W Krakowie jesień otuliła miasto szarym welonem, ale w moim sercu szalała burza żalu i rozczarowania. Jak można zachować spokój, gdy własna teściowa, niczym obca osoba, odwraca się od wnuków? Nie pojmuję, jak można być tak zimnym i obojętnym wobec własnej krwi? A Lidia Stanisławówna powtarza tylko jedno: „Wasze dzieci to wasz problem. Ja swój dług spłaciłam, wychowując syna”.
Teściowa przeszła na emeryturę przed czasem. Jej młodsza córka, Kinga, urodziła właśnie bliźniaki. Przez pierwsze lata pomagała jej, niańczyła maluchy, ale gdy chłopcy poszli do przedszkola, natychmiast znalazła sobie zajęcie. I jakie! Została nianią w zamożnej rodzinie, gdzie całe dni spędza, bawiąc się z obcymi dziećmi.
Teraz w domu bywa tylko w weekendy, a te dni poświęca sprzątaniu, spotkaniom z przyjaciółkami i odpoczynkowi. Owszem, zarabia niemałe pieniądze, ale dla swoich wnuków — moich synów, pięcioletniego Wojtka i trzyletniego Kacpra — nie ma ani chwili. Ani odrobiny ciepła.
Wielokrotnie błagaliśmy ją razem z mężem o pomoc. Musiałam wrócić do pracy, by utrzymać rodzinę, ale dzieci ciągle chorowały, opuszczając przedszkole. Moja mama mieszka w innym mieście, setki kilometrów stąd, a ostatnią nadzieją była teściowa. Ona jednak odmówiła bez namysłu.
„Wynajmijcie nianię — rzuciła chłodno. — Nie przeszkadzajcie mi w pracy”.
Byłam w szoku. Gdyby moja mama była bliżej, rzuciłaby wszystko, by pomóc. Obiecała przyjechać na dwa tygodnie podczas urlopu, ale co mi po dwóch tygodniach? To nie rozwiąże problemu. Gdy Lidia Stanisławówna wozi obce dzieci po zagranicznych kurortach, pływa z nimi jachtami i pozuje na plażach, ja siedzę w domu, rozdarta między chorymi synami a strachem przed utratą pracy. Rozumiem, iż trafiła na „żyłę złota”, ale jak można być tak pozbawionym serca? Czy naprawdę pieniądze znaczą dla niej więcej niż własne wnuki?
Za każdym razem, gdy widzę w mediach jej zdjęcia z obcymi dziećmi — uśmiechniętymi, wystrojonymi, w drogich parkach rozrywki — ściska mi się serce. Moi chłopcy nigdy nie widzieli babci na swoich przedszkolnych występach, nie słyszeli od niej bajek na dobranoc. Pytają: „Mamo, dlaczego babcia Lidia do nas nie przychodzi?” A co mam odpowiedzieć? Że ich babcia woli obce dzieci, bo one przynoszą jej złotówki?
Próbowałam rozmawiać z mężem, Andrzejem, ale on tylko rozkłada ręce. „Mama zawsze taka była — mówi. — Jej nie zmienisz”. Ale jak mam się z tym pogodzić? Czuję się zdradzona, jakby teściowa odtrąciła nie tylko wnuki, ale i nas — mnie i jej syna. Jej obojętność to jak nóż, który powoli wbija się w żywe ciało.
Czasem myślę: może wymagam za dużo? Ale wtedy przypominam sobie, jak moja mama, mimo zmęczenia, zawsze znajdowała czas dla mnie i moich braci. Czy to nie jest właśnie rola babci? Miłość, troska, ciepło? A Lidia Stanisławówna ma w sercu tylko kalkulację i egoizm.
Co byście zrobili na moim miejscu? Czy to normalne, iż teściowa stawia pieniądze ponad własne wnuki?