestraszona Tosia upuściła wiaderko z grzybami i pobiegła do domu.
Tato, mama upadła! krzyknęła, ledwo łapiąc oddech.
Wojciech siedział przy stole i nie od razu zrozumiał, co się dzieje.
Mama nie wstaje! powtarzała Tosia, wskazując w stronę lasu.
Rodzina rzuciła się na pomoc. Gdy dotarli na miejsce, Halina leżała nieruchomo. Lekarze później powiedzieli, iż zmarła natychmiast, uderzywszy głową o pień.
Po tym dniu życie Tosi zmieniło się na zawsze. Wojciech, pochowawszy żonę, zaczął obwiniać najmłodszą córkę.
To twoja wina! krzyczał na Tosię, gdy płakała w kącie. Ty ją zabiłaś!
Starsze dzieci, wspierając ojca, domagały się, by pozbył się winowajczyni. Otoczona nienawiścią i oskarżeniami, Tosia czuła, jak jej świat się rozpada. Nie rozumiała, dlaczego nikt jej nie kocha i dlaczego cały ból rodziny spadł właśnie na nią.
Tato, wyrzuć ją! To przez nią mamy już nie ma nalegała starsza siostra, patrząc na ojca z goryczą.
Gdy babcia Wojciecha, widząc te sceny, zabrała Tosię do siebie, dziewczynka poczuła małą ulgę. Ale gwałtownie zrozumiała, iż i tu nie jest mile widziana. Pewnego dnia przypadkiem podsłuchała rozmowę między babcią a ojcem.
Nie ma dla niej miejsca, mamo mówił Wojciech. Sam już nie jesteś młody, żeby ciągnąć jeszcze jedno dziecko.
Tosia zastygła za drzwiami, czując, jak każde słowo ją rani.
Ale to przecież też twoje dziecko. Jak można oddać ją do domu dziecka? zaprotestowała babcia.
A jak mam wyżywić czwórkę? odparł Wojciech z lodowatą obojętnością.
Nie wytrzymując, Tosia wybiegła do nich.
Tatusiu, będę jadła bardzo mało! Proszę, nie oddawaj mnie do domu dziecka! błagała, ocierając łzy drżącymi rękami.
Ale ojciec tylko odwrócił się, jakby jej słowa były bez znaczenia.
Przyzwyczajanie się do domu dziecka okazało się niezwykle trudne. Długo Tosia czekała, iż ktoś po nią przyjdzie. Ale stopniowo dotarło do niej: nikt nie przyjdzie. Gdy dorośli przychodzili wybierać dzieci, wszystkie biegły do nich z nadzieją wszystkie oprócz Tosi. jeżeli choćby własny ojciec ją odrzucił, to po co komuś innemu?
Lata mijały, a gdy Tosia skończyła dom dziecka, postanowiła wrócić do domu. Głęboko w sercu miała nadzieję, iż zobaczy choć cień euforii czy akceptacji. Ale rzeczywistość okazała się o wiele surowsza.
Gdy przekroczyła próg domu, starsza siostra, która ledwo ją poznała, powitała ją lodowatym spojrzeniem.
Tosiu, nie ma tu dla ciebie miejsca. Po co przyjechałaś? powiedziała z chłodną stanowczością.
Tosia z trudem przełknęła ślinę, czując, jak każde słowo siostry wbija się w jej serce, ale starała się zachować spokój.
To przecież też mój dom. Wróciłam odpowiedziała, starając się brzmieć pewnie, choć głos jej zadrżał.
Siostra tylko pogardliwie prychnęła.
Wraca się tam, gdzie się na kogoś czeka. A tu nikt na ciebie nie czeka. Tu jest mój dom, mój mąż i ojciec. Dla ciebie nie ma tu miejsca powiedziała z bezwzględną pewnością, jakby dawno zdecydowała o losie Tosi.
W tym momencie z domu wyszedł ojciec. Zatrzymał się, widzą