"Dla niej modne, dla mnie wyzywające"
Czuję w sobie rosnącą frustracją, bo temat, który mnie ostatnio bardzo męczy, dotyczy ubrań dla mojej 10-letniej córki. A adekwatnie tego, jak jej gusta zaczynają ewoluować. Moja Zuza to już nie jest mała dziewczynka, tylko prawie nastolatka, która chce wyglądać "młodzieżowo" i "dorośle". Rozumiem, iż dzieci rosną i rozwijają swoje poczucie stylu, ale czasami mam wrażenie, iż wybory modowe, które jej się podobają, są po prostu za bardzo: może nie tyle dorosłe, co po prostu wyzywające i niepraktyczne.
Pewnie wiele mam ma podobne doświadczenia, ale od kilku miesięcy stało się to naprawdę trudnym tematem. Co chwila przychodzi do mnie ze zdjęciami bluzek czy spodni, które jej się podobają, a ja zastanawiam się, czy to naprawdę coś, w czym chciałabym ją widzieć.
Ostatnio, gdy byłyśmy na zakupach w galerii handlowej, na przykład wpadła jej w oko sukienka z dużymi wycięciami w okolicach ramion i pleców, w jakiejś szaro-burej modnej kolorystyce. Na pierwszy rzut oka wyglądała jak coś dla nastolatki, nie dla 10-latki. I choć nie mam problemu z tym, żeby dziecko ubierało się oryginalnie, to takie wycięcia po prostu kojarzą mi się dość wyzywająco.
Można ubrać się bez przekraczania granicy
Z jednej strony rozumiem, iż dzieci chcą być modne i na czasie. Ale czy nie jest trochę za wcześnie, żeby 10-latka zaczynała wyglądać jak dorosła kobieta? Przemysł mody coraz częściej oferuje takie fasony, które naprawdę nadają się raczej dla dorosłych, a nie dzieci. Ok, można powiedzieć, iż to moda, i iż nic złego w tym, by dziecko miało własny styl.
Ale moim zdaniem jest granica, za którą zaczyna się coś, co wcale nie jest "modne", a raczej przesadzone czy wręcz wyzywające. I nie chodzi mi o to, żeby zakazywać córce wyrażania siebie przez ubrania. Chodzi o to, iż nie wszystko, co modne, jest w ogóle sensowne dla dziecka. Nie wyobrażam sobie na przykład puścić córki do szkoły w topie, który zupełnie nie zakrywa jej brzucha.
Kolejnym problemem jest to, iż ubrania, które Zuza wybiera, często są po prostu mało praktyczne. Wycięcia czy zbyt cienkie materiały – wszystko to sprawia, iż dziecko czuje się w tym niekomfortowo, bo po kilku minutach zabawy na podwórku okazuje się, iż coś się nie trzyma, albo jest w tym za zimno. Kiedy zaczynamy rozmawiać o ubraniach, które spełniają moje wymagania, okazuje się, iż wybór jest znikomy, a te, które spełniają te kryteria, są albo zbyt nudne dla córki, albo nie spełniają jej oczekiwań.
Dla kogo jest ta moda ze sklepów?!
Często zastanawiam się, czy to, co w tej chwili oferuje rynek, to naprawdę ubrania dla dzieci, czy bardziej dla dorosłych, którzy przenoszą swoje wyobrażenia na młodsze pokolenia. Gdy patrzę na sukienki z wycięciami na plecach, topy odsłaniające brzuchy czy bluzki ledwo zakrywające klatkę piersiową, przypominam sobie, iż jeszcze kilkanaście lat temu takie rzeczy byłyby absolutnie nieakceptowalne np. w szkole. Czy naprawdę chcemy, żeby dzieci w tym wieku tak wyglądały? A przede wszystkim – po co je w to ubierać?
Z drugiej strony, zdaję sobie sprawę, iż trudno jest znaleźć złoty środek. Że moda jest częścią dorastania, iż dzieci mają prawo wyrażać siebie przez ubrania. I chyba najtrudniejszą rzeczą w tym wszystkim jest balansowanie pomiędzy tym, co modne, a tym, co jest odpowiednie i praktyczne. Chciałabym, żeby Zuza miała możliwość wyrażania siebie, ale z drugiej strony nie chcę, żeby to przerodziło się w coś, co uznam za wyzywające.
I nie chcę też wydawać fortuny na coś, co nie będzie miało żadnej wartości poza byciem chwilową modą. Jakie macie doświadczenia z modą dla dzieci i jeszcze nie do końca nastolatek? Jak znaleźć ten balans, żeby nie przesadzić z wolnością, ale i nie ograniczyć kreatywności naszych dzieci? Mam nadzieję, iż jacyś inni rodzice podzielą się swoimi doświadczeniami.