Nowi rodzice, nowe zwyczaje
Zetki wchodzą właśnie w dorosłość. Pokolenie wychowane w świecie internetu, memów, TikToka i Instagrama właśnie przekracza kolejną granicę życia – zostają rodzicami. To pierwsze cyfrowe pokolenie, które niemal od urodzenia miało telefony w rękach, a przynajmniej każdego dnia kontakt z ekranami.
Dla nich świat offline i online przenikają się naturalnie. Problem w tym, iż to, co dla nich oczywiste, może mieć poważne konsekwencje dla ich dzieci. Coraz więcej badań pokazuje, iż rodzice z pokolenia Z nie czytają swoim dzieciom – i nie zamierzają tego zmieniać.
Choć jeszcze dekadę temu wieczorne czytanie książki było rytuałem w większości domów, w których mieszkały małe dzieci, dziś to raczej wyjątek. Z danych zebranych przez wydawnictwo HarperCollins wynika, iż tylko 41 proc. dzieci w wieku 0–4 słyszy codziennie lub prawie codziennie książkę czytaną przez dorosłego.
W 2012 roku ten odsetek wynosił 64 proc. To niepokojący spadek, który odbija się nie tylko na kontaktach rodzic–dziecko, ale także na rozwoju mowy, myślenia i emocji u najmłodszych. Brak czytania i słuchania opowieści rzutuje adekwatnie na całkowity rozwój.
Dlaczego zetki nie czytają?
Z rozmów z młodymi rodzicami wynika jasno: nie widzą w czytaniu sensu. Wielu mówi wprost – "to strata czasu", "dziecko i tak nic z tego nie rozumie", "włączam mu audiobooka albo bajkę, to przecież to to samo". Wiele zetek czytanie traktuje jak nudny obowiązek albo kolejny trend rodzicielski, z powodu którego odczuwają presję. Tyle iż nie wiedzą – albo nie chcą wiedzieć – jak wielki ma to wpływ na rozwój ich dzieci.
Eksperci nie mają wątpliwości. Dzieci, którym się czyta, rozwijają się szybciej, lepiej rozumieją świat, mają większe zasoby słownictwa i uczą się empatii. Słyszą więcej słów – czasem choćby o miliony więcej słów niż rówieśnicy, którym nikt nie czyta. I tych doświadczeń i umiejętności z nich wynikających nie da się nadrobić w żaden inny sposób.
Jasne, życie młodych rodziców nie jest łatwe. Praca, obowiązki domowe, czasami samodzielne rodzicielstwo. Wieczorem każdy chce już tylko odpocząć i marzy o tym, by posiedzieć na kanapie w ciszy lub obejrzeć coś dla dorosłych w telewizji. Ale wieczorne czytanie to nie maraton – wystarczy 10-15 minut każdego dnia. Tylko tyle i aż tyle, żeby dziecko poczuło bliskość, usłyszało nowe słowa, nauczyło się skupiać. Taki codzienny rytuał tez wycisza po całym dniu i sprawia, iż łatwiej się zasypia. To inwestycja, która zwraca się przez całe życie.
Zamiast tego wielu rodziców wybiera ekran. Książkę zastępuje bajka na YouTubie, czytanie odbywa się z pomocą głosu z głośnika, który czyta e-booka lub słuchowisko. Tymczasem nic nie zastąpi ciepła rodzica, intonacji głosu, komentarza do obrazka, wspólnego śmiechu z bohaterów historii.
Brak czasu to tylko wymówka
Paradoksalnie, choć zetki mają dostęp do ogromu wiedzy na temat rozwoju dziecka, często z niej nie korzystają. Wolą porady z TikToka niż artykuł naukowy. Mają w głowie obraz dzieciństwa jako czegoś "przereklamowanego" – bo sami często nie dostali w domu zbyt wiele uwagi. Dziś chcą być lepszymi rodzicami, ale jednocześnie nie mają wzorców, jak to zrobić.
Nie chodzi o to, żeby krytykować pokolenie Z. Chodzi o to, by pokazać mu, jak ważne są małe rzeczy i drobiazgi wykonywane z dzieckiem każdego dnia. Książka to nie relikt przeszłości – to fundament. Dzięki niemu wpływamy pozytywnie na relacje, na rozwój i język, na emocje. Dzieci uczą się przez kontakt i doświadczanie. A czytanie to jeden z najprostszych i najskuteczniejszych sposobów, by ten kontakt i doświadczenie zbudować i poczuć.
Jeśli dziś młodzi rodzice nie zaczną czytać dzieciom, ich pociechy mogą nie sięgnąć po książkę wcale. A potem – nie będą czytać ze zrozumieniem, nie poradzą sobie w szkole, nie zrozumieją świata. To nie jest czarnowidztwo. To już się dzieje. Zamiast więc kupować kolejną edukacyjną aplikację, może warto wyjąć z półki książkę. I przeczytać dziecku choćby jedną stronę. Codziennie. Dla niego. I dla siebie.