"To była ostatnia odpowiedź mojej córki przy tablicy. Nie zasłużyła na takie traktowanie"

mamadu.pl 1 tydzień temu
Zdaniem wielu nauczycieli odpowiedzi ustne, kartkówki i sprawdziany są najlepszą formą sprawdzenia wiedzy uczniów. Testy także, ale tutaj można liczyć na chybił trafił. W wielu szkołach przyjęło się, iż na początku każdej lekcji jeden z uczniów zostaje wywołany "do tablicy". Tym razem trafiło na córkę naszej czytelniczki. No i stało się najgorsze, czego nikt się nie spodziewał. Zapraszam na lekcję biologii.


Ustne odpowiedzi dla wielu uczniów są źródłem ogromnego stresu. Wymagają szybkiego i jasnego formułowania myśli, zmierzenia się z komentarzami nauczyciela, a niekiedy też i rówieśników. Choć taka "kontrola" może motywować uczniów do systematycznej nauki, to niekiedy może stać się przyczyną napięcia i niepokoju.

To koniec!


"Jestem rozgoryczona tym, co stało się na lekcji biologii i nie zamierzam tego ukrywać. Serce mi pęka na myśl o tym, co spotkało moją córkę w szkole. To była jej ostatnia odpowiedź przy tablicy – i nie dlatego, iż brakuje jej wiedzy czy ambicji, ale dlatego, iż nie zasłużyła na takie traktowanie.

Moja córka Klara (uczennica 4 klasy) zawsze bardzo poważnie podchodziła do nauki. Nigdy nie była nieprzygotowana, nigdy nie zapomniała o pracy domowej, kartkówkach, projektach. Jednak tak jak każdemu, zdarza się jej popełniać błędy szczególnie wtedy, gdy stres bierze górę.

Podczas ostatniej lekcji biologii została wywołana do tablicy. Mimo przygotowania zaczęła się stresować i mylić pojęcia – już dokładnie nie pamiętam, co z czym pomieszała. Z tego co wiem, dla nauczyciela była to zwykła pomyłka, ale dla klasy – okazja do śmiechu.

Kiedy córka opowiadała mi o tej sytuacji, widziałam łzy w jej oczach. Nie mogę zrozumieć, dlaczego nauczyciel nie zareagował stanowczo na te drwiny? Podobno milczał jak zaklęty. Jakaś nowa metoda wychowawcza, o której nie słyszałam? Jakaś nowa szkolna praktyka?

Sprostował błędną wypowiedź Klary, ale ta pod wpływem stresu i emocji jeszcze raz popełniła ten sam błąd. I wtedy uczniowie znów zaczęli się śmiać pod nosem. A ona bidulka stała przy tej tablicy cała spocona, z tysiącem myśli w głowie i modliła się w duszy, by wrócić do ławki.

Na pewno nie zamierzam tego tak zostawić, już umówiłam się na rozmowę z nauczycielem i wychowawczynią, a jeżeli trzeba będzie, to i do pani dyrektor pójdę.

Oczywiście napisałam wiadomość w dzienniku elektronicznym, iż do wyjaśnienia sprawy proszę o nieprzepytywanie mojej córki przy tablicy, ale póki co nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Że niby przesadzam? Że jestem nadopiekuńcza, przewrażliwiona i nadgorliwa? Nie sądzę. Ja po prostu dbam o dobro swojego dziecka i nie pozwolę, by moja córka jeszcze raz stała się obiektem drwin i śmiechów".

Idź do oryginalnego materiału