Ten rodzicielski zwyczaj to codzienność. W wakacje doprowadza nastolatki do łez

mamadu.pl 1 miesiąc temu
Zdjęcie: Rodzice sami wychowują dzieci na niesamodzielne fajtłapy. fot. jackf/123rf.com


Wysyłamy dzieci na kolonie i obozy, żeby nauczyły się życia, a potem dziwimy się, iż dzwonią z płaczem, żeby je stamtąd zabrać. To przecież nasza wina (jako rodziców), iż wcześniej nie nauczyliśmy ich samodzielności. Przeczytajcie, co sądzi o tym mama 10-latki.


Wszyscy czepiają się jedynaków


Rodzice często, wychowując dzieci, boją się, iż popełnią te same błędy, co ich rodzice. Nasza czytelniczka, która jest jedynaczką, nie chciała, by jej córka nie była samodzielna. Wszystko przez to, iż zawsze słyszała, iż jest rozpieszczona: "Ostatnio wszędzie w mediach czytam o tym, jakie to dzisiejsze pokolenie jest zagubione we mgle i całkiem niesamodzielne. Przyznam, iż sama jestem jedynaczką, o której całe życie właśnie tak mówiono.

Słyszałam już w podstawówce, iż jestem rozpieszczona i wymagam, by traktowano mnie lepiej, bo jestem do tego przyzwyczajona w domu. Zawsze uważałam, iż to krzywdzące, bo przecież to nie moja wina, iż rodzice zdecydowali się na tylko jedno dziecko i na nim skupiali swoją uwagę. Jako jedyne dziecko w domu faktycznie mogłam mieć lepiej niż koleżanki z osiedla, które miały po 2-3 rodzeństwa i musiały się z nimi wszystkim dzielić. Dodatkowo większość musiała się opiekować młodszymi siostrami i braćmi.

Kiedy jednak dorosłam, postanowiłam, iż nigdy nie skrzywdzę w ten sposób moich dzieci. Zawsze mówiłam, iż wychowam je na samodzielne i odpowiedzialne osoby. Los tak chciał, iż ja też mam jedno dziecko: moja córka ma teraz 10 lat i można o niej powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, iż jest niesamodzielna".

"Nie chciałam tego dla córki"


Kobieta opowiada o tym, co sprawiło, iż córka jest od małego bardzo odpowiedzialna: "Kiedy Maja miała 5 lat, zapragnęła chodzić z koleżankami z przedszkolnej grupy na taniec. Dziewczynki uczęszczały na zajęcia z gimnastyki artystycznej i do grupy cheerleaderek. Pierwszy rok był bardziej zabawą, ale Maja poczuła, iż to jej 'konik', więc sukcesywnie przez kolejne lata chodziła na treningi.

Ich trenerka, która jest również w szkole Mai wuefistką, ma genialne podejście do dziewczynek i spore osiągnięcia ze starszymi grupami tanecznymi. Dlatego też, kiedy zaproponowała, iż zabierze grupę 8-letnich dziewczynek na wakacyjny tygodniowy obóz, zgodziłam się z drżącym sercem. Pomyślałam, iż córka będzie z grupą i opiekunką, które zna i lubi, więc będzie bezpieczna.

Do tego będzie mogła sprawdzić, jak radzi sobie na wyjeździe bez rodziców. Wtedy obóz dla tancerek odbył się blisko, żeby rodzice mogli przyjechać, gdyby działo się faktycznie coś niepokojącego. Okazało się, iż to była genialna przygoda, choć okraszona łzami tęsknoty (zarówno u mnie, jak i u córki)".

Obóz uratował samodzielność


"Muszę przyznać, iż wtedy było mi ciężko się przełamać, ale dziś dzięki temu mam w domu 10-latkę, która z powodzeniem robi adekwatnie wszystko dookoła siebie i nie muszę często choćby myśleć o śniadaniu czy kolacji dla niej, bo sama świetnie to ogarnia. Podobnie z nauką czy pilnowaniem porządku w pokoju.

Kiedy słyszę o nastolatkach, które nie umieją podróżować komunikacją miejską albo zrobić zakupów, mrozi mi krew w żyłach. Mnie udało się tego uniknąć, choć mogło być inaczej, bo mam zapędy do bycia nadopiekuńczą. Wiem jednak, iż uratowało nas zamiłowanie córki do tańca i sportu i te wakacyjne wyjazdy taneczne.

Jeśli więc jacyś rodzice boją się wysłać kilkulatki na obozy – będę ich do tego zachęcała, bo to genialna nauka dla młodego pokolenia. Wydaje mi się, iż im wcześniej, tym lepiej, bo wtedy nie ma ryzyka, iż rozpieszczony 13-latek zadzwoni z płaczem i żądaniem, żeby odebrać go z wyjazdu" – kończy swoją wiadomość mama 10-latki.

Idź do oryginalnego materiału